... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wróciłem do domu, a wynajmowałem wtedy pokój u pewnej dziewczyny u zlotu Grzybowej i Żelaznej. Gośka wyszła na jakąś balangę, a ja siedziałem i oglądałem telewizję. Nagle patrzę, a tu jest już jedenasta. Wiedziałem, że jeśli mam zdążyć na tę Mszę, to już muszę wychodzić. Strasznie mi się nie chciało, bo był to październik, wiał przenikliwy, zimny wiatr, padał deszcz. Do paulinów nie jeździły żadne nocne autobusy. musiałbym pójść aż do Alei Jerozolimskich i później na piechotę. Zadzwoniły do mnie dwie moje koleżanki 72 • chciały się ze mną spotkać. Mówię: „OK. Spotkajmy yp przy tym kościele". I poszedłem tam. Przede wszyst-L.im dlatego, że przypomniał mi się ten ogromny żal u? sercu. Mówię: „Kurcze, nie chce iść dzisiaj, ale następna ^a Msza jest za miesiąc, a wtedy pewnie pojedziemy na jakiś koncert". Weszliśmy do kościoła. Jezu, co tam się działo! Kościół maksymalnie zapchany, ręce uniesione w górze, ktoś zaczął tańczyć... Moje kumpele poszły. Zapytały: „Idziesz z nami?" Mówię: „Nie, jeszcze zostanę". Coś mnie trzymało, dosłownie. Stałem oparty plecami o drzwi kościoła, najdalej jak tylko można i obserwowałem, co się w nim dzieje. Miałem mieszane uczucia, mówiłem: „Kurcze, coś tu nie gra". Pod moimi nogami leżał koleś zwinięty w kłębek — ćpun pewnie wzięty prosto z bąjzia. Wyglądał koszmarnie — był bez zębów, wypadały mu włosy. Äw kościele ludzie wznoszą ręce — „Chwała Panu!" „Idioci" — myślę. Ktoś mówi: „Ci, którzy doznali jakiejś łaski od Pana, niech przyjdą do przodu i podzielą się tym z innymi". „Stoi tu człowiek, który nie może chodzić — Jezus teraz cię uzdrawia. Odrzuć swoją laskę i przyjdź do ołtarza, żeby wszyscy widzieli, co Pan Jezus zrobił w twoim życiu". I nagle po kościele przeszło takie: „Oooooo!" i faktycznie jakiś koleś rzuca kulą i zasuwa do ołtarza. Myślę. „Eee tam, histeria mu puściła". Druga babka też została uzdrowiona, a ja: „Eee, zapłacili jej". Ale stoję: godzinę, drugą, trzecią. Zaczęła się Komunia. Mówię sobie: ,,0, to już na szczęście koniec, nie-dhigo sobie pójdę". I nagle wszedł jakiś potężny facet. Normalnie dąb, trzy metry w barach — kwadrat taki. Wszedł, wrył się przede mnie i jeszcze zostawił drzwi otwarte. A była to już trzecia nad ranem, strasznie zim-nc)- Poszedłem zamknąć te drzwi, bo żal mi było tego Gpuna pode mną. Wróciłem i myślę: „Musiał ten kafar tu 73 stanąć? Zasłania mi dokładnie wszystko". Za plecami miałem drzwi, po mojej lewej stronie miałem ścianę przede mną stał ten koleś, który mi wszystko zasłaniał i tylko po prawej stronie miałem trochę wolnego miejsca, ale widziałem tylko drzwi z kościoła. I w pewnym momencie zza tego faceta wyszedł jakiś ksiądz, złapa} mnie za łokieć, popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział: „Jezus cię kocha''. Zbaraniałem, zupełnie mnie zatkało. Bałem się ruszyć. Dotykałem go najmniejszym palcem dłoni i bałem się poruszyć, by nie przerwać tego dotyku. Stałem i patrzyłem tylko w jego wielkie, gorejące oczy i powtarzałem sobie: „Żeby to tylko się nie skończyło, żeby to tylko się nie skończyło". Nie wiedziałem w ogóle, co się dzieje. Było to takie doznanie. jakiego nigdy w życiu nie przeżyłem — żadnego orga- zmu nie da się z tym porównać. On w pewnym momencie odwrócił