... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Krew lała się obficie również dlatego, iż w polskich szeregach wielu było takich, którzy nie przeszli żadnego szkolenia i nigdy przedtem nie szturmowali żadnej twierdzy. Dlatego też po wielu godzinach bezskutecznego oblegania, Polacy zrezygnowali z atakowania murów, zabrali swych zabitych i opuścili tereny przyległe do fortyfikacji. Tylko w jednym punkcie udało im się wybić wyrwę w szwedzkim systemie obronnym, a kilkuset z nich zabarykadowało się w wielkim spichrzu. Doświadczony Wittenberg miał jednak do swej dyspozycji kompanię specjalnie dobranej piechoty na tego typu okazje. Wysłał ją też natychmiast w miejsce, gdzie Polacy wdarli się do miasta, czego polscy dowódcy nie zauważyli i nie potrafili wykorzystać. W walce wręcz, do której wkrótce doszło, niedoświad-czeni w tego typu potyczkach Polacy zostali szybko pokonani i zabici. Następnego dnia Szwedzi dodali do tego sukcesu kolejny, kiedy to zdecydowali się na pierwszy z wielu wypadów, w czasie którego zagwoździli kilka dział i wzięli paru jeńców. Bardziej zatroskani niż poruszeni tym wszystkim, niektórzy z Polaków zaczęli kwestionować sens całego przedsięwzięcia, tym bardziej że coraz trudniej udawało im się wykarmić rosnące rzesze wojska, które gromadziły się wokół Warszawy. Jan Kazimierz roz- ważał możliwość pozostawienia pod Warszawą Litwinów, aby sa- memu ruszyć na północ. Został jednak przegłosowany w czasie posiedzenia rady wojskowej, której zależało na propagandowym wydźwięku ewentualnego sukcesu, polegającego na odzyskaniu stolicy. Dlatego też postanowiono poczekać na przyjście baterii ciężkiej artylerii, którą sprowadzano z Zamościa. Dotarła ona pod Warszawę dopiero miesiąc później, w trzeciej dekadzie czerwca, i dopiero wtedy oblężenie nabrało szybszego tempa. 554 ZBYT PODEKSCYTOWANI, ABY PROSIĆ O ŁASKĘ ALBO JĄ OKAZAĆ Ale i w stolicy sytuacja stawała się coraz trudniejsza: szalały choroby, a mieszkańcy - aby tylko przeżyć -jedli spleśniały chleb i koninę. Niektóre z żon oficerów szwedzkich - może była wśród nich także Agneta Horn? - zaczęły się nawet modlić w intencji szybkiej kapitulacji. Wszystkie lufy armat i wysiłki skoncentrowano teraz na południowych fragmentach miejskich fortyfikacji, a zwłaszcza na bramie, która znajdowała się u wylotu ulicy prowa- dzącej do Krakowa, jak również na rozległym pałacu w kształcie gwiazdy, który służył Szwedom jako punkt oporu. Wkrótce potem ciężkie pociski armatnie - tak, jak oczekiwano - zaczęły dokonywać potężnych wyłomów w słabych murach obronnych. A kiedy 29 czerwca wstało słońce, obrońców miasta obudziła muzyka trąb, które dały znać, że może się zacząć kolejny szturm. Wierna swym przesądom i zasadom polska szlachta nadal po- wstrzymywała się od tak poniżającego działania jak walka pieszo. Zamiast tego po raz kolejny puszczono do boju chłopów, parobków i czeladź, uzbrojonych w kije, kosy, cepy, łopaty i inne narzędzia, które bardziej pasowały do pracy na roli niż do walki z nie- przyjacielem. Nie było to jednak takie szalone, jak się wydawało, ponieważ z powodu chorób i głodu Szwedzi mogli wystawić do walki nie więcej niż 500 żołnierzy. Musieli oni zajmować pozycje na liczących kilometry długości wałach i koronach murów. Potok ludzi uderzył na mury, stanął na chwilę powstrzymany ogniem szwedzkich muszkietów, ale chwilę potem ruszył w stronę pałacu. Po jego opanowaniu zaczęły się rabunki. Dzięki temu ci ze Szwedów, którzy przeżyli atak, skorzystali z okazji i biegiem popędzili przez ogrody, minęli drewniane szopy, które się tam znajdowały, aż dotarli do klasztoru położonego w pobliżu królewskiego pałacu. W powstałym zamieszaniu wyniesiono także Wittenberga, załamanego poniesioną klęską. Wkrótce jednak Polacy dotarli także do klasztoru, w którym już nie było Szwedów. Ci uciekli bowiem na teren Starego Miasta, koncentrując się zwłaszcza w okolicach królewskiego zamku, który straszył pustkami, ponieważ Szwedzi wynieśli z niego wszystko, co przedstawiało sobą jakąkolwiek wartość - w tym złocenia zdobiące ściany i drzwi. Wkrótce jednak i sam zamek wystawiony został na ostrzał lekkiej artylerii i ręcznej broni palnej. 555 NIEZWYCIĘŻONY Następnego dnia do polskiego obozu przybył parlamentariusz, który poprosił o zawieszenie broni i przystąpienie do negocjacji. Ulice pokryte były stosami nie pogrzebanych ciał. Dnia 1 lipca, w obawie przed nowym szturmem, Wittenberg zgodził się na kapi- tulację. Całym masom chłopów i czeladzi, którzy uczestniczyli w walce i ginęli w niej masowo, rozkazano opuścić miasto. Miało ono być dla nich zamknięte, aby ustrzec mieszczan przed rabunkami, a pałace miejskie przed grabieżami. Chłopi, rozczarowani wy- sokością wynagrodzenia, jakie mieli otrzymać za udział w walce, zaczęli jednak jeszcze tej samej nocy grabić miasto, które właśnie oswobodzili. Dopuścili się też kilkakrotnie masakry na wziętych do niewoli jeńcach. Z braku innych mniejszości wywarli swą złość na Ormianach, których ograbili z ich majątków. Ofiarą tłuszczy stał się też polski trębacz i kilku polskich oficerów, którzy starali się zapanować nad całym tym chaosem. Dopiero gdy Jan Kazimierz obiecał rozdzielić 40 tysięcy złotych, niepokoje ustały. Wzburzony tłum dopuścił się prawie linczu na Wittenbergu, którego potrakto- wano jako symbol szwedzkiego ucisku w Polsce. Żołnierzy, którzy byli pochodzenia szwedzkiego, uratowano, umieszczając ich w jed- nym z pałaców położonych na przedmieściach po południowej stronie miasta. Przetrzymywano ich tam przez trzy dni, zaopa- trzywszy wcześniej w żywność. Po pewnym czasie wraz z grupą cywilów - wśród których znalazła się też Agneta Horn - pozwolono im odejść do swej armii, rozlokowanej i oczekującej w spokoju na rozwój wypadków w pobliżu brodu na Bugu, niecałe dwie mile od miasta. Wiadomość o utracie Warszawy wprawiła Szwedów w zły na- strój. Karol Gustaw był wzburzony okolicznościami, w jakich do- szło do kapitulacji: wbrew warunkom porozumienia Wittenberg i jedenastu wysokich rangą oficerów odesłano jako jeńców wojen- nych do Zamościa. Feldmarszałek i kilku z nich zakończyło w za- mojskiej twierdzy swe burzliwe życie22. Nie było jednak czasu na żałobę, ponieważ nie wiadomo było, czy kiedykolwiek jeszcze trafi się okazja do rewanżu