... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Znając już teraz jego nastroje, poznała od razu, kiedy chciał powrócić do tematu zabójstwa. Byli wtedy w bibliotece, on zasiadł w głębokim fotelu, ona na szezlongu z robótką na kolanach. Ogień buzował u kominku, ogrzewając pokój. Zapadła już noc, więc Zasłony były zaciągnięte. Webster podał Diabłowi kieliszek brandy i opuścił pokój. Księżna-wdowa poszła już do siebie na górę. Spod spuszczonych rzęs Honoria zobaczyła, jak Diabeł wypił spory łyk brandy, zanim na nią spojrzał. – Powinienem wrócić do Londynu. Podniosła wzrok, wpatrując się w jego twarz, po czym zapytała spokojnie: - Co to za informacje w sprawie śmierci Tolly'ego, które wymagają naszego powrotu właśnie teraz? Zmierzył ją spojrzeniem. Wytrzymała je spokojnie, niewzruszona, nie rzucając mu wyzwania, nawet kiedy zielone oczy zwęziły się, a wargi zacisnęły. Po chwili Diabeł skrzywił się i rozparł w fotelu, przenosząc wzrok na sufit. Honoria odłożyła robótkę na bok i czekała. Diabeł zastanawiał się długo i intensywnie, potem pomyślał jednak, że przecież to jego żona i że jest zbyt inteligentna i zbyt uparta, by zadowolić się jakimś wykrętem. Znów spojrzał jej w twarz. – Wicehrabia Bromley pracuje dla mnie. Honoria zmarszczyła czoło. - Czyja go znam? – To nie jest dżentelmen takiego pokroju, żebyś musiała go znać. – Aha, tego rodzaju dżentelmen. – Dokładnie tak. Wicehrabia stara się obecnie odkryć prawdę o „oczerniającej plotce Lucyfera". Ma mi złożyć raport w przyszłym tygodniu. – Rozumiem. - Marszcząc czoło, Honoria spojrzała na ogień w kominku, potem odruchowo pozbierała jedwabne nici do robótki. - Nie mamy tutaj zobowiązań. Natychmiast pomówię z panią Hull i Websterem. - Podniosła się i zerknęła na niego. - Jak rozumiem, wyjeżdżamy jutro? Diabeł patrzył jej w oczy przez nieznośnie długą chwilę, aż wreszcie westchnął i przytaknął. - Jutro. Po lunchu. Honoria skinęła głową i odwróciła się. Diabeł patrzył, jak kołysze biodrami, podchodząc do wyjścia. Kiedy drzwi zamknęły się za nią, opróżnił kieliszek... i zaczął się zastanawiać, nie po raz pierwszy, co też go naszło. – Jak bardzo pogrążył się Bromley? Vane zadał to pytanie, opadając na krzesło przy biurku Diabła. Wicehrabia Bromley wyszedł ledwie pięć minut temu, zielony na twarzy. Zamykając notatki wicehrabiego w szufladzie biurka, Diabeł wymienił kwotę. – Naprawdę wykończyłeś go z klasą - zdumiony Vane aż gwizdnął. Diabeł wzruszył ramionami. - Lubię być dokładny. Drzwi otworzyły się. Diabeł podniósł wzrok i wy-dedukował z wyrazu oczu Honorii, że usłyszała ostatnie zdanie. Spojrzał jej w oczy z wyraźnie szelmowskim uśmiechem. – Dzień dobry, moja droga. Honoria zatrzepotała rzęsami i dumnie skłoniła głowę. Diabeł obserwował, jak wymienia grzeczności z Vane'em. Była ubrana do wyjścia, w pelisę z wełny merynosów, a w dłoni trzymała za wstążki aksamitny kapelusz. Dłoń, otulona giemzową rękawiczką o barwie kości słoniowej, trzymała mufkę ze złocistego aksamitu, podbitą puchem łabędzim; ten sam kosztowny puch ocieplał wewnętrzną warstwę stojącego kołnierza jej pelisy. Włosy Honorii były zaczesane w elegancki kok - nie były już tą dziką plątaniną, co dziś rano, kiedy zostawił ją w małżeńskim łóżku. Wspomnienie wywołało falę ciepła. Świadomie pozwolił sobie na uśmiech. Włożywszy kluczyki od szuflady biurka do kieszonki kamizelki, podszedł do niej zadowolony z siebie. Odwróciła się, kiedy się zbliżył, i uniosła brwi. – Czy wicehrabia miał informacje, których oczekiwałeś? Diabeł zawahał się, patrząc jej w oczy. Nie potrzebował się oglądać, żeby wiedzieć, że Vane jest zaskoczony. – Tak się składa, że nie. Bromley potrzebuje więcej czasu. – Dałeś mu go? Po chwili wahania Diabeł przytaknął. Honoria znów uniosła brwi. – Skoro jego lordowska mość jest tak powolny, może na jego miejsce mógłbyś zatrudnić kogoś innego? – To nie takie proste. - Ubiegając pytanie, które dostrzegł w jej oczach, Diabeł ciągnął: -Bromley posiada pewne cechy, które sprawiają, że jest idealny do tego zadania. Honoria wyglądała na zdumioną. - Widziałam go tylko przez moment, ale nie wydał mi się człowiekiem wzbudzającym wielkie zaufanie. - Przerwała, marszcząc czoło i wpatrując się w niezdradzającą niczego twarz Diabła. - Skoro teraz jesteśmy tutaj, czy nie mógłbyś zrezygnować z Bromleya i badać sprawę sam? W mieście jest już całkiem dużo ludzi. Gdybyś powiedział mi, jakich informacji szukasz, mogłabym sama się czegoś dowiedzieć. Vane zachłysnął się i próbował zamaskować to kaszlem. Honoria spojrzała na niego. Napotkawszy wzrok Vane'a, Diabeł się zachmurzył. Obserwując tę niemą wymianę zdań, Honoria zmrużyła oczy. – Co dokładnie bada Bromley? Po tym pytaniu obaj mężczyźni spojrzeli na Honorię. Popatrzyła im w oczy, odczytując ich instynktowną reakcję, i zadarła podbródek. Potem znacząco popatrzyła na Vane'a. Vane uśmiechnął się do Honorii z przesadną grzecznością. – Zostawię was, żebyście porozmawiali. Podała mu rękę