... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Pamiętam, jak książę Lilolilo mówił stryjowi Johnowi, że jesteś najlepiej jeżdżącą konno niewiastą na Hawajach — wtrąciła Marta. — Było to w dwa lata później, kiedy wróciłam już ze szkoły do domu, a ty wciąż mieszkałaś w Nahala. — Lilolilo tak powiedział! — wykrzyknęła Bella. Światło zabłysło nagle w jej podłużnych, brązowych oczach, gdy przerzuciła w myślach most ponad przestrzenią lat do kochanka nieżyjącego już bez mała pół wieku. Z delikatną skromnością, wrodzoną wszystkim kobietom hawajskim, pokryła spontaniczny wybuch uczucia panegirykiem na cześć Hilo. — Och, kiedy galopował ze mną pod górę lub w dół po trawiastych stokach, było to jak cudowny bieg z przeszkodami, bo w długich susach nie dotykał prawie trawy — skakał jak jeleń, jak foksterier, jak królik. I brykał, i tańczył, i hulał! Był wierzchowcem godnym generała, godnym Napoleona lub Kitchenera. A oczu nie miał wcale dzikich, tylko takie… takie łobuzerskie, inteligentne, jakby cieszył się z jakiego żartu i miał ochotę śmiać się albo go powtórzyć. Poprosiłam więc stryja Johna, żeby mi pożyczył Hilo. Stryj John spojrzał na mnie, jak wpatrywałam się w niego, a chociaż nic nie powiedział, czułam, że jego serce mówi „droga Bello”, i wiedziałam też, że gdy patrzy na mnie, przed oczyma staje mu obraz księżniczki Naomi. Stryj John przyrzekł dać mi Hilo. I tak się zaczęło. Ale stryj nalegał, żebym wpierw sama wypróbowała wierzchowca. Był trudny, wspaniały i trudny. Nie był jednak przewrotny, złośliwy. Wymykał mi się wciąż, ale ani razu nie dałam mu tego poznać. Nie bałam się go i to mi pomogło wyczuć jego nastrój, dzięki czemu odpędziłam od niego wszelką myśl, że ma nade mną przewagę. Zastanawiałam się często, czy stryj John przewidywał to, co miało nastąpić. Wiem, że gdy jechałam do Mana, aby połączyć się z orszakiem księżniczki, myśl taka nawet nie powstała mi w głowie. Ach, radosne były to dni! Pamiętasz, z jakim przepychem podejmowali gości starzy Parkerowie. Polowanie z włócznią na dziki, polowania ze strzelbą na stada dzikiego bydła, objeżdżanie i cechowanie koni. W pomieszczeniach dla służby tłok, kowboje zjechali się ze wszystkich stron. I przybyły dziewczęta z Waimea i z Waipio, z Konokaa i Paauilo — widzę je dotąd, jak siedzą w długich rzędach na szczycie murku otaczającego zagrodę do ujeżdżania koni i przygotowują leis dla kowbojów, swoich kochanków. I te noce, wonne noce, śpiew mele w powietrzu, tańczenie hula i pary miłosne przechadzające się pod drzewami wielkich ogrodów Mana… — I książę… — Bella umilkła. Przez długą chwilę jej wciąż piękne, drobne zęby wgryzały się głęboko w dolną wargę, a niewidzące oczy błądziły po dalekim szafirze horyzontu, podczas gdy starała się odzyskać panowanie nad sobą. Kiedy napięcie minęło, przeniosła wzrok na siostrę. — Był księciem, Marto. Widziałaś go w Kilohana, gdy wróciłaś z seminarium. Mógł zachwycić oczy każdej kobiety… tak. I każdego mężczyzny. Miał lat dwadzieścia pięć, wiek świetnej, męskiej dojrzałości, a był wspaniały i królewski nie tylko ciałem, ale i duchem. Jakkolwiek szalonym rozrywkom się oddawał, jakkolwiek zuchwałym i dzikim zabawom, nie zapominał nigdy, że pochodzi z rodziny królewskiej i że wszyscy jego przodkowie byli władcami — aż do tego pierwszego i wysławianego w genealogiach, który przeprawił się na podwójnych czółnach na Tahiti i Raiate i z powrotem. Był pełen wdzięku, czarujący, dobry, uczynny, przyjacielski, ale także surowy, szorstki, groźny, kiedy zbyt go podrażniono. Trudno mi to wyrazić słowami. Był mężczyzną, mężczyzną w każdym calu i księciem w każdym calu, z domieszką swawoli chłopięcej i z domieszką żelaza, która uczyniłaby go dobrym i silnym władcą Hawajów —gdyby zasiadł na tronie. Widzę go jeszcze takim, jakim ujrzałam go wtedy, tamtego pierwszego dnia, kiedy dotknęłam jego ręki i rozmawiałam z nim… zaledwie kilka nieśmiałych słów wypowiedzianych przez kobietę od roku poślubioną szaremu haole w szarej Nahala. Było to przed pół wiekiem — pamiętasz, Marto, że nasi młodzi mężczyźni nosili wtedy białe buty i spodnie, białe jedwabne koszule i oszałamiająco barwne hiszpańskie szarfy wiązane w pasie — i przez pół wieku ten jego obraz nie zbladł w mojej pamięci. Lilolilo stał pośrodku gromadki osób na trawniku, a ja szłam z Ellą Higginsworth, która miała mnie przedstawić