... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Je¿eli atmosfera jest tak¹ niestabiln¹ mieszank¹, jak sugerujesz, to jakim cudem powietrze zdo³a³o utrzymaæ nas przy ¿yciu przez tyle milionów lat? Wyjaœni³ mi, ¿e ewolucja atmosfery zosta³a powa¿nie zmodyfikowana przez aktywnoœæ samego ¿ycia. - Istnieje równowaga - gazów atmosferycznych, temperatury i ciœnienia - która jest idealna dla ¿ycia. Dlatego ¿ycie - za poœrednictwem wielkich, nieœwiadomych cykli, z których ka¿dy obejmuje miliardy œlepo haruj¹cych organizmów - stara siê utrzymaæ tê równowagê. - Ale ta równowaga ju¿ sama w sobie jest niestabilna - ci¹gn¹³. - Rozumiesz? To tak, jakby postawiæ o³ówek na zaostrzonej koñcówce: przy najmniejszym zak³óceniu bardzo szybko siê przewróci. - Obróci³ g³owê. - My, Morlokowie, dowiedzieliœmy siê, ¿e ingerujecie w te cykle ¿ycia na w³asne ryzyko. Dowiedzieliœmy siê, ¿e jeœli postanowicie rozregulowaæ rozmaite mechanizmy zapewniaj¹ce utrzymanie stabilnoœci atmosfery, wówczas trzeba je bêdzie naprawiæ lub wymieniæ. - Jaka szkoda - doda³ po chwili z ciê¿kim westchnieniem - ¿e ci Nowi Ludzie, gwiezdni bohaterowie z twojej rasy, nie nauczyli siê takich prostych prawd! - Opowiedz mi o tych dwóch rodzajach stabilnoœci, Morloku, gdy¿ wydaje mi siê, ¿e czeka nas spotkanie z jednym z nich! Nebogipfel wyjaœni³ mi, ¿e w pierwszym z tych dwóch œmiertelnych stanów stabilnych powierzchnia Ziemi uleg³aby spaleniu. Atmosfera prawdopodobnie sta³aby siê tak nieprzezroczysta, jak chmury nad Wenus, i uwiêzi³aby ciep³o S³oñca. Takie chmury, o gruboœci wielu mil, przes³oni³yby wiêksz¹ czêœæ œwiat³a s³onecznego. Pozosta³aby jedynie matowa, czerwonawa poœwiata. Z powierzchni Ziemi nie mo¿na by nigdy zobaczyæ ani S³oñca, ani planet lub gwiazd. W mrocznej atmosferze bez przerwy b³yska³yby wy³adowania, a ziemia by³aby rozgrzana do czerwonoœci i pozbawiona wszelkiego ¿ycia. - No tak - powiedzia³em, próbuj¹c opanowaæ dr¿enie - ale w porównaniu z tym cholernym zimnem przypomina to pobyt w przyjemnym kurorcie... A jak wygl¹da drugi stan stabilny? - To bia³a Ziemia. Zamkn¹³ oczy i ju¿ wiêcej siê do mnie nie odezwa³. 22. OPUSZCZENIE I PRZYBYCIE Nie wiem, jak d³ugo tak le¿eliœmy, skuleni na pod³odze samochodu czasu, podtrzymywani resztkami ciep³a naszych cia³. Przypuszcza³em, ¿e jesteœmy jedynymi okruchami ¿ycia pozosta³ymi na planecie - z wyj¹tkiem, byæ mo¿e, jakichœ odpornych porostów, które przywar³y do zmarzniêtych ska³. Szturcha³em Nebogipfela i bez przerwy do niego mówi³em. - Daj mi spaæ - wymamrota³. - Nie - zaprzeczy³em naj¿ywiej, jak potrafi³em. - Morlokowie nie œpi¹. - Ja tak. Za d³ugo przebywa³em w otoczeniu ludzi. - Jeœli zaœniesz, to umrzesz... Nebogipfelu, myœlê, ¿e musimy zatrzymaæ samochód. Przez chwilê milcza³. - Dlaczego? - Musimy wróciæ do paleocenu. Ziemia jest martwa, zamkniêta w uœcisku tej wstrêtnej zimy, wiêc musimy wróciæ do bardziej przyjaznej przesz³oœci. - Œwietny pomys³... - Zakaszla³. - Tylko ¿e to niemo¿liwe. Nie mia³em œrodków, by wyposa¿yæ tê machinê w rozbudowane urz¹dzenia sterownicze. - Co