... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Brian podszedł do terminalu, wywołał program kontrolny i zaczął stukać w klawiaturę. Robot na stole poruszył się i zamruczał. Z cichym szmerem obwody wyprostowały stawy. W dwóch metalowych kulkach otworzyły się przysłony, ukazując ukryte za nimi obiektywy. Poruszyły się tam i z powrotem, sprawdzając ogniskowanie, po czym znieruchomiały. Shelly podeszła i z bliska spojrzała na parę oczu robota. - To tylko sugestia, ale chyba przydałoby mu się troje oczu. - Dlaczego? - Postrzeganie dwuoczne jest czasem obciążone błędami. Trzecie oko umożliwiłoby korekcję błędów. Ponadto widziałoby więcej, ułatwiając lokalizację i identyfikację. - Obeszła maszynę. - Wygląda, że obdarzyłeś ją wszystkim oprócz mózgu. - Racja. A teraz dostanie także mózg. - Wspaniale. Od czego zaczniemy? - Od samego początku. Zamierzam trzymać się moich notatek. Najpierw zaopatrzymy system w ogromne zasoby zaprogramowanej, zdroworozsądkowej wiedzy. Potem będziemy uruchamiać różne dodatkowe programy potrzebne mu do wykonywania rozmaitych czynności. Oraz dodatkowe moduły zapasowe, aby system nie przerywał pracy, nawet jeśli część modułów padnie. Skonstruowanie sztucznego umysłu przypomina ewolucję u zwierząt, dlatego zamierzam wykorzystać zasady ewolucji mózgu. W ten sposób otrzymamy system nie nazbyt scentralizowany ani zbyt rozproszony. Prawdę mówiąc, już wykorzystałem niektóre z tych pomysłów do konstrukcji Robina-1. - Dlaczego nadałeś mu takie imię? - Tak nazwałem go w notatkach. To zapewne skrót od robot inteligentny. - Mówiłeś, że już podłączyłeś część programów zarządzających. Mógłbyś pokazać mi, jak działają? Ponieważ podprogramy w moim Dicku Tracym też mają zarządców, ale nie więcej niż po jednym dla każdego. Mając ich więcej, nie mogłabym ustalić przyczyny ewentualnej awarii. Czy nakłonienie takiego programu do prawidłowej pracy nie jest zbyt trudne? - Wprost przeciwnie, to powinno ułatwić sprawę, ponieważ każdy program zarządzający działa w powiązaniu z alternatywnymi programami, tak więc gdy jeden z nich pada, inny przejmuje jego rolę. Łatwiej będzie to wyjaśnić, kiedy skończę naprawiać łącze. Możesz podać mi kleszcze? Shelly podeszła do stołu i podała Brianowi narzędzie. - Co teraz zrobiłaś? - zapytał ją. - Podałam ci kleszcze. Dlaczego pytasz? - Ponieważ chcę, żebyś wyjaśniła mi, jak to zrobiłaś. - O co ci chodzi? Po prostu podeszłam do stołu i przyniosłam narzędzie. - Owszem, po prostu. Tylko skąd wiedziałaś, gdzie ono jest? - Brian, stroisz sobie żarty? Spojrzałam i zobaczyłam je na stole. - Nie żartuję, tylko udowadniam ci coś. Dlaczego poszłaś po kleszcze, a nie sięgnęłaś po nie? - Były poza moim zasięgiem, to wszystko. - A skąd o tym wiedziałaś? - Głupie pytanie. Przecież zauważyłam. Były prawie dwa metry ode mnie. Za daleko, żeby sięgnąć. - Przepraszam, nie chciałem cię denerwować. Zamierzałem tylko zapytać cię o teorię tej czynności. Ściśle mówiąc, w jaki sposób twój mózg obliczył odległość dzielącą narzędzie od twojej ręki. - No, właściwie nie wiem. Zrobił to podświadomie. Chyba jednak użyłam oczu, żeby ocenić odległość. - Zgoda, ale jak to się dzieje? - Widzenie przestrzenne. - Jesteś pewna, że to dzięki niemu oceniłaś odległość? - Niezupełnie. Może oceniając rozmiary obiektu. Przecież wiem, jak daleko znajduje się stół. - Właśnie. A więc są różne sposoby oceny odległości. Mózg Robina musi działać tak jak twój, a różne programy zarządzające wybierają odpowiednie w danej chwili podprogramy. - A ty korzystasz z systemu, który znalazłeś w notatkach. - Tak, i udało mi się już trochę zdziałać. - Czy naprawdę ten system zawiera podprogramy samouczące? - Tak. Obecnie większość z nich to niewielkie programiki oparte na regułach logicznych - każdy zawiera kilka tuzinów reguł wywołujących procedury wyszukiwawcze. Programiki te uczą się po prostu poprzez dodawanie nowych reguł. Jeśli będą sprzeczne, system usiłuje znaleźć inne rozwiązanie, mniej konfliktowe. - Dzwonek telefonu przerwał Brianowi, który po chwili przytknął słuchawkę do ucha. - Tu Brian. - Mówi Benicoff, panie Delaney. Jeśli nie jest pan zbyt zajęty, mógłby pan wziąć udział w zebraniu w budynku administracji? Major Kahn również. To niezwykle ważna sprawa. Głos Bena był chłodny i oficjalny. Ktoś słuchał tej rozmowy - i coś się stało. - Zaraz będziemy. - Odłożył słuchawkę. - To Ben, prosi nas na jakieś ważne spotkanie. A przynajmniej na takie wygląda, sądząc po jego głosie. Chce, żebyśmy oboje przyszli. - Teraz? - Teraz. Wyłączę Robina i zobaczymy, o co chodzi. Zważywszy ton głosu Bena, Brian nie był zaskoczony, widząc siedzącą na końcu stołu, między dwoma wysokimi rangą oficerami, wysoką postać. Brian powiedział z wyraźnym irlandzkim akcentem: - To naprawdę pan, generale Schorcht? Wzrok mnie nie myli? I dlaczegóż to taka znamienita postać traci czas na takich szaraczków jak my? Generał nie zapomniał ich ostatniego spotkania w pokoju szpitalnym, bo w jego oczach pojawił się zimny błysk. Zanim otworzył usta, odwrócił się do Benicoffa. - Czy to pomieszczenie jest bezpieczne? - Całkowicie. Ma wbudowane wszelkie możliwe zabezpieczenia, a przed naszym przyjściem zostało sprawdzone przez ochronę. - Wyjaśni mi pan teraz, dlaczego ukrywa pan przede mną informacje i dlaczego nie chciał pan wytłumaczyć się przed przybyciem tych ludzi. - Generale Schorcht, unikajmy konfrontacji - rzekł Ben z wystudiowanym spokojem. - Obaj, a właściwie wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Żałuję, że w przeszłości zaszły między nami pewne nieporozumienia, ale zapomnijmy o nich. Zna pan już Briana. To jest major Kahn, pomagająca mi w śledztwie. Napisała program ekspertowy, który dostarczył nowych informacji - pierwszy przełom, jaki uzyskaliśmy w tej sprawie. Jestem pewien, że pan wie, iż major ma wszelkie kwalifikacje do tej pracy, gdyż sprawdzał pan to, kiedy została przydzielona do tego zadania. Poda panu wszystkie ostatnio ustalone szczegóły, gdy tylko dowiemy się, co panu wiadomo na temat zamachów na życie Briana. - Powiedziałem wam wszystko, co powinniście wiedzieć. Majorze, pani raport. Shelly wyprostowała się, otwierając usta, ale Benicoff uniósł rękę. - Proszę zaczekać z tym raportem, majorze