... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
.. zaszczytu? - spytał cierpko. - Wtedy dam moją krew za twoją - odparła. - To musi być jedno z nas. - I zostaniemy bez szamanki. Wzruszyła ramionami. - To musisz być ty albo ja. Taką naznaczono cenę. Rozmawiałam z pozostałymi szamanami; mamy uczniów, ale nie są jeszcze gotowi. Jeśli któryś z wodzów odmówi, klan będzie musiał przez jakiś czas żyć bez szamana. - Odwróciła się. Zanim odeszła, rzuciła przez ramię: - Przemyśl to. Chcę znać odpowiedź o wschodzie księżyca. Zatrzymał ją. - Nie potrzebuję tyle czasu - rzeki. - To nie jest aż tak trudny wybór. Uśmiechnął się i poczuła łzy w oczach. - Kiedy będziesz mnie potrzebować? Podczas pełni księżyca każdy z klanów zajął swoje miejsce nad zeszklonym kraterem, który kiedyś był ich domem, ustawiając się w czterech stronach świata. Koty na zachodzie musiały utworzyć półkole; nie przyszło im to łatwo. O zachodzie słońca czterech Starszych poświęciło się dla swych ludzi w taki sposób, jaki wybrali. Srebrny Koń po prostu postąpił o jeden krok za daleko na krawędzi i zniknął w mroku. Krucze Skrzydło stała nad miejscem jego upadku z wyciągniętymi ramionami, wzywając moce ze wszystkich sił, a za sobą czuła obecność wszystkich członków klanu. Ona nadeszła z księżycem. Jej twarz zmieniała się od twarzy Panny do twarzy Staruchy, od Wojowniczki do Matki; wypełniała sobą powietrze, stojąc przed Kruczym Skrzydłem i patrząc szamance prosto w oczy. Przemówiła głosem tak potężnym, że nie było już miejsca na inne dźwięki. - Usłyszałam wasze modły, tak, jak modły waszych zbuntowanych braci. Za to, czego oni chcą i czego wy chcecie, trzeba zapłacić. - Krwią? - zapytał cichy głos i Krucze Skrzydło rozpoznała Lazurową Gwiazdę, szamana Kotów. Część jej zastanawiała się jak to możliwe, że słyszy go tak wyraźnie? Bogini potrząsnęła głową. - Nie krwią: waszym życiem, życiem was wszystkich. Ceną za wasz dom jest czujność. W zagłębieniu jej wyciągniętej dłoni pojawił się krater: w samym jego środku leżało coś bezwładnego i bezkształtnego, emanującego złą, zieloną poświatę. - Trzy rzeczy zniszczyły to miejsce - powiedziała - zaklęcie wroga, samozniszczenie Bramy, którą uciekliście, i ostatnie uderzenie Urtha, w chwili gdy zginął, zabierając ze sobą swego wroga. Broń użyta przez Urtha leży zagrzebana w ziemi i czeka, aż ktoś ją wydobędzie. Zbyt niebezpieczne to oręże, aby je wykorzystać nawet w słusznej sprawie. Ale wyście wyrzekli się magii na zawsze, nie będą was kusić. - Krucze Skrzydło i wszyscy inni przytaknęli. - Oto cena: musicie strzec nowej krainy, którą nazwiecie Równiną Dhorisha: Równiną Poświęcenia, a siebie Shin'a'in - Ludem Równiny. Nie wolno wam tu wpuszczać obcych, chyba że przystąpią do klanu lub są sprzymierzeńcami, których ja ocenię i naznaczę. Nigdy nie przysięgniecie posłuszeństwa nikomu prócz mocy. Wyrzekniecie się magii; dzieci, które urodzą się z jej darem, zostaną odesłane zbuntowanym, staną się szamanami albo musicie pozwolić na wymazanie daru. To rzeczywiście było poświęcenie: poświęcenie wolności i wolnej woli na wiele pokoleń. Zaprzysięgli wieczną służbę i wieczną straż. Zyskali jednak dom. Poczuła, że ludzie wyrażają swą zgodę. Bogini uśmiechnęła się, rozłożyła ręce i zstąpiła w głąb krateru. Gdziekolwiek postawiła stopę, wykwitały kwiaty, wyrastały drzewa i płynęła woda; zielony kobierzec pokrywał ziemię od wschodu do zachodu... Kra'heera uśmiechnął się słabo; zapomniał, jak potężne wspomnienia wzywał. Krucze Skrzydło potrafiła przekazać nie tylko wspomnienia, ale też emocje; była wspaniałą kobietą. W tym krył się sekret szamańskich dywanów: zatrzymywały pamięć tych, którzy je upletli. Teraz na Równinie nie tkano już tak wspaniałych materii; nie było wielu rzeczy do zapamiętywania. Te najważniejsze przechowywano tutaj, gdzie mieli do nich dostęp członkowie wszystkich klanów. Było ich już więcej niż cztery i częścią szkolenia każdego młodego szamana stawała się wizyta tutaj, aby doświadczyć początków Shin'a'in. Krucze Skrzydło nalegała, aby wszyscy ludzie posiedli choć trochę wiedzy szamańskiej, aby w potrzebie wezwać moce, a jeśli klan stracił swego mistrza, nie stanowiło to aż tak wielkiego problemu. Jej pomysłem było też, by nie ograniczać się tylko do jednego ucznia i nauczyciela. I to ona założyła Kal'enedral, klan wojowników służący wszystkim pozostałym. Niezwykła kobieta. Kra'heera odwrócił się powoli w stronę swego ucznia i czekał, aż wyjdzie on z transu. - Teraz musisz się tylko nauczyć, jak odtwarzać te wspomnienia i jak je samemu tkać - powiedział, kiedy Tre'valen mrugnął i lekko potrząsnął głową. - Nie dlatego jednak cię tu przyprowadziłem. Domyślasz się, dlaczego? Młodzieniec skinął głową. - Z powodu plotek, że coś zakłóca spokój Równiny. Chciałeś, abym zobaczył, dlaczego jej strzeżemy. Kra'heera zastanowił się, czy nie powinni opuścić pokoju, ale doszedł do wniosku, że nigdzie indziej nie będzie tak bezpiecznie, jak tutaj. - Plotki są prawdziwe - rzekł. - Na Równinach pojawili się intruzi, których wykryje tylko szaman, nie zatrzymają ich posterunki graniczne, mogą ich tylko dostrzec z oddali. To jakieś magiczne stwory z ziemi Tale'edras, które wkroczyły na Równinę od północy, gdzie styka się ona z terytorium klanu k'Sheyna. - Sokoły? - zaciekawił się Tre'valen. - Nie znam ich. - Ja też nie wiem za dużo. A o wrogu wiem tyle, że stworzenia te mają niesamowitą zdolność znikania i nikt nigdy nie widział ich wyraźnie. Wyczuwają magię i kiedy ją znajdą, wzywają tego, kto je stworzył. - A mogą znaleźć wiele rzeczy. - W najgorszym wypadku nawet resztki fortecy Urtha. Nie wiem, czy można zaatakować samo centrum Równiny, lecz nie mam też pewności, czy jest to całkowicie niemożliwe. - A co z k'Sheyna? Czy Sokoli Bracia nie powinni nam pomagać, zwłaszcza że niebezpieczeństwo przybywa z ich terytorium? - Tak, ale k'Sheyna mają własne problemy - odpowiedział Kra'heera po chwili