... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Podejrzewam, że znacznie przewyższają jakiekolwiek znaki, symbole czy runy, o jakich kiedykolwiek słyszałem. * * * Następne cztery dni w Henley minęły szybko i były poświęcone głównie temu, aby uczynić Seafree miejscem nadającym się do zamieszkania oraz długim dyskusjom między Crowem a mną na temat rozmaitych problemów. Gdybym nie był pod ręką, aby od czasu do czasu dostarczać kontrargumentów, myślę, że Crow zacząłby się czuć winny śmierci Benthama. Zwróciłem mu uwagę, że wiedząc tak niewiele o kretochłonach, a nasza wiedza o nich w czasie, gdy Crow pisał do Benthama, była jeszcze szczuplejsza, udzielił mu najlepszych rad, jakich mógł. W rzeczywistości, kiedy wracam do tego myślami, jestem zaskoczony, jak wiele czasu zabrało Cthonianom (takie imię nadał Crow owym mieszkańcom podziemi) odszukanie Benthama i rozprawienie się z nim! Harden nie jest w końcu tak daleko od Alston. Jednak Crow się upierał, że istniała wyraźna analogia - której nie dostrzegł, a która, według niego, była równoznaczna z karygodnym zaniedbaniem. Oczywiście miał na myśli zniknięcie Paula Wendy-Smitha - za które, jak teraz wiemy, byli odpowiedzialni Cthonianie - które nastąpiło po zniknięciu jego wuja i które miało miejsce po odkryciu przez Cthonian ich zamordowanych niemowląt. Stało się teraz także aż nadto oczywiste, że nie trzeba było być w posiadaniu owych kryształowych kul, aby zwabić dorosłe osobniki. Posiadanie tych kul - czy choćby bliski z nimi kontakt - stanowiło wystarczający powód, aby sprowokować okropny odwet, co naturalnie tłumaczyło pośpiech Crowa podczas jego ucieczki z Blowne House i naszego wyjazdu z Londynu! Poza tym (natychmiast zdałem sobie z tego sprawę) było to owo nieuchwytne coś, kołaczące się gdzieś w głębi mego umysłu, co czułem owej nocy, zanim Cthonianie „zaatakowali" mnie po raz pierwszy; tak samo wiedziałem, że jeśli można tu w ogóle kogoś winić, to moja własna wina i wina mego przyjaciela rozkładały się po równo. Ów prosty fakt, że Paul Wendy-Smith nigdy nie był w posiadaniu tych jaj, a mimo to Cthonianic go uśmiercili, powinien był wcześniej dać nam do myślenia. Jednakże nawet na mojej barce na Tamizie, którą Crow na początku uznał za bezpieczną, w ciągu ostatnich kilku dni mój uczony przyjaciel stawał się coraz bardziej nerwowy i dobre samopoczucie powoli go opuszczało. Cthonianie mogli nas znaleźć, a przynajmniej tak uważał, za pośrednictwem snów. I okazało się, że - podobnie, jak w wielu innych sprawach - miał absolutną rację. Ze wzglądu na możliwość naszego odkrycia, postanowiliśmy, że naszym pierwszym zadaniem będzie próba znalezienia jakichś przeciwzaklęć (Crow nazywał je „sposobami" — ja sam wolałem określenie „magia"). Nie mogliśmy przecież tkwić na barce w nieskończoność; w rzeczywistości każdego wieczoru robiliśmy krótki wypad do baru czy pubu, odległego o niecałe sto jardów, tak aby w razie niebezpieczeństwa biegiem wrócić na barkę! Ze względu na dobro projektu, większość czasu poświęcałem na porządkowanie swo- jej wiedzy na temat pentagramu, Pięcioramiennej Gwiazdy Mocy, którą Starsi Bogowie umieszczali na kamieniach strzegących wejść do miejsc, gdzie zostały uwięzione złe bóstwa. Moim zdaniem, nie jest rzeczą zaskakującą, że pentagramowi poświęcono tyle miejsca w tak zwanych dziełach kabalistycznych - tanich książkach, które zaśmiecają mnóstwo kiosków, przypuszczalnie czerpiących informacje z zakazanych dzieł - lecz pomijając tego rodzaju „źródła", znalazłem wiele niepokojących aluzji we współczesnej poezji, literaturze i sztuce