... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Prowadziliśmy tasiemcowe notatki, czytaliśmy grube tomiska, ale ani o krok nie przybliżyliśmy się do rozwiązania problemu mimo głębokiego przekonania, że rozwiązanie takie istnieje. Zebrała się nas niewielka grupka, wszyscy byliśmy amatorami i wspólnymi siłami próbowaliśmy nieść pomoc nieszczęsnym ptakom. Studiowaliśmy obyczaje i zachowanie nie tylko tych nu-rzyków, które trafiały do nas, lecz również tych na wolności: jak łowią ryby, jak długo pozostają jednorazowo pod wodą. Spędziliśmy parę cudownych dni na obserwacjach nurzyków w ich naturalnym środowisku, a kiedy wróciliśmy do domu, do naszych chorych — tym bardziej zaciskaliśmy zęby i uparcie pracowaliśmy dalej nad rozwiązaniem problemu. Jakiś czas przebywaliśmy w miejscowości Dunstanbrough Head w hrabstwie Northumberland. Przepiękna okolica: woda jest tam tak przezroczysta, że leżąc po prostu na urwisku, bez trudu mogliśmy obserwować nurkujące w pogoni za rybami nurzyki — widzieliśmy każdy ich ruch. Pięknie poruszały się pod wodą — wirowały, zawracały, płynęły — sprawiały wrażenie wodnego baletu. Byliśmy nimi absolutnie oczarowani. Kiedy znikały pod powierzchnią wody, ich pióra wydawały się jakby powleczone cienką warstwą powietrza, podobnie jak futro wydry. Wiedzieliśmy już, że układ ptasich piór jest nie mniej istotny od ich nieprzemakalności. 78 Prawdziwy przełom w naszych zmaganiach nastąpił dopiero wtedy, kiedy młody Andrzej Greenwood poszedł na wydział weterynarii uniwersytetu w Cambridge. Dzięki jego staraniom robiono tam dla nas bezpłatnie sekcję każdego zmarłego nurzyka. I przedtem dokonywaliśmy takich sekcji, ale tylko czasami, ponieważ były bardzo drogie. Wyniki tych nielicznych, na które mogliśmy sobie pozwolić, nie były miarodajne. Dopiero teraz tak naprawdę zaczęliśmy rozwiązywać zagadkę. Otóż ptaki ginęły z powodu niewydolności nerek, gdyż ropa znajdowała się również w ich wnętrznościach. Jeden z nich, na przykład, był z nami przez cały rok i już wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze, a potem stwierdziliśmy całkowite zablokowanie jelit przez ropę. A więc rzecz polegała nie tyle na usunięciu mazi z piór, co na wypłukaniu jej z wnętrzności. Stopniowo wypracowaliśmy plan, który zaczął dawać pewne wyniki. Jeden z członków naszej grupy zbierał chore ptaki w nadmorskiej miejscowości Portsmouth. Natychmiast po podniesieniu nieszczęśnika z ziemi wkładał go do uszytego z materiału woreczka, w którym znajdowała się garść ziemi foluszowej*. Każdy ptak miał swój oddzielny woreczek. Dzięki temu było im ciepło, nie szamotały się i nie przeżywały szoku. Następnie zabierałam je do nas. Ziemia foluszowa pochłonęła już wówczas znaczną część ropy. Po przyjeździe do domu natychmiast przystępowaliśmy do oczyszczania im oczu i nozdrzy. Trzymaliśmy je bez przerwy w cieple, mogły do woli myć się i muskać. Póki wydalały choć odrobinę ropy, dostawały codziennie porcję parafiny w płynie. Jedna tylko sprawa bardzo długo nas gnębiła: nogi i stopy naszych podopiecznych były całe w ranach, a na dodatek łuszczyła się z nich skóra. Z początku myśleliśmy, że to skutek poparzenia ropą. Kupowaliśmy więc całą masę rozmaitych lekarstw i maści, które, owszem, pomagały, ale nie stanowiły odpowiedzi na nurtującą nas zagadkę. Wyglądało na to, że rany zaczynają się u góry ptasiej nogi, tuż pod linią piór. Poza tym staw kolanowy często tak puchł, jak gdyby * Ziemia foluszowa — rodzaj glinki pochłaniającej tłuszcz. 79 trawił go artretyzm. Ową zagadkę rozwiązaliśmy zupełnie przypad- j kowo. Przysłano nam artykuł napisany przez pracownika Ogrodu Zoologicznego w Bazylei. Artykuł mówił o tym, jak ważna jest dieta dla zdrowia ptaków w niewoli. Dało nam to dużo do myślenia. W końcu pojęliśmy w czym rzecz: naszym nurzykom brakowało tiaminy, inaczej: witaminy BI. Tiamina gromadzi się w wątrobie i występuje jedynie w świeżym pożywieniu. Zaraz po złowieniu ryby zawartość tiaminy w jej organizmie zaczyna gwałtownie maleć i w ciągu zaledwie dwudziestu czterech godzin zanika całkowicie. Zwierzętom drapieżnym składnik ten niezbędny jest dla zdrowia i dieta, w której zabraknie tiaminy, nieuchronnie prowadzi do choroby uzewnętrzniającej się zwykle na skórze, zwłaszcza stóp. U takich rybojadów jak nurzyki sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, ponieważ niektóre ryby same mają niedostatek tiaminy. W rezultacie, jeżeli nawet podaje się ptakowi odpowiednią dawkę tiaminy, a potem karmi się go nieodpowiednim gatunkiem ryb, w dalszym ciągu może wystąpić jej niedobór. Tak więc trafiliśmy na brakujące nam ogniwo — zagadka została rozwiązana. Po jakimś czasie doszliśmy do takiej wprawy w leczeniu zatrutych ropą nurzyków, że wypuszczaliśmy je na wolność po upływie zaledwie pięciu tygodni od momentu zajęcia się nimi. Niestety, nawet owych pięć tygodni było okresem zbyt długim. Zachowanie się zwierzęcia nie jest niezmienne i w dużym stopniu zależy od otoczenia; zwierzę dostosowuje się do warunków, w jakich przebywa. W ciągu pięciu tygodni ptak zaczyna przyzwyczajać się do niewoli. Jednak i tę trudność udało nam się pokonać. Trzeba było co prawda następnych paru tygodni na adaptację, ale przywracaliśmy nurzyki morzu, a one żyły w nim, jak gdyby nigdy ich życiu nic nie zagrażało. Szanse na przeżycie w wypadku zatrucia ropą naftową nie zależą od ilości pochłoniętej trucizny. Przekonaliśmy się o tym zupełnie przypadkowo. Pewnego razu na kanale La Manche doszło do i poważnej ptasiej tragedii. Przyczyną była znów ropa. Natychmiast 80 udałam się na miejsce katastrofy, chciałam pomóc w ratowaniu nieszczęsnych ptaków. Przed wyjazdem Jan wyliczył dokładnie, na jaką liczbę nowych pacjentów możemy sobie pozwolić