... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

To, co czekało jego samego, było mu już obojętne. Własnego losu Demades przewidzieć nie umiał, trafnie natomiast przepowiedział skutki prostoduszności Fokiona i słusznie pouczał syna, że należy rękę trzymać na sprawach, by w porę wyciągnąć korzyści, a uniknąć błędów. Rozkład monarchii Aleksandra postępował prędzej niż rozkład jego zwłok, które Ptolemaios wbrew woli zmarłego wywiózł do Egiptu, zamierzając z Aleksandrii uczynić siedzibę jego kultu, a zarazem punkt ciężkości imperium przenieść do swej satrapii. Lud egipski pozyskał sobie, skracając o głowę dotychczasowego monarchę Kleomenesa z Naukratis, który bezwstydnie wykorzystywał swe stanowisko, opodatkowując wszystko, nawet święte krokodyle, a cło wywozowe na zboże podniósł tak, że za bezcen wykupił nadwyżki i sam je wywoził, dyktując lichwiarskie ceny, zwłaszcza Atenom, wskutek odcięcia od rynków czarnomorskich nie mających wyboru. Nie było jednak i środków i wśród biedoty zaczynał się głód, a w ślad za nim wrzenie. Jak zwykle szukano winnych, położenie Fokiona stawało się coraz trudniejsze, zaczynało być niebezpieczne. Powszechnie i głośno szemrano, że zamiast zachęcić lud do wytrwania, wykorzystać otwartą już walkę między diadochami i rozdwojenie w samej Mecedonii, skłonił Ateny do zawarcia pokoju na warunkach, które je obezwładniły i doprowadziły do nędzy. Teraz sławiono niezłomność Demostenesa w walce o wolność, w której padł jako ofiara małoduszności Fokiona. Gdy staremu wodzowi donieśli o tym zaniepokojeni przyjaciele, odparł ironicznie: — Nic nie mam przeciw temu, by uchwalono mu wystawić pomnik za pieniądze tych, którzy skazali go na śmierć. Ja nie potrzebowałbym się do tego przyczyniać. — Niemniej przyjaciele Demostenesa ciebie obciążają winą jego śmierci, przypominając, że gdy Aleksander zażądał wydania przywódców stronnictwa wojny, ty byłeś za tym. — Komu mam przypominać, że to ja wówczas skłoniłem Aleksandra, by od tego żądania odstąpił? — To wiemy — odparł Charikles — ale ty wiesz, że Ateńczycy pamiętają to, co chcą pamiętać, i zawsze znajdą winowajców własnych błędów. Czy nie byłoby dobrze, byś się z miasta usunął? Zmiennrsą, gdy się przekonają, że bez ciebie Antypater niezwłocznie wykonać zechce swą groźbę i sam ściągnie nałożoną kontrybucję, prędko będą cię prosili o powrót. — Ale on nie jest chwiejny. Gdy raz wyda rozkaz, nie cofnie go. Ja natomiast mogę żywić nadzieję, że gdy mnie z kolei Ateńczycy skażą na śmierć, także znajdą winowajców i być może wystawią mi nawet pomnik. — Ty drwisz, a sprawa jest poważna. — A cóż mam czynić, mój Chariklesie? Demades słusznie powiedział, że najtrudniej bronić się przed głupimi zarzutami, Ja tylko sobie nie chcę mieć nic do zarzucenia, a miałbym, gdybym ze strachu naraził miasto na represję Antypatra. Fokion nie wiedział, że w chwili gdy to mówił, Antypater już nie żył, a przed śmiercią opiekę nad królem Archidaiosem, a wraz z nią i władzę przekazał Polysperchonowi. Kassandros, który bezskutecznie usiłował wymóc na ojcu zmianę zarządzenia, nie zamierzał jednak podporządkować się. Jak długo potrafił, trzymał śmierć ojca w tajemnicy i natychmiast w jego imieniu wysłał