... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tylko dzięki zbiegowi okoliczności spotkałyśmy się tutaj. — Jednak mówiąc to, zdała sobie sprawę, że nie mogło tak być. Było to Krzyżowe Miasto, gdzie krzyżowały się wszystkie drogi, ich również. — Ale… —jęknęła Elektra, a jej oczy zaokrągliły się. — Opuściłam cię, Lektra. Zostawiłam cię, abyś sama walczyła z goblinami. Przepraszam. — Nada prawie nic nie widziała, bo łzy skruchy zalewały jej oczy. — Dlatego że chciałaś, abym tylko ja opuściła tykwę i mogła wyjść za mąż za Dolpha — powiedziała Elektra. — Tak, to też — wyznała Nada. Elektra uścisnęła ją, trzymając ją wokół jej wężowej szyi. — Och, Nada, jakże mogłabym wyjść za Dolpha, wiedząc, że ty jesteś zgubiona? Byłaś tak wspaniałomyślna, jednak ja nie jestem tego warta, naprawdę nie jestem! To nie jest właściwy sposób! — To nie jest właściwy sposób — zgodziła się Nada z ulgą. — Obiecaj mi, że więcej tego nie zrobisz! Nie mogła nic na to poradzić. — Obiecuję. — A po chwili: — Ale ty jesteś tego warta, Lektra. Elektra przyjęła to jako swego rodzaju komplement. — To teraz możemy razem pójść śladem tych goblinów — powiedziała ochoczo, a jej dobry nastrój powrócił, jak gdyby nic go nie przyćmiło. — I jeśli coś się którejkolwiek z nas stanie, to… Nada skinęła głową. Słodka, niewinna Elektra rozumiała straszną rzeczywistość. Może los pomoże im uczciwie rozwiązać ich problem. Gobliny były nikczemnymi istotami i tylko ogr mógł sobie pozwolić na stoczenie z nimi równorzędnej walki. Było tak częściowo dlatego, że ogry były niezmiernie głupie. Wróciły na szlak. Znaki ciasteczkowe zaprowadziły ich do wielkiej ściany i do znajdującej się w niej alkowy. Gdy weszły do niej, nagle znalazły się nad inną rzeką, na której brzegach rosły ciastka. — A skąd będziemy wiedzieć, dokąd teraz iść? — zapytała Elektra w konsternacji. — Jest ich tutaj tak dużo! Nada była równie zaskoczona. Odwróciła się, aby sprawdzić, czy było za nią jeszcze ostatnie znikające ciastko, na wypadek gdyby miało miejsce jakieś nieporozumienie. Jednak nie dostrzegła nic poza otworem ogromnej tykwy. W sam raz oderwała od niej wzrok, zanim tykwa zdążyła ją złapać. I nagle zrozumiała. — Lektra! Jesteśmy poza tykwą! To jest Rzeka Ciasteczkowa, ta prawdziwa! — Och! — zawołała Elektra podniecona. — To teraz możemy uratować Che! — Najpierw musimy go znaleźć — przypomniała jej Nada. — I uważać na gobliny. Lepiej będzie, jeśli my zaskoczymy je, aniżeli jeśli one zaskoczą nas. Elektra nagle spoważniała. — To prawda, mogę porazić prądem tylko jednego. Będą nam potrzebne twoje szczęki. — Mogę gryźć tylko po jednym. Najlepiej będzie, jeśli najpierw je odnajdziemy i dmuchniemy w gwizdek, aby zwołać innych. — Ale czy gobliny też nie usłyszą gwizdka? — Och! Zupełnie o tym zapomniałam! Nie możemy ostrzec goblinów, bo od razu wrzucą go do kotła. — Może lepiej iskrowe jagody — powiedziała Elektra. — Jest teraz całkiem ciemno, to będą dobrze widoczne. Jeśli gobliny nie będą wiedziały, co to jest… — Tak, możemy spróbować. To lepiej teraz ruszajmy w drogę, bo jest jasne, że tutaj Che nie ma. Najprawdopodobniej gobliny zabrały go do swojego obozu. — Czy w swojej wężowej formie jesteś w stanie wywęszyć ślady? — Powinno mi się udać. — Nada zamieniła się w pełnego węża i dotykała wszystkiego wokół językiem. Momentalnie wyczuła zapach Che, ale oprócz niego również zapach wielu goblinów i czegoś jeszcze. Pachniało to trochę jak elf, jednak odrobinę inaczej. Nie sądziła, żeby kiedykolwiek wąchała taką istotę. Przyjęła postać Naga. — Czy jest tu gdzieś w pobliżu wiąz elfów? — zapytała. — Przypuszczam, że tak, ponieważ nie wiemy dokładnie, gdzie się znajdujemy. Ale przecież elfy nie porwałyby centaura! — powiedziała Elektra. — Czuję zapach jakby jednego elfa — wyjaśniła Nada. — Nie czuję jednak zapachu wiązu. Jest prawie tak, jakby ten elf nie pochodził od żadnego wiązu. — Ale przecież to niemożliwe! Wszystkie elfy żyją w wiązach i strasznie słabną, jeśli za bardzo się od nich oddalą. Jeśli jeden się oddali, to jego towarzysze przyniosą go z powrotem; elfy nie opuszczają swoich kompanów. — Tak. Właśnie dlatego to jest takie dziwne. Dziwny zapach elfa i żadnego zapachu wiązu. Na pewno coś źle zrozumiałam. — Nada na powrót zamieniła się w węża i szukała dalej. Po pewnym czasie pełzła po szlaku goblinów. Te złe ludziki nawet nie starały się go ukryć; po prostu wybrały jeden ze swoich szlaków i poszły nim. Zapachy centaura i dziwnego elfa były nadal obeChe, i to w bardzo niewielkiej od siebie odległości; było prawie tak, jak gdyby obydwoje byli pojmani. Nagle Elektra dotknęła ręką jej grzbietu. — Widzę coś — szepnęła. Nada uniosła głowę i rozejrzała się. Dotychczas trzymała głowę nisko przy ziemi, tropiąc ślady. Na uboczu widoczne było słabe światełko