... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

- Rany, Cassy, tu są profesorowie, których znam, ludzie, którzy pewnie będą mi pisać rekomendację. - Och, nie bądź taki spięty - odparła. - Drażnimy się tylko z tobą, bo jesteś taki sztywny. Prawdę powiedziawszy, jestem zaskoczona, że oddzwonili. To prawdziwy sukces. Spodziewam się, że mają sporo podań o pracę. - Oferta pracy od Randy'ego Nite'a to znacznie więcej niż sukces. Doświadczenie może być wprost oszałamiające. To praca ze snów. Facet jest wart miliardy. - Ale to może również wymagać poświęceń - zauważyła zadumana Cassy. - Zapewne dwadzieścia pięć godzin na dobę, osiem dni w tygodniu, czternaście miesięcy w roku. Nie zostanie wiele czasu dla nas, szczególnie jeśli ja będę tu pracować. - To po prostu sposób na rozpoczęcie kariery - powiedział Beau. - Chcę zrobić wszystko co się da, abyśmy mogli cieszyć się życiem. Pitt znowu zrobił minę i poprosił przyjaciół, żeby nie odbierali mu apetytu miałkim romantycznym gadaniem. 18 Kiedy podano zamówione dania, cała trójka zabrała się szybko do jedzenia. Mimowolnie zerkali na swoje eleganckie zegarki. Nie mieli zbyt dużo wolnego czasu. - Macie ochotę na kino wieczorem? - zapytała Cassy po wypiciu kawy. - Miałam dzisiaj egzamin i gwałtownie potrzebuję nieco relaksu. -Beze mnie, maleńka - odparł Beau. - Dostałem papierkową robotę na kilka dni. - Odwrócił się i próbował dać znać Marjorie, że czeka na rachunek. - A ty? - Cassy zwróciła się w stronę Pitta. - Przykro mi - odpowiedział. - Mam podwójną zmianę w centrum medycznym. - Może Jennifer? - Cassy nie dawała za wygraną. - Mogłabym do niej zadzwonić. - To zależy od ciebie. Ale nie powołuj się na mnie. Zrywamy ze sobą. - Przykro mi - powiedziała z uczuciem Cassy. - Zawsze uważałam was za dobraną parę. - To tak jak ja - zgodził się Pitt. - Niestety spotkała kogoś, kto bardziej jej pasuje. Przez moment Cassy i Pitt patrzyli na siebie, by po chwili odwrócić wzrok z uczuciem lekkiego zaambarasowania i wrażeniem deja vu. Beau położył rachunek na stole. Chociaż każde z nich miało za sobą kurs matematyki w college'u, obliczenie, ile kto powinien dołożyć napiwku, zabrało im pięć minut. ~ Podwieźć cię do centrum medycznego? - Beau zapytał Pitta, gdy wyszli na zalany słońcem parking. - Może tak - odpowiedział Pitt niezdecydowanie. Był nieco przybity. Kłopot polegał na tym, że ciągle darzył Cassy romantycznym uczuciem, chociaż ona go odtrąciła, a Beau ^yłjego najlepszym przyjacielem. Znali się od podstawówki. Pitt szedł kilka kroków za przyjaciółmi. Zamierzał podejść do samochodu od strony pasażera i otworzyć Cassy drzwi, ale nie chciał stawiać Beau w złym świetle. Zrezygnował więc i poszedł za Beau, by usiąść z tyłu, gdy nagle Jego przyjaciel zatrzymał się i położył rękę na ramieniu Pitta. 19 - Co to, u diabła, jest? - zastanowił się Beau. Pitt podążył za wzrokiem kolegi. Tuż przy drzwiach kierowcy tkwił wbity w ziemię dziwny, okrągły, czarny przedmiot wielkości mniej więcej srebrnej jednodolarówki. Był symetrycznie kopulasty, gładki i w słońcu połyskiwał tak, że trudno było stwierdzić, czy wykonano go z metalu, czy kamienia. - To na tym musiałem stanąć, gdy wysiadałem z wozu -domyślił się Beau. Wgłębienie po bucie wyraźnie odciśnięte z jednej strony przedmiotu potwierdzało przypuszczenie. - Ciekawe, dlaczego się ześliznąłem. -Myślisz, że to wyleciało spod samochodu? - zapytał Pitt. - Dziwnie