... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Niesmaczna! ! - odrzekły młode damy. . - Okropna! Okropna! - rzekł pan Jingle uroczystym tonem. ( Wypił przynajmniej półto- ra raza więcej od swych towarzyszy) . - Okropny widok! ! Bardzo okropny! - Miły człowiek! ! - rzekła cicho ciotkapanna do pana Tupmana. - I przystojny - szepnęła Emilia Wardle. . - O! bardzo przystojny - dodała ciotkapanna. Pan Tupman pomyślał o wdówce z Ro- chester i zasępił się. Następne pół godziny rozmowy nie mogło go uspokoić. Nowy gość mówił wiele, ale zawsze ilość jego anegdot nie dorównywała ilości komplementów. Pan Tupman czuł, że papiery jego spadały, w miarę jak wzrastały względy dla pana Jingle ' a. Uśmiech jego był wymuszony, wesołość udana, a gdy w końcu przyłożył do poduszki rozpalone skronie, pomyślał z okrutną rozkoszą, iż chciałby trzymać w tej chwili głowę pana Jingle ' a pomiędzy rzeczoną poduszką a materacami. Niezmordowany pan Jingle obudził się nazajutrz wcześnie i podczas gdy towarzysze jego spali jeszcze, zmęczeni wczorajszą hulanką, z wielkim skutkiem zajął się rozwesela- niem towarzystwa przy śniadaniu. Usiłowania jego w tym względzie były tak szczęśliwe, iż stara dama kazała sobie powtórzyć przez akustyczną trąbkę dwie czy trzy lepsze anegdoty i doprowadziła nawet łaskawość swą do tego, iż głośno powiedziała ciotce- pannie, że on ( pan Jingle) jest bardzo miłym łobuzem. Inni członkowie rodziny najzupełniej podzielali to zdanie. W pogodne dni letnie stara dama miała zwyczaj chodzić co rano do altany, w której pan Tupman odznaczył się tak znakomicie. Rzecz odbywała się w sposób następujący: najpierw pyzaty chłopak przynosił z sypialni starej damy kapelusz, a raczej czarny, atłasowy kapiszon, i ciepły, wełniany szal, potem zaś mocną laskę z wygodną rączką. Następnie stara dama włożywszy, jak należy, szal i kapelusz, z jedną ręką opartą na lasce, drugą na ramieniu pyzatego pazia, szła wolnym krokiem ku altanie, gdzie przez pół godziny rozkoszowała się świeżym powietrzem, po czym chłopiec przychodził znowu, by odprowadzić ją do domu. Stara dama lubiła porządek i punktualność, a ponieważ od trzech lat pielgrzymka ta odbywała się bez najmniejszego naruszenia ustanowionych prawideł, zdziwiła się więc niemało w ów poranek, o którym właśnie mowa, gdy ujrzała, że pyzat y chłopiec, zamiast ciężkim swym krokiem opuścić altanę, obejrzał się uważnie na wszystkie strony, po czym przystąpił do niej na palcach z miną nadzwyczaj tajemniczą. Stara dama była bojaźliwa, jak prawie wszystkie stare damy, pierwszą więc jej myślą było, że pyzaty chłopiec zamyśla popełnić jakiś okropny gwałt, by wydrzeć jej trochę drobnych pieniędzy, które miała przy sobie. Chciała wołać ratunku, ale wiek i niemoc od dawna pozbawiły ją możności krzyczenia. Poprzestała więc na śledzeniu ruchów swego pazia z głębokim strachem, który bynajmniej nie zmniejszył się, gdy chłopak podszedł do niej i krzyknął do ucha wzruszonym, jej zaś wydawało się, że groźnym głosem: - Pani! ! Otóż tak się właśnie zdarzyło, iż w tym samym czasie pan Jingle przechadzał się niedaleko altanki i także usłyszał ten wykrzyknik - Pani! - zatrzymał się więc, by słuchać dalej. Trojakiego rodzaju powody nakazywały mu tak postąpić. Naprzód, nie miał żadnego 67 zajęcia, a był ciekawy, po wtóre, nie miał żadnych skrupułów, po trzecie, ukryty był za krzakami. Zatrzymał się więc i słuchał. - Pani! ! - krzyknął powtórnie pyzaty chłopak. . - Co takiego, Joe? - zapytała stara dama, cała drżąc. - Wiesz, że zawsze byłam dobra dla ciebie. Zawsze dobrze obchodziłam się z tobą, Joe! Nigdy nie miałeś wiele do roboty, a jadła zawsze pod dostatkiem. Zręczna ta przemowa dotknęła najczulszej strony pyzatego chłopca. Odpowiedział z uczuciem: - Wiem o tym. . - A więc dlaczego tak mnie przestraszasz? Czego chcesz? - mówiła dalej stara dama, nabierając odwagi. - Chcę, , żeby pani zadrżała. Szczególny to sposób przekonywania o wdzięczności, a ponieważ stara dama z pewnością nie pojmowała, jak można tą drogą dojść do takiego rezultatu, więc czuła, że strach jej wzmaga się znowu. - Czy wie pani, com widział w tej altanie wczoraj wieczorem? - zapytał pyzaty chło- pak. - Boże, zlituj się! Cóż takiego? - zawołała stara dama, przerażona uroczystą miną pytającego. - Gentleman z przewiązaną ręką całował! ! . . . - Kogo, , Joe? Kogo? Spodziewam się, że nie żadną służącą. - Gorzej jeszcze! ! - krzyknął pyzaty chłopiec do ucha starej damie. . - Żadną z moich wnuczek? ? - Gorzej jeszcze! ! - Gorzej jeszcze? Joe! - krzyknęła stara dama, która była tego zdania, że całowanie jej wnuczki jest największą okropnością, jakiej mężczyzna dopuścić się może. - Więc kogo, Joe? Chcę wiedzieć! Szpieg spojrzał badawczo dokoła, a potem krzyknął do ucha starej damie: - Miss Rachelę! ! - Co? ? - zapytała stara. - Mów głośniej. . - Miss Rachelę! ! - krzyknął pyzaty chłopiec. - Moją córkę? ? ! Joe odpowiedział całym szeregiem znaków potwierdzających, co nadało jego policzkom ruch falisty. - I ona pozwoliła na to? - zawołała stara dama. - Sama go całowała! ! Widziałem - rzekł pyzaty chłopiec z przebiegłą miną. . Gdyby pan Jingle ze swej kryjówki mógł dostrzec wyraz twarzy starej damy, kiedy usłyszała powyższe słowa, prawdopodobnie nagły wybuch śmiechu zdradziłby jego obec- ność. Ale słyszał tylko urywki gniewnych frazesów, jak to: - Bez mego pozwolenia! . . . W takich latach. . . O, biedna ja stara! . . . Mogła poczekać, aż umrę! - Potem usłyszał ciężkie kroki pyzatego chłopca, który oddalił się pozostawiając starą damę samą