... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Na środku pokoju ujrzał wielkie łóżko z wysokim baldachimem, a w nim, z zamkniętymi oczami, leżała najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Była tą, w której miniaturze się zakochał, ale tutaj postrzegał ją jako nieporównanie bardziej cudowną od jej malowanej podobizny. ROZDZIAŁ 8 Żadne inne oczy nie byłyby w stanie ocenić jej piękności, ale smocze spojrzenie Czarusia dostrzegło nawet więcej. Przejrzało na skroś projekt Azziego i przeniknęło zaplanowaną przezeń intrygę. Oczy smoka pokazały mu, że on, Czaruś, nosi znienawidzoną przez Scarlet twarz jej uwodziciela. Co zrobi dziewczyna, kiedy ujrzy to oblicze? Smocze oczy dostrzegły czający się cień nieszczęścia, lecz Czaruś zignorował te ostrzeżenia, pochylając się nisko nad Królewną. Nastąpił długo wyczekiwany moment, nad którym Azzie mozolił się od samego początku - odkąd tylko wymyślił swój plan. Pocałunek! Rozstrzygający pocałunek! Już wcześniej umieścił zatruty sztylet na nocnym stoliku, w pobliżu dłoni Scarlet. Dziewczyna powinna go użyć, gdy tylko otworzy oczy i pozna swego całuśnika - pogardzanego uwodziciela! Zza zasłony, gdzie się ulokował, Azzie zwrócił się do wielkiej, niewidocznej publiczności, obserwującej ostatni akt dramatu. - Panie i panowie! Istoty Światłości i Ciemności! Druhowie demony i przeciwnicy aniołowie! Oto przedstawiam wam zakończenie najbardziej starożytnej i pouczającej historii o Księciu Czarusiu i Królewnie Scarlet! Spójrzcie, oto pocałunek przebudzenia i jego rezultat! Nawet wówczas, kiedy słowa te zamierały, Książę Czaruś kontynuował swymi smoczymi oczyma przenikanie zamysłu Azziego, mówiąc o nim tak: “Aha - monologował - stało się dla mnie oczywiste, że jestem niczym więcej, jak zwykłą kupą osobnych organów, a mój tak zwany wujek Azzie (prawdziwy demon, mimo że ujmujący), składając mnie w całość, obdarzył me ciało twarzą uwodziciela Scarlet w tym jeno celu, bym stał się ofiarą Królewny, gdy ta się tylko przebudzi. Dobrze zatem, jeżeli tak ma być, niechaj się stanie! Zabij mnie, cudna Księżniczko, skoro sprawi ci to radość! Lecz chociaż jestem nikim, tworem pozszywanym z resztek, w które życie tchnął szatan, w mojej piersi bije szczere serce i mogę powiedzieć tylko tyle, Księżniczko, byś postąpiła ze mną wedle swej woli!” Scarlet poczuła na ustach dotknięcie męskich warg. Otworzyła oczy, ale w pierwszej chwili, z powodu bliskości, w jakiej znajdował się całujący ją młody człowiek, niczego nie zobaczyła. Jej pierwszą myślą było: “Cóż to za błogość być obudzoną!” A potem ujrzała jego twarz. Tę twarz! O, bogowie! Rozpoznała ją natychmiast - było to oblicze człowieka, który ją uwiódł i porzucił! Jej oczy rozszerzyły się; biała ręka zatrzepotała przy piersi niczym jedna z zagubionych gołębic Hery. On! To on! Szukająca po omacku za plecami dłoń natknęła się na rękojeść leżącego na małym stoliku nocnym sztyletu. Podniosła go... Azzie wyliczył tę część sztuki nad wyraz precyzyjnie. Wiedział, jak sztylet powinien wśliznąć się do ręki dziewczyny, powodowanej jakby jej własną wolą. Publiczność, niewidoczna, lecz obecna, pochyliłaby się wówczas do przodu. Członkowie Jury Zawodów ujrzeliby ramię Scarlet cofające się dla nabrania zamachu, a potem wbijające sztylet w plecy Czarusia - wprost w serce! Później, gdy młodzieniec wyzionąłby ducha na podłodze komnaty, Azzie wystąpiłby naprzód. “Niestety, mała księżniczko - powiedziałby (przemowa z dawna przygotowana i przećwiczona) - zabiłaś jedynego człowieka, którego mogłaś była pokochać; jedynego, w którym było twoje ocalenie”. Byłoby także miłym zakończeniem, pomyślał Azzie, gdyby Scarlet skierowała potem broń przeciwko własnej osobie, gwarantując sobie w ten sposób wieczność cierpienia w najgłębszej z piekielnych Otchłani. Azzie zastanawiał się nawet nad chwilowym przywróceniem Czarusiowi życia na dostatecznie długi czas, by mógł ujrzeć śmierć Scarlet: wszystko to z zamiarem skuszenia go do wypowiedzenia bluźnierstwa tak wielkiego, by i jemu zapewniło ono wieczne potępienie. Dobry koniec dla kogoś, kto lubi zawiązać wszystkie wątki. Azzie był tak pewny swego, że pojawił się teraz przed Scarlet, mówiąc z ciężką ironią: - Niebiosa znajdują środki, by zabić twoją radość z miłością, ale świat, ani jego prawo, nie jest twoim przyjacielem. Jeszcze długo potem ludzie sprzeczali się co do tego, dlaczego plan spalił na panewce; wedle Azziego bowiem, prosta wzajemność uczuć powinna wystarczyć, by powieść palce Scarlet w stronę sztyletu, a sztylet ku nie osłoniętym plecom młodego Księcia. Jednak życie, z jego zdrowym przyzwyczajeniem do przypadkowości, nie godzi się na to. Azzie nie wziął pod uwagę efektu działania oczu Scarlet. Chociaż nie posiadały one zdolności widzenia prawdy, jak to miało miejsce w przypadku Czarusia, to potrafiły wszakże dostrzec - kiedy rozważyła pełen napięcia żywy obraz obejmujący ją samą, Księcia Czarusia oraz zatruty sztylet - trywialność i sztuczność, banał oraz podstęp