... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przez piętnaście lat, począwszy od osiemnastego do trzydziestego trzeciego roku życia, utrzymywała się, a przez siedem lat również matkę - inwalidkę, pracując jako stenotypistka. Ta walka o byt wyostrzyła miękkie rysy jej dziewczęcej twarzy. Co prawda była i miłość - swego rodzaju - do Dicka Windyforda, kolegi z biura. Alix intuicyjnie wyczuwała, że mu na niej zależy, mimo że nie okazywał tego w widoczny sposób. Pozornie byli jedynie przyjaciółmi. Ze swej skromnej pensji Dick musiał opłacać edukację brata. W takiej sytuacji nie mógł, oczywiście, myśleć o małżeństwie. Wyzwolenie od codziennej harówki spadło na dziewczynę w sposób najmniej oczekiwany. Zmarł daleki kuzyn i pozostawił jej w spadku kilka tysięcy funtów - sumę przynoszącą dochód paruset funtów rocznie. Dla Alix oznaczało to wolność, życie, niezależność. Teraz ona i Dick nie musieli już dłużej czekać. Dick zareagował jednak inaczej, niż się spodziewała. Nigdy przedtem bezpośrednio nie wyznał Alix miłości, a teraz sprawiał wrażenie jeszcze mniej skłonnego do takich deklaracji. Unikał jej, stał się markotny i ponury. Alix szybko domyśliła się prawdy. Teraz była zamożną kobietą, skromność więc i duma nie pozwalały Dickowi na oświadczyny. Jej sympatia do niego wcale nie zmalała i zastanawiała się nawet, czy sama nie powinna zrobić pierwszego kroku, kiedy nagle po raz drugi spadło na nią coś nieoczekiwanego. W domu przyjaciół poznała Geralda Martina, ten zaś zapałał do niej tak gwałtowną miłością, że już po tygodniu byli zaręczeni. Alix, która nigdy dotąd nie uważała się za zdolną do nagłych uniesień, tym razem została całkowicie podbita. Jednocześnie, zupełnie niechcący, Alix znalazła sposób na zdopingowanie poprzedniego amanta. Dick Windyford przyszedł do niej, jąkając się z gniewu i wściekłości. - Ten człowiek jest ci całkowicie obcy! Nic o nim nie wiesz! - Wiem, że go kocham. - Jak można to wiedzieć po tygodniu? - Widać nie każdy potrzebuje jedenastu lat, żeby zorientować się, że jest zakochany! - wykrzyknęła Alix ze złością. Twarz Dicka pobladła. - Zakochałem się w tobie, gdy tylko cię poznałem. Sądziłem, że nie jestem ci obojętny. - Również tak myślałam - przyznała zgodnie z prawdą. - Okazało się jednak, że nie wiedziałam, czym jest prawdziwa miłość. Wówczas Dick wybuchnął ponownie; pojawiły się prośby, błagania, a nawet groźby - groźby pod adresem mężczyzny, który zajął jego miejsce. Alix myślała, że dobrze zna Dicka, toteż była niebotycznie zdumiona, widząc istny wulkan uczuć w człowieku na zewnątrz tak pełnym rezerwy. I teraz, tego słonecznego poranka, kiedy tak stała wsparta o furtkę, powróciła myślami do tamtej rozmowy. Od miesiąca była idyllicznie szczęśliwą mężatką. A jednak, podczas chwilowej nieobecności ukochanego męża, cień niepokoju zmącił ową sielankę. Przyczynę tego niepokoju stanowiła osoba Dicka Windyforda. Trzykrotnie od dnia ślubu Alix miała ten sam sen. Zmieniały się w nim niektóre szczegóły, ale główne fakty pozostawały niezmienne. Widziała oto Dicka Windyforda, jak stał nad jej martwym mężem, i uświadamiała sobie jasno i wyraźnie, że to ręka Dicka zadała śmiertelny cios. Chociaż sen sam w sobie był przerażający, jeszcze bardziej przerażona czuła się w momencie przebudzenia, ponieważ we śnie sytuacja wyglądała na całkowicie naturalną i nieuniknioną. Ona, Alix Martin, była z a do w o l o n a, że jej mąż nie żyje! Wyciągała z wdzięcznością ręce do mordercy, czasami mu dziękowała. Sen zawsze kończył się tak samo - Dick tulił ją w ramionach. Alix nie opowiedziała mężowi o śnie, ale w głębi duszy czuła się nim bardzo zaniepokojona. Czy miało to być ostrzeżenie, ostrzeżenie przed Dickiem Windyfordem? Ostry dzwonek telefonu przerwał jej myśli. Weszła do domu i podniosła słuchawkę. Nagle zachwiała się i wsparła ręką o ścianę. - Przepraszam, kto mówi? - Jak to? Alix, czemu masz taki zmieniony głos? Ledwie cię poznałem. Mówi Dick. - Och! - powiedziała Alix. - Och! Gdzie... gdzie jesteś? - W zajeździe "Pod godłem podróżnika". Tak się nazywa, prawda? Jestem tu na urlopie, na rybach. Czy szanowni państwo będą mieli coś przeciwko temu, jeśli ich odwiedzę dziś wieczorem, po obiedzie? - Tak - odparła Alix ostro. - Nie powinieneś przychodzić