... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zwyczajnie oparł głowę o fotel i zaczął chrapać. - Jestem głodny - oznajmił Chin Lee, nie adresując tych słów do nikogo konkretnego. Od chwili gdy razem z Kurtem wyszli ze sterówki wahadłowca, ork nieustannie opychał się waflami z kryla, sojowymi ciasteczkami i niepojętymi ilościami krak-1-snapsów. Teraz tak długo szperał w skrzyni stojącej obok sterty materacy, aż znalazł pojemnik z samopodgrzewającym się posiłkiem. Otworzył wieczko, postawił puszkę na beczce po oleju i zaczął szukać dalej. Kiedy posiłek był już ciepły, rozpiął torbę wiszącą u paska i wyjął kilka kolejnych porcji żywności. W drodze do samochodu wydobył z kieszeni przybory do jedzenia. Rozsiadł się wygodnie w naczepie furgonetki, ustawił puszki z jedzeniem w zasięgu ręki i zaczął napełniać usta parującą treścią. - Hej, wy dwoje, częstujcie się śmiało - powiedział z pełnymi ustami. Hanae zrobiło się chyba niedobrze, ale Sam zdołał wymamrotać słowa podziękowania pod adresem orka. Razem z Hanae obeszli furgonetkę i stanęli po drugiej stronie, z dala od smoczej istoty. Shadowrunnerzy nie zwracali na nich zupełnie uwagi, ale Sam był pewien, że gdyby spróbowali wyjść z pomieszczenia, ktoś z pewnością by ich zatrzymał. Sam znalazł dla Hanae względnie czyste miejsce między jakimiś pakunkami, a następnie przyniósł materac i koc, którymi po- gardzili inni. Później wybrał dwie najmniej podejrzane paczki z żywnością i sześć puszek fizzygoo. Woda przegotowana w specjalnym kanistrze nadawała się do picia w jeszcze niniejszym stopniu niż te fizzygoo. Zgodnie z jego oczekiwaniami, Hanae nawet nie spojrzała na te wszystkie rzeczy. W końcu przecież zgłodnieje - pomyślał Sam. Położył się koło niej i przytulił ją, aż zapadła w nerwową drzemkę. Sam również był zmęczony, ale sen wciąż mu umykał, jak te marzenia o szczęśliwym życiu pod skrzydłami korporacji. Ostrożnie uwolnił się od śpiącej Hanae i usiadł. Właściwie nie był głodny, ale nie miał nic lepszego do roboty, więc podgrzał sobie porcję żywnościową. Gdy oparty o ścianę czekał, aż ostygnie, w ich ogrodzonym skrzyniami azylu pojawiła się Roe. - Lepiej załap trochę snu, stary. - Za dużo myśli kłębi mi się w głowie. - Ho, ho, myślenie to ciężkie zajęcie. - Czasami - zgodził się Sam. Roe sprawiała wrażenie zupełnie spokojnej, ale była chyba równie zmęczona, jak reszta towarzystwa. Może zdoła wyciągnąć z niej jakieś informacje, korzystając z osłabionej czujności. - Myślałem o tym człowieku w furgonetce. Roe zaśmiała się cicho. - Kurt zawsze śpi w ten sposób. Kiedy nadejdzie czas, aby ruszać dalej, będzie na chodzie. Specjalnie udawała, że nie rozumie? - Nie chodzi mi o niego. Pytałem o tego urzędnika z Renraku, którego nazwiska nikt chyba nie zna. -Nazwiska są niebezpieczne - ostrzegła. - Sądziłam, że zdajesz sobie z tego sprawę. - Zdaję sobie sprawę. Nie pytam o to, bo dałaś jasno do zrozumienia, że nie powinienem wiedzieć. Po prostu martwię się o niego. Całą noc leżał nieprzytomny. - Sam nie musiał udawać troski. - I chyba jeszcze jakiś czas pobędzie w tym stanie. Wzięła bez pytania rację żywnościową, energicznym ruchem nadgarstka otworzyła wieczko i odłamała od ścianki jednorazowy widelec. - Sam, nie myśl o bzdurach. Nie nafaszerowaliśmy go żadnymi prochami ani innymi psychotropami. To tylko efekt uboczny. Symulowanie choroby było dobrym sposobem, aby wyciągnąć go z arkologii i on się zgodził. Osobiście wymyślił wiarygodną dolegliwość i zdobył narkotyk o podobnym działaniu. Z jego kartoteki medycznej wiemy, że aplikacja środka mogła spowodować czasową katatonię. Mamy ze sobą niezbędny sprzęt, aby otoczyć go odpowiednią opieką. Chciał jak najszybciej opuścić centrum badawcze i zdecydował się na ryzyko. Na łapówkę także. Oznaki życia są stabilne, więc nie martw się i zaufaj nam - powiedziała podając Samowi pojemnik, z którego jadła. - On nam zaufał. Sam zaczął jeść, ale nie powiedział ani słowa. Po chwili oddał nie do kończoną porcję. Później otworzył dla niej puszkę fizzygoo. Przyjęła z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy, uniosła na znak toastu i duszkiem opróżniła do połowy. - Co się stało z albinosem? Patrzyła na niego przez moment, ale nie mógł nic wyczytać z jej twarzy. Wzruszyła ramionami. - Spóźnił się i złapali go, kiedy wyciągaliśmy twojego kumpla z pracy. - Jego śmierć to po prostu część kosztów marginalnych, jak w każdym biznesie. Podobnie rzecz się ma z Gretą? Roe, zanim odpowiedziała, ostrożnie postawiła sześciopak fizzygoo na skrzynię. - Posłuchaj, Sam. Zabierając się do tej roboty wszyscy znaliśmy ryzyko. Renraku to pierwsza liga. Grają twardo. My, shadowrunnerzy, żyjemy na skraju. Stawiamy życie na jednej szali, a na drugiej nasze umiejętności, wiedzę, szczęście i wierzymy, że z każdej opresji wyjdziemy cało. Czasami jest inaczej. - Dlaczego nie zrobiliście nic, aby ją odbić? Dlaczego po prostu zostawiliście? Roe przymknęła oczy i pokiwała głową. - Nie rozumiesz? Dostała postrzał w głowę. Współczesna medycyna potrafi czynić cuda, magia też nie pozostaje daleko w tyle, jeśli mag zna odpowiednie zaklęcia. Ale ona nie miała najmniejszych szans na przeżycie. Sam pokręcił głową z niedowierzaniem