... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- Teraz nic mu to nie pomoże, bo jest w rękach ludzi Lisowskiego i ci bawić się z nim w ceregiele nie będą. Wystarczy im tego, co już wiedzą. Zresztą postaram się o dowód, i to niezbity! Toteż odłóż te poduszki na miejsce, a pan, mo×ci Seyna, zadbaj, by nikt tej po×cieli nie ruszał. Z Marfą za× nie ma już o czym gadać. Czapliński zwołał bliskich sobie oficerów na wniosek Rutjego, który chciał wyja×nić, w jaki sposób zginął ich dowódca. Złożona przez niego relacja wywołała taki gniew zebranych, że równie rozw×cieczony pułkownik rozkazał natychmiast przyprowadzić więźnia. Kiedy ten stanął przed nimi, Kalinowski jak zwykle nie zdołał wstrzymać gorącego temperamentu i od razu zawołał: - Chodź no tu, ty psie! Chcemy usłyszeć, co powiesz, zanim wyszczerzysz zęby na palu! Bo suto zapłacisz za tę ×mierć, co× zadał, oj suto! Ale nim zostaniesz nadziany, wprzódy cię tak połechcę, że będziesz szczę×liwy, kiedy znajdziesz się w piekle! Suchecki po tych słowach zmierzył porucznika ponurym wzrokiem, w którym obserwujący go Rutje dostrzegł błysk przerażenia. Wszakże zdołał je opanować, gdyż odezwał się butnie: - Wprzódy musisz mi dowie×ć, żem istotnie tę ×mierć zadał. - Mamy ci tego dowodzić?! - ironicznie prychnął Czapliński. - Do×ć o tobie wiemy, aby× nie żywił żadnych nadziei co do swego losu! - Jakże możecie skazywać mnie na kaźń, nie mając nijakich dowodów mojej winy? Jak mogłem waszemu wodzowi zadać ×mierć? Czy znosiłem się z nim? Czy widział nas kto razem? A to, co wiecie, rozgłasza tylko ten oto mój wróg, który pragnie mojej zguby! - Suchecki, mając więzy na rękach, głową wskazał Rutjego. - Mówisz, że× nie był nawet w pobliżu nieboszczyka? - powiedział Rutje. - Tedy ci powiem, jak zadawałe× mu ×mierć. Nie potrzebowałe× stykać się z pułkownikiem, gdyż posłużyłe× się niewinnym dziewczęciem, które podesłałe×, by podłożyło mu pod głowę zatrutą poduszkę. - Poduszkę? - Więzień powtórzył półgłosem tylko to jedno słowo, a Rutje teraz już wyraźnie dostrzegł w jego oczach lęk. Jednak po raz drugi zdołał go opanować, bo zaraz prychnął pogardliwie: - Nic o tym nie wiem! Znów co× przeciw mnie obmy×liłe×! - Do×ć tej gadaniny! - Czapliński uderzył pię×cią w stół. - Brać go, obedrzeć ze skóry i nadziać na pal! Na ten rozkaz Suchecki rzucił się o krok do tyłu, jakby chcąc uciekać, ale przytrzymany przez strażników zwisł im w rękach, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Szarpnął się, chcąc się uwolnić od żołnierzy, i zawołał: - Czekajcie! Kłam zadaję temu człowiekowi! Nieprawdą jest, że przyczyną ×mierci waszego wodza była poduszka! Mogę wam tego dowie×ć! Czapliński, zaskoczony tym o×wiadczeniem, spytał: - Jak chcesz to uczynić? - Będę na niej spał noc, dwie, wiele zechcecie, a obaczycie, że żadnych skutków tego nie będzie, że niewinnemu chcieli×cie zadać taką kaźń. Idzi prychnął ironicznie, inni wybuchnęli ×miechem, Czapliński za× o×wiadczył: - Nie, braciszku, my dajemy wiarę oskarżeniu, toteż żadnych prób nie będzie! Rutje, wysłuchawszy wyroku, a potem dalszych wypowiedzi zrozumiał, że wynikały one nie tyle z upodobania do okrucieństwa, choć i ono nie było obce tym ludziom, ile dowodziły mocy przywiązania do dowódcy, a więc i pragnienia zemsty. On sam jednak nie zemsty chciał, lecz usunięcia raz na zawsze niebezpieczeństwa grożącego hetmanowi, gdyby ten zawzięty człowiek pozostał przy życiu. Zapragnął też uzyskać pewno×ć swego oskarżenia. Odezwał się więc, usiłując spokojnym tonem nadać wagę słowom: - Pozwólcie panowie i mnie rzec, co my×lę o sprawie, do czego mam prawo podwójne, pierwsze, że z ramienia hetmana tu jestem, a drugie, że to ja oddałem wam w ręce winowajcę. Zarzuca mi kłam, je×li więc u×miercicie go bez owej próby, ten zarzut będzie nadal na mnie ciążył. Wnoszę zatem, aby przystać na jego żądanie, bo bez tego i was, i mnie męczyłaby zagadka, jak on tego dokonał. Je×li za× słusznie go oskarżam, słuszne też będzie nie zemsty szukać, lecz tylko sprawiedliwo×ć wymierzyć, skazując go na taką samą ×mierć, jaką zadał. Zaległa pełna napięcia cisza. Więzień przesuwał spojrzeniem po siedzących, zatrzymując je wreszcie na Rutjem. Milczenie przerwał rotmistrz Kleczkowski: - Istotnie, Bóg zabrania szukać zemsty, natomiast tym sposobem sprawiedliwo×ci stanie się zado×ć. - Ja także skłaniam się ku propozycji mo×ci Rutjego - chwilę potem odezwał się Rogowski. - A ja nie! - zawołał Kalinowski. - íadnej męki za mało, by zapłacił za ból zadany naszym sercom i stratę, jakiej przyczynił krajowi! Rotmistrz Rusinowski nie zabierał głosu, toteż teraz wszyscy czekali, co powie ich obecny dowódca. Ten odezwał się po krótkim namy×le: - Nie powinni×my chyba kupczyć naszym cierpieniem i kła×ć go na szalę, drugą obarczając wysoko×cią kary. Niechże tedy będzie ona równa przewinieniu, je×li ów człowiek nie udowodni swej racji