... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Teraz zaczął się znowu. Ta powszechna migracja była zbyt skompliko-wanym zjawiskiem, aby pojedynczy umysł mógł to ogarnąć, i ludzie, którzy ją później wspominali, zapamiętali tylko niedopuszczal-ne wzburzenie nastrojów, histerię, niemal panikę, ślepy bunt przeciwko przeznaczeniu, a jednocześnie powszechne posłuszeństwo. Mieszkańcy Twierdz nauczyli się, iż najłatwiej być uległymi. I robili to, co im kazano, narzekając, przestraszeni i niechętni, ale po-słuszni rozkazom każdego, kto zwraca się do nich wystarczająco autorytatywnie. Nikt z góry nie uwierzyłby, że tak kolosalny exodus może odbyć się w czasie, który nań wyznaczono. I nikt, zastanawiając się nad tym później, nie rozumiał, w jaki sposób zdołano to przeprowadzić. A jednak przeprowadzono. Trudna do zmierzenia siła inercji lu-dzi z zadowoleniem mieszkających w jednym miejscu przez siedemset lat musiała znaleźć swą jeszcze trudniejszą do zmierzenia przeciwwagę, która zmusiłaby ich do działania... Pojawiła się taka przeciwwaga. Cząstka elementarna. Nie dająca się zważyć na jakiejkolwiek skali mierzącej wartości fizyczne, a jednak naruszała równowagę bardziej, niż mogłoby to uczynić cokolwiek innego. Pradawny strach tkwił w każdym człowieku, który kiedykolwiek podniósł wzrok znad ruchomych Szla-ków i ujrzał wiszącą w środku każdej Twierdzy kulę utraconej Ziemi, przesłoniętą symbolicznym całunem. Ruszyli się. Kedre po raz ostatni rozejrzała się po swoim pięknym, cichym pokoju. Było to długie i tak samo jak pokój ciche spojrzenie. - Nie wrócimy tu - powiedziała. Zachariasz czekający na nią przy drzwiach zapytał cierpliwie: - Dlaczego? - Wiesz, że nie wrócimy. To dobrze. Nienawidzę Sama Reeda. Zawsze zmusza mnie do stawania wobec niemiłych prawd z całko-wicie nieistotnych, a ważnych tylko dla niego powodów. Nie robi tego ze względu na konieczność ratowania rasy. Robi to, ponieważ rozgłosił gigantyczne kłamstwo i nie znajduje innego wyjścia. - Zastanawiam się, czy kiedykolwiek zdołamy to udowodnić? Kedre wzruszyła ramionami. - Gdybyśmy nawet mogli nie miałoby to teraz znaczenia. Znam metody Sama. Zdarzyło się już, że gdy znalazł się w rozpaczliwym położeniu, podejmował rozpaczliwe działania. Od tego czasu oczekiwaliśmy czegoś podobnego. Nie sądziłam, że jest zdolny do takiej mistyfikacji, ale Sam uczy się szybko. Nie sądzę, byśmy mogli to kiedykolwiek udowodnić - Jesteś gotowa, moja droga? Winda czeka. - W porządku. - Westchnęła kierując się ku drzwiom. - Nie powinnam się czuć, jakbym szła na śmierć. Mam zamiar potwierdzić swe istnienie zaczynając żyć! Będzie to życie niewygodne i, jak przypuszczam, niebezpieczne, jakkolwiek niebezpieczeństwo mniej mnie obchodzi. Ale wszystko to będzie wymagało dłuższego czasu, niż bym chciała. Tylko... Zachariaszu, fakt, że jesteśmy do tego zmuszeni, jest tak potwornie podły! Zaśmiał się. - Podobnie to odczuwam. Przypuszczam, ze pierwsze bezkręgowce, które wypełzły z prehistorycznych mórz, czuły się tak jak my - nienawidziły każdej minuty nowego życia. I oto ludzkość znowu wypełzła z wody i stanęła na suchym lądzie, ale nawet Sam Reed nie może sprawić, żeby nam się to podobało! - Będzie żałował, - Zapięła płaszcz pod szyją i ociągając się przeszła przez pokój mocno stawiając stopy na elastycznej podłodze, po której zapewne nigdy już nie będzie chodzić, co najwyżej ze zwykłej ciekawości, może po upływie stulecia. Wszystko to dziwnie będzie wtedy wyglądało - pomyślała. - Po tak długim oddziaływaniu świeżego powietrza pewno pociemnieje i zesztywnieje. Będzie-my się dziwić, że mogliśmy tu w ogóle wytrzymać. Och, kochanie, chciałabym, żeby Sam Reed się nie urodził. Zachariasz otworzył przed nią drzwi - Nasze plany będą w dalszym ciągu aktualne na lądzie - powiedział. - Sprawdziłem twoją... twoją bombę zegarową. Rodzice i dziecko są tam bezpieczni, mają pracę pod dachem. - Wolałabym, żeby to był chłopiec - oświadczyła Kedre. - Chociaż... może to, mimo wszystko, lepsza broń. A nie jest to, oczywi-ście, nasza jedyna broń. Trzeba powstrzymać Sama. Może będziemy musieli użyć broni równie niegodnej jak ta, której użył przeciw-ko nam, ale powstrzymamy go. Czas jest po naszej stronie. Zachariasz, patrząc na jej twarz, nie powiedział ani słowa. - Wiedziałem, że do czegoś zmierzasz pozwalając wymknąć się tym buntownikom - powiedział Hale. - Niepodobne byłoby do cie-bie, gdybyś pozwolił wymknąć się czemuś, co możesz wykorzystać. Sam spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi. - Chciałeś skolonizować ląd, no i zrobiliśmy to - rzekł stanowczo - Automatyczne łodzie podwodne, automatyczne samoloty zdalnie sterowane - i długoterminowy plan - powiedział Hale z zadowo-leniem i potrząsnął głową. - Tak, dokonałeś tego. Nikt inny by tego nie zrobił, a ty dokonałeś