... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zręcznie przesunął się między prętami ramy przyrządu i po chwili odnalazł małe drzwiczki, prowadzące do wnętrza kosza. Przez chwilę posuwał się ku środkowi olbrzymiej czaszy, gdy naraz zamarł w bezruchu. Postąpił krok naprzód, jakby miał zamiar wspinać się dalej, lecz oto znów się zatrzymał. Wreszcie począł posuwać się dalej po prętach kosza, podobny do pająka na wielkiej sieci. Znalazłszy się w centrum zwierciadła radioteleskopu astronom zgasił reflektor, zapalił go, po czym szybko zamigotał światłem. Powtórzywszy sygnał kilkakrotnie Dean ruszył w powrotną drogę. Po paru minutach dotarł do niebezpiecznej belki i usiadłszy na niej okrakiem posuwał się ku wieży. Wkrótce osiągnął drabinkę. - Daisy, coś ty mówiła? - rzucił pytanie wspinając się po szczeblach. W głosie jego brzmiało zdziwienie i jakby niepokój. - Ja? Kiedy? - No, przed chwilą! Chyba ty, bo któż by inny? Gdy byłem po tamtej stronie zwierciadła, słyszałem wyraźnie twój głos. - Musiało ci się zdawać - wtrącił Kruk. - Wykluczone, abyś będąc wewnątrz zwierciadła, oddzielony od Daisy i mnie jego siatką, mógł coś słyszeć. Kosz ten nie przepuszcza fal radiowych tej długości. - Masz rację. A ja jednak słyszałem wyraźnie głos kobiecy - upierał się astronom. - Trzy razy powtórzyła to samo. - Co takiego? - Trochę mnie nawet zdziwiło, bo to takie jakieś... Wyraźnie słyszałem głos kobiecy, podobny do głosu Daisy. Mówiła coś w tym rodzaju: “Halo CM! Czy słyszysz? Odpowiedz!" I tak ze trzy razy. Więc ja wołam do Daisy: “Co się stało?!" Bo już się przestraszyłem, że coś złego. - Mówisz, że powiedziała CM? A może CM-2? - Taak. Skąd wiesz? - A to dziwna historia... - odrzekł Bernard zmienionym głosem. - I co było dalej? - A nic. Cisza. Dopiero po jakichś dwu minutach znów ten sam głos: “Uwaga! Za godzinę na tej fali". Znów tak trzy razy i cisza. - I nic więcej? - Nie. Już nic więcej. Dean dotarł do cylindra nad wieżą i rozmowa się urwała. Szybko podszedł do małej skrzynki i wyciągnął z niej długi przewód z wtyczką. Po chwili w słuchawkach hełmu Bernarda rozległ się cichy trzask. To Dean przełączył się na telefon. Zapanowało milczenie. Ciszę przerywał tylko przyśpieszony oddech konstruktora, który zmęczył się pomagając przyjacielowi wspinać się po drabinie. Daisy zamarła w oczekiwaniu. Żaden jednak dźwięk nie dobiegł jej uszu. Czyżby telefon nie działał? Upłynęła długa chwila. Nie mogła wytrzymać narastającego napięcia. - Dean, dlaczego milczysz?! - zawołała. - Dean nie ma w tej chwili połączenia z nami - rozległ się głos Kruka. - Chcąc rozmawiać przez telefon musiał wyłączyć radio. - Ale czy złapał połączenie? - Owszem. Widzę przez szybę, że rozmawia. Zaraz się dowiemy, co Lunow... - Bernard urwał nagle. Młody astronom nachylił się i zaczął manipulować przyciskami. Naraz gwałtownym ruchem wyciągnął wtyczkę i w słuchawkach rozległ się jego pełen zdenerwowania głos: - Straciłem połączenie. Do diabła, co to się stało? W żaden sposób nie mogę się skontaktować z Lunowem. Czekaj, spróbuję jeszcze raz. Znów włączył wtyczkę i Bernard