... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Nadal jednak pochłaniał podsuwane mu napoje, a jego chwiejąca się głowa przyjęła pozycję wskazującą, że król ma chętkę na sen. Otaczał go tłumek oldboyów, którzy musieli dobrze bawić się we własnym gronie, gdyż moje zbliżenie się i pierwszą próbę zwrócenia na siebie uwagi przywitali niechętnymi spojrzeniami. Ponowiłem wysiłki nie zrażony ich reakcją, a ponieważ byłem wyższy i bardziej kolorowy, szybko wzbudziłem zainteresowanie Wilusia. Z jednym z oldboyów zapoznałem się wcześniej tego wieczoru, zmuszony był zatem mnie przedstawić. - Ogromna to przyjemność poznać Waszą Wysokość - zapewniłem pijackim głosem, gdy przeszły już oficjalne prezentacje. - Przypadkowo również jestem entomologiem amatorem, który ośmielił się iść w ślady Waszej Wysokości. Jestem z tego dumny i uważam, że wszechświat powinien zwrócić większą uwagę na Freibur i na osiągnięcia Waszej Królewskiej Mości w dziedzinie entomologii... Bredziłem jeszcze przez chwilę w tym guście, aż król, który wyłapywał z pewnością nie więcej niż jedno słowo na dziesięć - zaczął tracić zainteresowanie. Sięgnąłem więc do kieszeni i wyciągnąłem mego asa. - Z uwagi na zainteresowania Waszej Wysokości oznajmiłem grzebiąc w kieszeni - starannie przechowywałem ten okaz, wioząc go przez pustkę długich lat świetlnych, aby spoczął w miejscu, które jest mu należne, czyli w kolekcji Waszej Wysokości. - Wydobyłem z kieszeni przezroczyste pudełko i podetknąłem mu pod nos. Z wyraźnym wysiłkiem skoncentrował wzrok na zawartości. Całe otoczenie wyciągało szyje, by zobaczyć, co to takiego. Nie mogę zaprzeczyć - obiekt godzien był takiego podziwu. Był to przepiękny żuk długości mojej dłoni, z trzema parami skrzydeł różnego koloru i tuzinem nóg najrozmaitszego kształtu, potężną szczęką i trojgiem oczu. Tyle tylko, że nie podróżował ani minuty w przestrzeni. Sam go zrobiłem dzisiejszego ranka. Większość składników pochodziła z innych owadów, a tu i ówdzie, w miejscach, gdzie matce naturze zabrakło inwencji, dodałem kawałki tworzywa. Pudło było nieco przydymione, by ukryć co wątpliwsze detale. - Wasza Wysokość musi obejrzeć go z bliska - stwierdziłem otwierając pudełko i usiłując pokazać mu zawartość. Było to o tyle trudne, że obaj kiwaliśmy się z różnymi częstotliwościami, a kasetkę trzymałem razem ze szklanką. Ścisnąłem trochę moje trofeum i owad wskoczył do królewskiej szklanki. - Ratować! Wyciągnąć! - ryknął król wsadzając paluchy do środka. Przy okazji część alkoholu wylała się na Wilusia. Z tyłu dobiegł mnie pełen wściekłości pomruk. W końcu złapał owada, lecz znów wymknął mu się z rąk, lądując na piersi, skąd powoli, gubiąc po drodze nogi i skrzydła i pozostawiając na materiale szeroką wstęgę wina, spłynął na podłogę. Gdy usiłowałem go złapać, płyn z mojej szklanki chlusnął na monarszą pierś. Tłum zawył z wściekłości, ale król przyjął to nieźle. Stał jak drzewo wyginane huraganem i nawet nie zaprotestował. Mamrotał tylko: - Powiedziałem, powiedziałem... Nawet gdy próbowałem wytrzeć wino chusteczką, nadeptując mu przypadkowo na nogę, zachowywał się spokojnie. W przeciwieństwie do otoczenia. Jeden gość trzasnął mnie w ramię. Zatoczyłem się pod wpływem ciosu i uderzyłem Wilusia w pierś. Królewska korona poturlała się po podłodze. Oldboye zawrzeli i ruszyli na mnie. Było to dość zabawne, lecz tylko do czasu. Na pomoc przyszło im młodsze pokolenie arystokracji. Co prawda, pokazałem im parę sztuczek z różnych metod walki, ale braki techniczne rekompensowała im siła i liczebność. To był, naprawdę dobry sparring. Kobiety krzyczały. Król został wyniesiony, szkło się tłukło, a potem wszystko - włącznie ze mną - zakotłowało się. Nie mogłem dać rady tylu ludziom, lecz miałem tę satysfakcję, że nie pozostałem im dłużny. Moim ostatnim wspomnieniem było, że kilku facetów mnie trzymało, a jeden próbował rąbnąć. Udało mi się jeszcze kopnąć go w szczękę, zanim zostałem całkowicie obezwładniony. 15 Moje niecywilizowane nawyki zarówno nie ułatwiały mi bytowania w więzieniu, jak i nie umilały życia strażnikom