się i odszedł, a ja stałem dalej jak wryty. Nie wiedziałem, co się stało. — Było to bardzo racjonalne? — Tego nie można opowiedzieć — to był szok. Nie potrafiłem zrozumieć tego nawet, gdy w ciągu najbliższych dni wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. — Duch Święty musiał mocno zaingerować? Nie było to tak, że po prostu poruszyły cię same słowa? — Słuchaj, ja nie wiem, czy był to Duch Święty, czy sam Pan Jezus. Wiem jedno — ktoś, kto wypowiedział te słowa, był tak wypełniony Duchem Świętym, że one zadziałały natychmiast. Nie mogłem dłużej stać w tym miejscu. Wiedziałem, że Tomek. Darek Malejonek, Grzesiek Górny są z przodu. Wiedziałem, że muszę tarn do nich pójść. Przepchałem się do tych ludzi, stanąłem 74 , IQ óich w bocznej nawie za filarem. Stoję i widzę tych vszvstkich ludzi, którzy mówią o uzdrowieniach, opowiadają o tym, co stało się w ich życiu. Pomyślałem cobie tak: „Boże, jeśli to wszystko, co się tu dzieje, jest nrawdą, to ja w Ciebie wierzę, ale nie jestem ekstrawe-nvkiem. by iść do ołtarza i o tym opowiadać" i od razu się rozpłakałem. I równolegle, gdy sobie o tym myślałem, usłyszałem od ołtarza słowa jakiejś osoby: „Jest tu mężczyzna, który nie może ruszać ręką. Czujesz teraz ciepło w swoim łokciu". I nagle w pół zdania przerwała i mówi: „Tu, w bocznej nawie, stoi młody mężczyzna i płacze. Jezus dziękuje ci, że odpowiedziałeś Mu w swoim sercu". I powiedziała to dokładnie w momencie, kiedy ja skończyłem o tym myśleć. Mówię: „Kurde, to chyba do mnie". Pomyślałem to sobie i rozryczałem się tak, że koniec. A ona mówi tak: „Rozłóż swoje ręce i przygotuj się na przyjęcie Ducha Świętego". A ja na to: ,,Za żadne skarby!" (śmiech). Trzymałem się mocno za ręce i był to jedyny gwarant tego, że się nie przewróciłem. Miałem nogi jak z waty, cały się trząsłem i bałem się, że jak puszczę te ręce, to po prostu runę. Podeszli do mnie jacyś ludzie, podnieśli mnie za ręce, podtrzymali mnie, położyli mi ręce na głowę, na ramiona, na plecy i zaczęli się modlić. Ja zamknąłem oczy i miałem taką jazdę, jakbym był pięć centymetrów nad ziemią, jakby moje oczy odwróciły się do środka, jakbym patrzył w głąb siebie. A tam żadnych flaków, żadnych kości, żadnych żył... nic. Tak, jakbym był napompowanym balonem. Widziałem wszystko przez rękę jak przez rurę, do końca palca, widziałem od spodu swoje tatuaże. Taka jazda! W środku byłem pusty l wypełniało mnie jaskrawo zielone, opalizujące światło. Nie wiem, czy mi się to wydawało, czy co... Miałem 75 takie doświadczenie: w środku nie ma nic, tylko światło To był odjazd. Był tam też Grzesiek Górny. Stał i modlił się za swoja żonę. Jego żona — Angelika jest pół-Ukrainką, po}-, Węgierką i miesiąc wcześniej urodziła w Użhorodzie ich pierwsze dziecko, córeczkę — Annę Marię. Od tego czasu miała poważne problemy ze zdrowiem, miała krwotok i wszyscy bardzo się bali o jej zdrowie. Grzesiek modlił się na czuwaniu o jej uzdrowienie. Stał zatopiony w modlitwie. Nie dość, że tej nocy krwawienie ustało, to jeszcze on słyszał taki głos: „Dotknij go, dotknij go". Otworzył oczy, ale nie wiedział, o kogo chodzi, więc modlił się dalej. W pewnym momencie podeszli do niego jacyś obcy ludzie, wzięli go za ręce, podprowadzili do mnie i położyli je na mojej głowie. Mówił, że był w szoku