ujrzał, iż Dean krzyczy coś w hełmie. Po chwili ponownie włączył radio. - Cóż, u licha, mogło się stać? Zupełnie nie rozumiem. Włącz się ty, Ber, może u mnie w hełmie coś nie w porządku. Choć to mało prawdopodobne, gdyż radio działa. Jednak i Kruk nie mógł otrzymać połączenia. - Musiał się u starego zepsuć aparat - mówił z niepokojem Roche. - Może sam się wyłączył? - Wykluczone. Zerwanie łączności nastąpiło w pół zdania i to w takim momencie, że... - Coś się dowiedział? - Dowiedziałem się... Trudno o tym w ogóle rozsądnie myśleć. I gdybym tego parę razy nie usłyszał wyraźnie od starego, to myślałbym, że chyba śnię. Może zresztą stary zwariował? Trzeba pecha, że straciłem połączenie. Byłbym się choć dowiedział jakichś szczegółów. - A więc czegoś się dowiedział? - niecierpliwił się Kruk. - Powiedz wreszcie! - Lunow twierdzi, że to jest... że to jest rakieta. - Co jest rakieta? - No to, co się do nas zbliża. - Co? Ten rój ciał? - To nie jest, jak twierdzi stary, żaden rój ciał, lecz rakieta, prawdziwa rakieta! Pojazd rakietowy! - powtarzał w zdenerwowaniu Dean. - Jaka rakieta? Skąd? - Otóż to... Nie może mi się to zupełnie w głowie pomieścić! Czyżby? - Opowiadaj od początku, co mówił Lunow, bo nic z tego, co powiedziałeś, nie rozumiem - zdenerwował się Bernard. - Mogę cię pocieszyć, że ja też nic nie rozumiem. Połączenie otrzymałem od razu. Widocznie stary zauważył błyski i natychmiast włączył telefon. Jak tylko odezwałem się, Lunow z miejsca zaczął gadać o naprawie jakiejś anteny. Mówił, że się cieszy z mego powrotu do zdrowia i z tego, że sam się zająłem naprawą, bo prędzej się można będzie skomunikować z rakietą. Pytam, o czym on mówi, przecież, o ile wiem, żadna rakieta nie opuściła Celestii. A on: “Więc ty nie wiesz, mówi, że zbliża się do nas jakaś obca rakieta? Spoza naszego świata?" Odpowiadam, że słyszałem tylko o jakichś ciałach eksplodujących i właśnie chciałem się czegoś od niego dowiedzieć. A o rakiecie nic nie wiem! A stary jak nie zacznie mnie sztorcować: “Jeśli nie kierujesz naprawą anteny, to po co się włóczysz na zewnątrz i nie przychodzisz do obserwatorium? Przecież, mówi, otrzymałeś moją kartkę, że jak tylko będziesz zdrowy, to masz przyjść natychmiast do obserwatorium". Już zaczynam tłumaczyć, że nic o tym nie wiem, gdy naraz coś trzasnęło w słuchawkach i lampa kontrolna zgasła. Musiało coś “nawalić" w aparacie. Wykluczone, aby Lunow sam się wyłączył. A to pech! Niech to wszyscy diabli! - Spróbuj jeszcze raz. Chociaż słaba nadzieja. Z tego, co mówiłeś, zdaje się wynikać, że przyczyna zerwania łączności jest poważniejsza, niż ci się zdaje. Może jestem ostatnio przewrażliwiony, ale to z pewnością nie przypadek. - Co przez to rozumiesz? - Chyba jasne. Lunow jest izolowany i fałszywie informowany. Po prostu celowo przerwano połączenie, dziwne tylko, dlaczego w ogóle dopuszczono, aby Lunow powiedział coś o rakiecie. Chociaż... Jest to tak fantastyczna wiadomość, że nie wiem sam, co o tym sądzić. Zestawiwszy to, co się w ciągu ostatnich paru dni dzieje w Celestii... Nie wiem. Zupełnie nie jestem w stanie tego zrozumieć