wygląda - stwierdził Beau. Schylił się i lekko odgarnął piasek z jednej strony zagrzebanego w ziemi dziwnego przedmiotu. Kiedy to zrobił, dostrzegł osiem maleńkich wypukłości symetrycznie rozłożonych wokół krawędzi przedmiotu. Był nieco większy, niż początkowo sądził. - Hej, chodźcie już, chłopcy! - z samochodu dobiegł ich głos Cassy. - Muszę jechać na zajęcia. Właściwie już jestem spóźniona. - Sekundę - odpowiedział Beau. Zwrócił się do Pitta: -Masz jakiś pomysł? - Kompletnie nic. Spróbuj, czy wóz zapali. - To nie z samochodu, ośle. - Kciukiem i palcem wskazującym prawej ręki Beau spróbował podnieść przedmiot, ale nie dał rady. - To musi być koniec czegoś długiego. Obiema rękami odgarnął piasek i żwir i zdziwił się, że tak szybko odsłonił spód tego czegoś. Okazało się, że nie było długie. Spodnia strona przedmiotu była płaska. Podniósł go. Grubość można było ocenić na mniej więcej centymetr. - Cholera, ciężkie jak na swój rozmiar - uznał. Podał go Pittowi, który położył przedmiot na dłoni. Pitt gwizdnął i z zaskoczonym wyrazem twarzy zwrócił przedmiot znalazcy. - Z czego to jest zrobione? - zapytał. - Jakby ołów - zgadywał Beau. Spróbował podrapać po- 20 wierzchnie paznokciem, ale bez rezultatu. - Ale to nie jest nłów Psiakrew, założę się, że to jest cięższe niż ołów. - Przypomina mi jeden z tych czarnych kamieni, który znalazłeś kiedyś na plaży - powiedział Pitt. - No wiesz, te kamienie wygładzane latami przez przybrzeżne fale. Beau chwycił przedmiot w dwa palce, jakby zamierzał puścić kaczkę po wodzie, i zamachnął się. - Z tak gładką powierzchnią skoczyłby pewnie ze dwadzieścia razy. -Gówno! - wtrącił Pitt. - Z taką wagą zatonąłby po pierwszym, najdalej drugim odbiciu. - Pięć dolców, że skoczy co najmniej dziesięć razy - zaproponował Beau. -Wchodzę - Pitt przyjął propozycję. - Au! - krzyknął nagle Beau i upuścił przedmiot, który znowu zakopał się do połowy w piasku i żwirze. Chłopak złapał się za prawą dłoń i ścisnął mocno. - Co się stało? - zapytał przestraszonym głosem Pitt. - Ta cholera mnie ukłuła - ze złością powiedział Beau. Ściskał dłoń u nasady palca wskazującego, na którym widniała kropelka krwi. - O rety! Śmiertelna rana! - zauważył Pitt z sarkazmem. - Pieprz się, Henderson - odpowiedział Beau, krzywiąc twarz w grymasie bólu. - Boli. Jak po użądleniu jakiejś cholernej pszczoły. Czuję w całym ramieniu. - Ach, nagła posocznica - dodał Pitt ciągle tym samym sarkastycznym tonem. - A co to, u diabła, jest? - Beau był coraz bardziej zdenerwowany. -Potrzebowałbym za dużo czasu, żeby ci to wyjaśnić, panie Hipochondryku. Poza tym żartowałem. Beau schylił się, by odzyskać tajemniczy przedmiot. Ostrożnie zbadał jego krawędź, ale nie natrafił na nic, co mogłoby ukłuć. - Beau, dalej! - ponagliła zła Cassy. - Muszę jechać. Co wy tam, na miłość boską, robicie? - Dobra już, dobra - odpowiedział. Spojrzał na Pitta i wzruszył ramionami. 21 Pitt schylił się i z dna dołka wyżłobionego przez przedmiot podniósł cienki odłamek szkła. - Czy to mogło być jakoś przyczepione i zraniło cię? -Pewnie tak - przytaknął Beau. Uważał, że to mało prawdopodobne, ale nie potrafił teraz znaleźć innego wyjaśnienia. Przekonywał sam siebie, że przecież przedmiot nie był niczemu winny. - Beauuuuuu! - warknęła Cassy przez zaciśnięte zęby. Szybko siadł za kierownicą swojego 4x4. Niemal bezwiednie wsunął dziwny, kopulasty dysk do kieszeni marynarki. Pitt usiadł z tyłu