... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Amanda zastanowiła się przez chwilę, czy zapomniał o jakimś ważnym szczególe przygotowań. Bez zdziwienia stwierdziła, że nie. - Bardzo dobrze, Ken. Za dziesięć minut oczekuję połączenia z Głównym Dowództwem przez kanał Milstar. Odbiorę w swojej kwaterze. - Tak jest, kapitanie. - Chris, dowiedz się, czy twoi ludzie już coś mają. Podejrzewam, że ci z Dowództwa urządzą mi niezłą odprawę a nie chciałabym w to wchodzić na ślepo. - Tak jest - rzuciła Chris przez ramię, już w drodze na Kruczą Grzędę. - Jeszcze jedno, Ken. Czy „Boone” odebrał takie same rozkazy? - Nie kapitanie. Ani nie odebrał, ani się z nami nigdzie nie wybiera. Rozmawiałam dziś z ich pierwszym oficerem. Mają złamane skrzydło w śrubie, tak więc, cokolwiek to jest, oni nie biorą w tym udziału. - Dzięki niebiosom za małe łaski. Wejść do akcji z taką eskortą to jak tańczyć Jezioro łabędzie z wiadrem na nodze. - Amanda odwróciła się i ruszyła w stronę swojej kajuty. - Zwołaj zebranie grupy O, gdy tylko skończę rozmawiać z Dowództwem. Kwatery kapitańskie na niszczycielach typu DDG były kompromisem, który nie zadowalał nikogo, a zwłaszcza tych oficerów marynarki, którzy musieli je zajmować. Projektantom przyświecała żądza połączenia tradycyjnych kabin postojowych i operacyjnych w jeden funkcjonalny apartament. Zgodnie z tym zamierzeniem, usytuowane zostały bezpośrednio pod mostkiem, zdając śpiących w nich ludzi na łaskę i niełaskę ciężko obutej nocnej wachty. Przednia część kajuty, składająca się z jednakowo maleńkich pracowni, sypialni i kabiny dziennej, przylegała do zewnętrznej ściany nadbudowy. Była zatem pochylona, przez co wygodne i jednocześnie funkcjonalne użytkowanie jej przestrzeni stawało się niemożliwe. W środku panował zaduch, ponieważ klimatyzacja nie mogła sobie dać rady z ciepłem promieniującym z biegnących tuż obok przewodów parowych. Gdy tylko Amanda przekroczyła próg kabiny, natychmiast poczuła pod ubraniem kilka przeoczonych ziarenek piasku. Przez chwilę zastanawiała się, czy bezpieczeństwo cywilizacji Zachodu nie zawiśnie na włosku, jeśli weźmie szybki prysznic. Ostatecznie poprzestała na rozpięciu jednego guzika bluzki i wcisnęła się za swoje biurko, połączone ze stanowiskiem obsługi komputera. W tej samej chwili zadzwonił telefon wewnętrzny. - Kapitan. - Mówi Chris z Kruczej Grzędy. Moje chłopaki już znalazły. Mogę potwierdzić, że jest to akcja duża, lokalna i robiona po cichu, skupiona wokół Argentyny, a w każdym razie Argentyna bierze w tym udział. - Szczegóły ? - Właśnie skończyliśmy konturowy pomiar komunikacji wojskowej; odnotowano zdecydowany wzrost użycia standardowych argentyńskich częstotliwości. Nie jest to powszechna mobilizacja, ale potencjał narasta. - Jakieś informacje o Anglikach w Mount Pleasant? - Nieosiągalne, kapitanie, są poza naszym efektywnym monitorowaniem. To co mamy pochodzi z Sigintu, wywiadu łacznościowego podsłuchującego północnoargentyńskie bazy i ich łącza satelitarne. Nie sprawdzaliśmy jeszcze, co przechwyciły satelity naszego systemu Elint.Poza tym na wszystkich kanałach łapiemy od cholery rozkazów z ostatniej chwili: lotnictwo, marynarka, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, Elint, wywiad, pogoda i łączność. Wygląda na to, że szykują się do przesyłania sprawozdań z całej południowej półkuli. Nie programuje się od nowa satelitów, jeżeli nie zanosi się na coś dużego. - A co na terytoriach sąsiadujących? - Żadnych zmian tego rodzaju ani w brazylijskich, ani w urugwajskich sieciach. Cisza. - A światowe media? Pokazują coś? - Nie. Lokalne i międzynarodowe łącza milczą. Cokolwiek to jest, jeszcze nie wybuchło. - Może to znowu Falklandy? - zastanowiła się Amanda. - Może. Pomiary nasłuchowe wykazują jeszcze jedno: na wszystkich częstotliwościach używanych przez Amerykański Progam Badań Antarktycznych i Brytyjski Instytut Antarktyczny odnotowano wczoraj jeden skok. Od tego czasu kompletnie umilkły. Nie wiem, czy to istotne, czy nie. Będę w stanie coś powiedzieć, gdy już zaczniemy to przesłuchiwać. - Dobra, bierz się do roboty, Chris. Spotkamy się na odprawie grupy O