... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wśród Sokolników powstaną dwa obozy, brat będzie musiał rozstać się z bratem... - wbił wzrok w Pana Wojny. - Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że cała odpowiedzialność spadnie na mnie. Będzie to pierwszy rozłam od dnia, kiedy ze strachu przed Jonkarą postanowiliśmy rozstać się z kobietami. Rzekomo pokonana Czarownica odniosła wówczas swój największy triumf - zakończył z sercem przepełnionym goryczą. Varnel przyjrzał mu się uważnie. - Dusisz w sobie złość. - Nie złość. Strach - odpowiedział Tarlach, ze wstydem zwieszając głowę. Przez chwilę dane mu było zakosztować goryczy porażki. - Przyjmując propozycję władczyni wiedziałem dobrze, na co się porywam i byłem gotów ponieść wszelkie konsekwencje tej decyzji. Gdybym nie wierzył głęboko, że jest to jedyny sposób na uratowanie naszej rasy, w ogóle nie wziąłbym tej oferty pod uwagę. Boję się, że jeśli wszyscy - albo przynajmniej większość z nas - nie skorzysta z nadarzającej się okazji, plemię Sokolników czeka zagłada. Komendant podszedł do Tarlacha i położył mu rękę na ramieniu. - Cokolwiek bym postanowił w sprawie Morskiej Twierdzy, nikt cię nie potępi. Tarlach z trudem powstrzymał się od śmiechu. - Nikt? Myślę, że Xorock, a także Gurrin i Langhold będą mieli coś do powiedzenia na ten temat. - Ci trzej nie mają prawa głosu, jeśli chodzi o przyszłość naszej rasy! - odparł gniewnie Varnel - To głównie z ich powodu znaleźliśmy się w opałach. Komendant Xorock beztrosko zostawił swoją wioskę bez opieki, kiedy musieliśmy wszyscy opuścić Gniazdo. Oczywiście kiedy zawrócił, nie zastał tam już nikogo. Nie wiadomo, czy zginęli, czy ukryli się w górach - w każdym razie straciliśmy wszystkich, łącznie z kobietami, które zaszły w ciążę podczas ostatniej wizyty wojowników. Pozostali dwaj postąpili podobnie - "zgubili" ponad połowę kobiet, które udało im się wyprowadzić z gór. To niepowetowana strata, choć wiele z tych, które nie uciekły, wydało na świat dzieci. Widząc zaskoczenie towarzysza, Pan Wojny wzruszył ramionami. - Chyba nie wyobrażałeś sobie, że przejdę do porządku dziennego nad tą stratą? - Proszę o wybaczenie, panie mój. Byłem zuchwały i głupi, sądząc, że tylko ja... Jego towarzysz uśmiechnął się. - Głupi? Możliwe... ale nikt nie mógłby oskarżyć cię o zuchwałość. - Co stało się z wioskami Breena, Arnela i twoją? - Z tamtych dwóch osad uciekła co dziesiąta kobieta, z mojej - co piąta. Najwięcej zbiegło w ciągu pierwszych dwóch, trzech lat od upadku Gniazda. - A zatem sytuacja przedstawia się lepiej, niż sądziłem - powiedział z ulgą Tarlach. - Na razie. Jeśli nie znajdziemy sobie nowej siedziby, czeka nas nieuchronna zagłada, w tej kwestii całkowicie się z tobą zgadzam. Właśnie dlatego wezwałem wszystkich Sokolników, wyznaczając na miejsce spotkania High Hallack. Chciałem trochę potrząsnąć naszymi zacofanymi braćmi, wyrwać ich ze stanu błogiego samozadowolenia i zmusić, żeby mnie przynajmniej wysłuchali. - Varnel spojrzał przenikliwie swymi szarymi oczyma na młodszego oficera. - Wybrałem Linnę, portowe miasto położone najbliżej Kruczego Pola. Słyszałem o tym, że dostałeś tę Dolinę i miałem nadzieję, że będziemy mogli wykorzystać ją tak, jak proponujesz. Teraz słyszę, że nie da się tego osiągnąć bez ugody z Morską Twierdzą i jej Panią. - Owszem - potwierdził Tarlach. - Pokażę ci mapy tych stron, a po załatwieniu najważniejszych spraw wybierzemy się na krótką wycieczkę i zwiedzimy obie Doliny. - Tak, będę musiał je dokładnie obejrzeć, zanim podejmę ostateczną decyzję. - Nie zawiedziesz się. Morska Twierdza i Krucze Pole w zupełności odpowiadają naszym potrzebom - zapewnił go Tarlach. Niebezpieczeństwo minęło... Tarlach nie mógłby sobie wyobrazić bardziej pomyślnego rozwiązania, ale mimo to nagle ogarnął go niewymowny smutek. - Nawet jeśli nasz plan spotka się z aprobatą, stracimy... - Stracimy nieco mniej niż połowę wojowników - oświadczył stanowczo Pan Wojny. - Każdy mężczyzna sam musi dokonać wyboru, ale Xorock, Gurrin i Langhold będą się ostro sprzeciwiać każdemu traktatowi, każdej próbie poprawienia sytuacji kobiet i w ogóle zmianie naszych odwiecznych obyczajów. Wszyscy mają mocną pozycję w swoich oddziałach i większość ludzi pójdzie za ich przykładem. Arnel i Breen staną po mojej stronie, jeśli zdołam odpowiednio przedstawić całą sprawę. Możemy też liczyć na poparcie ich żołnierzy. - A zatem przyjmujesz moją propozycję? - zapytał Górski Jastrząb. Wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć, że nie zostanie wygnany, pozbawiony dowództwa i miejsca w szeregu. Varnel najwyraźniej zgadzał się z nim i zamierzał mu pomóc... - Uczynię to po dokładnym rozpatrzeniu sprawy - odparł ponuro dowódca. - Nie mamy wyboru, sam tak powiedziałeś. Potrząsnął głową. - Gdzie spojrzeć, tam piętrzą się rozmaite trudności