rozkaz do Menillosa, by wracał do kraju, a warownię w Munichii przekazał Nikanorowi. Przybycie Nikanora, jednego z dziewięciu synów Antypatra, na czele znacznie liczniejszej załogi, wywołało w Atenach niepokój i poruszenie. Do Menillosa i jego ludzi Ateńczycy już przywykli, nie mieli powodów żalić się na ich zachowanie; zmiana mogła być tylko na gorsze. Fokion również jej nie rozumiał, a zwłaszcza dlaczego Antypater nie uprzedził go, iż zmienia dowódcę załogi, którego sam uznał za najodpowiedniejszego, załogę zaś powiększa wiedząc, że Ateny z trudem dźwigają koszty utrzymania dotychczasowej. Me-nillos, który przyszedł pożegnać Fokiona, również nie umiał niczego wyjaśnić, Nikanor nie zjawił się, by Fokiona powitać. W spra- 264 265 wie było coś niejasnego, wódz zaniepokoił się. Nie czekając udał się do Munichii, by zasięgnąć języka. Nikanor przyjął go uprzejmie, tłumaczył się nawet, dlaczego sam nie pośpieszył z powitaniem: musi zapoznać się z warownią i jej położeniem, wydać zarządzenia dla jej zabezpieczenia, a także odpocząć po pośpiesznym marszu. Fokion dalej nie rozumiał, co oznacza ten pośpiech i zarządzenia obronne. Zapytał o zdrowie Antypatra oraz czy Nikanor nie przywiózł od niego listu. Nikanor odparł: — Mogę ci wyjaśnić, jeżeli zatrzymasz wiadomość w tajemnicy, dopóki nie będzie znana powszechnie. — Sądzę, że masz powód, by żądać milkliwości. Ja mogę ci tylko być wdzięczny za zaufanie. — Ojciec zmarł — powiedział Nikanor. — Sam rozumiesz, że to sposobność dla naszych wrogów, by znowu wzniecić niepokoje, tym bardziej że, jak wiemy, lud zaczyna zwracać się przeciw tobie. Chcemy utrzymać Ateny w posłuchu także i dla twego bezpieczeństwa, bo nie wątpię, że będziesz naszym przyjacielem, tak jak byłeś nim dla naszego ojca. Fokion zamyślił się smutno, zanim odpowiedział: — Chciałbym, by przyjaźń była dziedziczna. Z twoim ojcem zawarliśmy ją jako efebowie. Jeżeli dotrwała do śmierci, to dlatego, że on nigdy nie zapominał, że jestem Ateńczykiem. Nawet gdy walczyliśmy po przeciwnych stronach, nie było między nami nieszczerości ni podstępu. — I ja będę się starał o tym pamiętać, a że chcę być wobec ciebie szczery, dowód masz, że zdradzam ci to, czego nie powiedziałem nawet Menillosowi. — Wierzę ci — rzekł Fokion. — I mam do ciebie prośbę, która zarazem będzie radą: nie pozwól swym ludziom wałęsać się bez potrzeby po mieście, staraj się z miejsca przychylnie usposobić lud, najlepiej urządzając zawody z nagrodami. To najpewniejszy sposób, by motłoch odciągnąć od politykowania, a głodnego kupić za kawałek chleba. — Posłucham twej rady, Fokionie, postaram się zjednać sobie Ateńczyków, a wzajem od ciebie oczekuję poparcia. — Możesz na mnie liczyć — odparł Fokion i pożegnał się, zadowolony, że zmiana obędzie się bez tarć. 266 Zrazu nic ich nie zapowiadało. Ugoszczony i ubawiony przez Nikanora demos ateński uspokoił się. Ponadto Nikanor okazał się przystępny i hojny, odwiedzając wielu znaczniejszych obywateli, zwłaszcza zamieszkałych w Pireusie, i obdarzając ich. Zdać się mogło, że wróciły dobre czasy, gdy Filip kupował sobie w Atenach stronników; zrazu jednak pogłoska, a potem wieść o śmierci Antypatra, znowu wprawiła miasto w podniecenie