chcesz przez to powiedzieæ? - ¯e ten samochód czasu to w zasadzie pojazd balistyczny. Mog³em go skierowaæ w przysz³oœæ lub przesz³oœæ, na okreœlony czas podró¿y. Dotrzemy do roku 1891 tej historii lub mniej wiêcej do tego momentu, ale po nakierowaniu i starcie nie mam kontroli nad jego trajektori¹. Rozumiesz? Samochód pod¹¿a przez czas tras¹ wy znaczon¹ przez pocz¹tkowe ustawienie i zale¿n¹ od mocy niemieckiego plattnerytu. Zatrzymamy siê nie wczeœniej ni¿ w roku 1891, lodowatym i martwym roku 1891... Poczu³em, ¿e dr¿ê trochê mniej, ale nie by³o to spowodowane popraw¹ warunków, lecz tym, ¿e - uœwiadomi³em sobie - moje si³y zaczê³y siê w koñcu wyczerpywaæ. Snu³em opêtañczo domys³y, ¿e mo¿e jeszcze nie przepadliœmy. Je¿eli Ziemia nie zosta³a opuszczona - je¿eli ludzie mieli j¹ odbudowaæ - to mo¿e istnia³a szansa, ¿e znajdziemy klimat, w którym bêdziemy mogli zamieszkaæ. - A cz³owiek? Co z cz³owiekiem? - naciska³em Nebogipfela. Chrz¹kn¹³ i wywróci³ oczy. - Jak mog³a prze¿yæ ludzkoœæ? Ludzie z pewnoœci¹ opuœcili planetê, bowiem w przeciwnym razie by wyginêli... - Opuœcili Ziemiê? - zaprotestowa³em. - Ba, nawet wy, Morlokowie, ze swoj¹ Sfer¹ wokó³ S³oñca, nie posunêliœcie siê tak daleko! Odsun¹³em siê od niego i wspar³em na ³okciach, aby spojrzeæ z samochodu czasu na po³udnie. By³em teraz pewien, ¿e wszelka nadzieja nadejdzie w³aœnie stamt¹d, od strony miasta orbitalnego. Jednak to, co zobaczy³em, przejê³o mnie zgroz¹. Pas wokó³ Ziemi pozosta³ na swoim miejscu, a ogniwa miêdzy b³yszcz¹cymi stacjami by³y jasne jak zawsze, ale zobaczy³em teraz, ¿e biegn¹ce w dó³ linie, które ³¹czy³y miasto z planet¹, zniknê³y. Kiedy zajêty by³em Morlokiem, orbitalni mieszkañcy rozmontowali windy, zrywaj¹c w ten sposób swe pêpowiny ³¹cz¹ce ich z matk¹ Ziemi¹. Kiedy tak dalej patrzy³em, na kilku stacjach rozb³ysnê³o jaskrawe œwiat³o. Blask odbija³ siê od lodowych pól Ziemi jak od wianka s³oñc. Metalowy pierœcieñ wyœlizgn¹³ siê ze swojej pozycji nad równikiem. Z pocz¹tku ta migracja przebiega³a powoli, ale potem wydawa³o siê, ¿e miasto obróci³o siê wokó³ w³asnej osi - p³on¹c niczym ogniste ko³o - a¿ porusza³o siê tak szybko, i¿ nie mog³em rozpoznaæ poszczególnych stacji. W chwilê póŸniej miasto oddali³o siê od Ziemi i zniknê³o. Symbolizm tej wielkiej ucieczki by³ zaskakuj¹cy. Bez ognia od wielkich silników lodowe pola na opuszczonej Ziemi wydawa³y siê zimniejsze, bardziej szare ni¿ przedtem. Po³o¿y³em siê z powrotem w samochodzie. - To prawda - powiedzia³em do Nebogipfela. - Co takiego? - Ziemia zosta³a porzucona. Orbitalne miasto uwolni³o siê od niej i odlecia³o. Historia planety dobieg³a koñca, Nebogipfelu, i obawiam siê, ¿e nasza te¿! Mimo mych wysi³ków, by nie dopuœciæ do jego zaœniêcia, Nebogipfel straci³ przytomnoœæ. Po pewnym czasie zabrak³o mi si³, by dalej go cuciæ. Przytuli³em siê do Morloka, próbuj¹c ochroniæ jego wilgotne, zimne cia³o przed najgorszym ch³odem, ale obawia³em siê, ¿e z niewielkim powodzeniem. Wiedzia³em, ¿e przy naszej prêdkoœci przez czas nasza podró¿ nie potrwa d³u¿ej ni¿ trzydzieœci godzin