... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Pochylił się nad świecącą zielonkawo wodą, gdy nagle poczuł silne dłonie, chwytające go za włosy i odciągające do tyłu. - Czyś ty oszalał, człeczyno? Nie widzisz, że woda jest skażona? - Felix miał właśnie zaprotestować, kiedy Zauberlich po chylił się nad wodą i zbadał świecące zielonkawo plamki. - Spaczeń? - powiedział zdziwionym tonem. Felixowi z wrażenia krew zastygła w żyłach. Wszystko, co słyszał o tej przerażającej substancji sprowadzało się do jednego faktu. Spaczeń stanowił czystą esencję Chaosu, której w pewnych makabrycznych baśniach poszukiwali źli czarownicy. - Co o tym sądzisz, magu? - zapytał ostro Gotrek. - Uważam, że to istotnie może być spaczeń. Ma zieloną luminescencję, którą pewne prace naukowe przypisują temu niesympatycznemu kamieniowi. Jeżeli w wodzie znajduje się choć odrobina spaczenia, tłumaczyłoby to istnienie tutaj tak wysokiego poziomu mutacji. - Krążą stare legendy o skavenach, którzy zatruli studnie zauważył Gotrek. - Czy mogli być do tego stopnia niegodziwi, aby użyć w tym celu spaczenia? - Słyszałem, że właśnie spaczeń utrzymuje skavenów przy życiu. Może posłużyli się nim w dwojakim celu. Dał im siły żywotne i sprawił, że studnie stały się bezużyteczne dla ich wrogów. - Robi pan wrażenie niezwykle obeznanego z poczynaniami Chaosu, Herr Zauberlich - powiedział podejrzliwie Felix. - Doktor i ja upolowaliśmy już sporo wiedźm - wyjaśnił Aldred Srogie Ostrze. - W tym zbożnym dziele trzeba dysponować ogromnymi zasobami bardzo dziwnej wiedzy. Czy sugerujesz, że mój towarzysz mógłby zostać skażony tym obrzydlistwem i wejść w układy z Niszczącymi Siłami? Felix pokręcił głową. Nie miał zamiaru narażać się tak śmiercionośnemu wojownikowi jak rycerz zakonny. - Przepraszam za moje niesłuszne podejrzenia. Gotrek parsknął. - Nie ma potrzeby przepraszać. W stosunku do wszystkich wrogów z ciemności konieczna jest wieczna czujność. Aldred skinął potakująco głową. Wszystko wskazywało na to, że zabójca trolli znalazł bratnią duszę. - Powinniśmy ruszać dalej - przypomniał Gascoigne, spoglądając nerwowo przez ramię na drogę, którą przyszli. - Lepiej ogranicz się do picia tego, co przynieśliśmy ze sobą, człeczyno - stwierdził Gotrek, gdy ruszyli w dalszą drogę. *** - Co to takiego? - zapytał nerwowo Felix. Jego pytanie zadudniło echem w dali. Jules skierował światło latarni w głąb mrocznych jaskiń. Gigantyczne, bezkształtne grzyby rzucały długie cienie na pokryte białą pleśnią ściany. W promieniu światła unosiły się zarodniki. - Kiedyś uprawialiśmy grzyby jako żywność - mruknął Gotrek. - A teraz wyglądają na kolejną ofiarę mutacji. Zabójca trolli wszedł do komnaty. Jego buty zostawiały ślady na wilgotnym dywanie pleśni. Gdzieś w oddali Felix usłyszał szum płynącej wody. Odłamki bieli oderwały się od ścian i powiększały stopniowo, a potem runęły w stronę zaskoczonych poszukiwaczy przygód. Gotrek machnął toporem i trafił jeden z nich z miękkim plaśnięciem. Coraz więcej białych strzępków odpadało od ścian jak zamieć gigantycznych płatków śniegu. Felix zobaczył, że okrążają go miękkie, nabrzmiałe ciała i trzepoczące skrzydła. - Ćmy - zawołał Zauberlich. - To ćmy. Próbują dostać się do światła. Zgaście je. Zapadła ciemność. Felix zobaczył Gotreka, całego pokrytego gigantycznymi owadami, a potem znalazł się w wirującej zamieci skrzydeł. Dotyk ciem wzbudzał w nim dreszcz obrzydzenia. A potem zapadła cisza. - Cofamy się - szepnął Gotrek i w każdej sylabie słychać było wstręt. - Znajdziemy inną drogę. *** Felix obejrzał się, spoglądając na długi korytarz, żałując, że płonące klejnoty nie świecą jaśniej. Był przekonany, że coś usłyszał. Wyciągnął rękę i dotknął gładkiego, zimnego kamienia ściany. Poczuł przenoszone przez nią wibracje. Bębnienie w ściany. Wytężył wzrok. W dali dostrzegł niewyraźne kształty. Jeden niósł wielką chorągiew z umieszczonym na drzewcu czymś, co wyglądało jak ludzka głowa. Wyciągnął miecz z pochwy. - Chyba znowu nas znaleźli - powiedział. Nie padła żadna odpowiedź. Pozostali członkowie grupy zniknęli już za rogiem. Felix uświadomił sobie, że gdy stanął, oni maszerowali w dalszym ciągu. Pobiegł, aby ich dogonić. *** Felix otworzył jedno oko pełen lęku. Ocknął się z drzemki. Wartę pełnił Gotrek, ale wydało mu się, że słyszał niesamowite głosy. Rozejrzał się po niewielkiej komnacie i włosy stanęły mu dęba. W uszach szybko i głośno dudnił mu puls i pomyślał, że lada chwila zemdleje. Poczuł jak drętwieją mu kończyny. Całe pomieszczenie oświetlone było dziwną, zieloną poświatą. Omywało zaciętą twarz zabójcy trolli, sprawiając, że wyglądała jak oblicze jakiegoś upiornego zombie. Wielki i groźny cień Gotreka rysował się na ścianie. Istota, od której padało to światło klęczała przed zabójcą trolli z wyciągniętymi błagalnie rękami. Był to duch jakiejś dawno zmarłej krasnoludzkiej kobiety. Był niematerialny, ale czuło się w nim upływ wieków, jakby stanowił materializację dawno minionych czasów. Szaty widma były królewskie, a twarz miała władcze rysy. Teraz jej policzki były zapadnięte, a ciało odpadało płatami i nosiło ślady żerowania robaków. Ukryte pod nawisłymi brwiami oczy były ciemnymi jamami, w których płonęły upiorne ognie