... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Zobaczywszy ją, kawaler grzeczny natychmiast zsiadł i prowadząc za sobą konia, przyszedł powitać. Laura ani spojrzała na niego, lecz rzuciła się do swej faworyty, wołając ją głosem, który poczciwe stworzenie poznało, zaczęło ją wąchać, chwytać wargami jej płaszcz i rżeć z radości. Laura całowała ją po główce i pieściła. Georges stał, patrzał, a może rad był, iż mógł jej zrobić przyjemność, a sam zbliżyć się przy faworycie. Nierychło potrafiła Laura przemówić. — Dziękuję panu — rzekła. — Miałam prawdziwą radość z widzenia starej mojej przyjaciółki. Nie męcz jej pan, szanuj, ona jak ja była niegdyś kochana i pieszczona, surowe obejście bolesne jej będzie, ona jak ja jest dziś wśród obcych. — Jeżeli pani każesz — zawołał Georges — to nigdy na nią nawet siodła nie włożę, nie wyjadę. — Ja nie rozkazuję nic, proszę — rzekła — bardzo mi żal tej Muni biednej, której niegdyś tak dobrze było. Stali przy koniu jeszcze, gdy Alejami zbliżył się powóz ciągnący snadź ku Łazienkom; siedziała w nim kasztelanowa z siostrzeńcem i jak tylko zobaczyła Wawrka Borowieckiego, kazała zwolnić koniom. Laura zobaczyła ich, szalona myśl przyszła jej do głowy. — Kawalerze Georges, pożycz mi Muni na pół godziny. Posłuszny chłopak podał strzemię, Lassy krzyknęła z przestrachu; Laura siedziała na siodle i zręcznie kierując Munią, zbliżyła się na niej do powozu kasztelanowej, który się właśnie miał zatrzymywać. Zamyślony hrabia, zobaczywszy łeb koński przy powozie, podniósł głowę z wolna i spotkał się oko w oko ze spojrzeniem Laury. Twarz wczoraj widziana przy świetle wieczornym, której rysy głęboko mu się wyryły w pamięci, zjawiająca się tąż samą a zupełnie inną razem, z wyrazem nowym, w stroju i z postacią tak odmienną, wyrwała mu okrzyk podziwienia. Kasztelanowa śmiała się do rozpuku. — Cóż to jest?! — krzyknął hrabia Artur. — Czy wczoraj była prawda, czy dziś? Odchodzę od zmysłów. Laura zrobiła minkę szyderską. — Nie mam przyjemności znać towarzysza pani kasztelanowej — odezwała się, patrząc ciągle na hrabiego — lecz odgaduję, że wczoraj zapewne widzieć musiał siostrę moją, która tak jest do mnie podobna, i to zapewne podziwienie jego obudzą. — Siostrę? Siostrę? — zawołał hrabia Artur. — To była siostra pańska? Śmiech kasztelanowej, którą to nadzwyczaj bawiło, nie dał jej wtrącić słowa. Hrabia Artur patrzał i napatrzyć się nie mógł, porównując obraz, który uniósł w pamięci, z żywą postacią stojącą przed nim. — Ale cóż za nadzwyczajne podobieństwo! Twarz, wzrok, głos, nawet ruchy. — Niech państwo jadą — odezwała się Laura — ja nie chcę ich wstrzymywać i przeprowadzę kilkadziesiąt kroków. Powóz się ruszył, dziewczę zręcznie puściło konia i udrapowawszy się płaszczem, w kapelusiku na bakier, przejechało na stronę kasztelanowej. Artur ścigał oczyma zagadkę, nie mówiąc nic, zadumany. Jakiś czas biegła tak schylona ku ciotce, rozmawiając z nią Laura, skłoniła się i z równą zręcznością zwróciwszy konia, puściła się nazad galopem. Przez cały ten czas hrabia patrzał milczący. — Wie ciocia — rzekł — żem jak żyw nie widział takiego podobieństwa. — Ani ja! — śmiejąc się odparła ciotka. — Więc teraz i nazwisko tego jegomości, który ma tak ładną siostrę, wiedzieć już mogę? — Ten pan nazywa się Wawrek Dobek Borowiecki. Szlachta to majętna na Polesiu. — I cóż tu robi z siostrą? — Prawdziwie nie wiem — odparła kasztelanowa. — Drobna szlachta? — zapytał hrabia zamyślony. — Zdaje się, że ludzie majętni, z obyczaju i wychowania to widać, a z charakteru znać szlachtę, bo fantazji wiele. Na tym przerwała się rozmowa, a hrabia Artur, uspokojony już, przedmiot jej zmienił. Laura wróciła do miejsca, gdzie zostawiła wysadzonego z siodła Georges'a w samą porę, gdy Lassy miała czas z nim umówić się, by do niej przyszedł w odwiedziny. Zaręczyła mu, że się Laura nudzi, i dała do zrozumienia, że powinien z tego i z jej łagodnego dla siebie usposobienia korzystać. — Dziękuję panu za Munię — rzekła Laura, oddając ją właścicielowi. — Wstyd mi trochę mojego wybryku, ale się nie mogłam oprzeć pokusie pogalopowania z moją przyjaciółką. To mi lepsze przypomniało czasy. — Jestem z tego szczęśliwy — szepnął Georges — i ilekroć pani rozkażesz... — Nie kuś mnie pan — rozśmiała się Laura — mogłabym, zabrawszy Munię, zabiec z nią tak daleko, żebyście mnie więcej nie znaleźli. Skinęła mu głową, zawołała Lassy i zawróciła ku domowi. Szły milczące aż do drzwi jego. Laura pożegnała w progu starą towarzyszkę i zamknęła się w swoim pokoju. Cały wieczór spędziła, nie pokazując się. Drugiego dnia wyszła po kobiecemu ubrana, chmurna i zmarszczona do pokoju, gdy w sąsiednim, u Lassy usłyszała głos obcy. Poznała Georges'a. Zarumieniła się gniewnie, lecz siadła w fotelu, nie chcąc przed nim uciekać