... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Ale Cherry był najbardziej bezstronnym spośród kierowników działów DigiComu i obecnie, uśmiechając się szeroko, podążał w stronę Sandersa, przechodząc nad leżącymi programistami. — Bardzo mi przykro, Tom. Spóźniłeś się. Właśnie wykonujemy strojenie precyzyjne. — Strojenie precyzyjne? Przecież to wygląda jak punkt zero. I co tak tu śmierdzi? — Wiem —• Cherry podniósł ręce do góry. — Proszę chłopaków, żeby się codziennie myli, ale co z tego? To programiści. Gorsi od zwierząt. — Cindy powiedziała mi, że dzwoniłeś kilka razy. — Owszem — przytaknął Cherry. — Mieliśmy zapuszczony i działający Korytarz i chciałem, żebyś to zobaczył. Ale może i lepiej, że nie widziałeś. Sanders popatrzył na rozrzucony wszędzie skomplikowany sprzęt. — Uruchomiliście go? — To było wtedy. A teraz jest teraz. Obecnie stroimy go precyzyjnie. — Cherry gestem głowy wskazał na programistów pracujących na podłodze przy chodnikach. — Wreszcie dopadliśmy wirusa w pętli głównej. Dzisiaj o północy. Zdwoiliśmy częstotliwość odświeżania. Teraz system rzeczywiście funkcjonuje jak trzeba. A w tej chwili musimy ustawić chodniki i serwa, aby zaktualizować czułość. To problem mechaniczny — oznajmił pogardliwie. — Ale tak czy owak musimy się tym zająć. Programiści zawsze byli poirytowani, kiedy musieli rozwiązywać problemy mechaniczne. Żyli prawie całkowicie w abstrakcyjnym świecie kodów komputerowych i uważali, że zajmowanie się mechaniką jest poniżej ich godności. — A jaki to konkretnie problem? — zapytał Sanders. — Popatrz sam — odparł Cherry. — Oto nasze ostatnie rozwiązanie. Użytkownik nosi takie urządzenie — oznajmił, wska- zując na przedmiot przypominający grube, srebrne gogle przeciw- słoneczne — i wchodzi na ten chodnik. 51 Chodnik był jednym z pomysłów Cherry'ego. Miał rozmiary niewielkiej, okrągłej trampoliny, a jego powierzchnia składała się z gumowych kulek przylegających ściśle do siebie. Funkcjonował podobnie jak wielokierunkowy deptak. Użytkownik, chodząc po kulkach, mógł przesuwać się w dowolnym kierunku. — Gdy użytkownik znajdzie się na chodniku — wyjaśnił Cherry — wybiera bazę danych. A wtedy komputer, o tutaj... — Cherry wskazał na stojący w kącie stos pudeł — odbiera informację przychodzącą z bazy danych i tworzy środowisko wirtualne, które zostaje odtworzone wewnątrz gogli. Gdy użytkownik porusza się po chodniku, projekcja ulega zmianie, dzięki czemu odnosi wrażenie, że idzie po korytarzu o ścianach wypełnionych szufladami z danymi. Może się zatrzymać w dowolnym miejscu, otworzyć własną ręką dowolną szufladkę kartoteki i przejrzeć zawarte w niej dane. Całkowicie realistyczna symulacja. — Ilu użytkowników? — Obecnie system może pracować jednocześnie z pięcioma. — A jak wygląda sam Korytarz? — zapytał Sanders. — Przed- stawienie szkieletowe? — We wcześniejszych wersjach Korytarz tworzył szkieletową, czarno-białą konstrukcję. Im mniej było linii, tym szybciej komputer mógł je kreślić. — Przedstawienie szkieletowe? — parsknął Cherry. — Daj spokój. Teraz mówimy o trójwymiarowych, w pełni wymodelowa- nych płaszczyznach, w 24-bitowych kolorach z korekcją wad obrazowania w odwzorowaniu faktury. Odtwarzamy w pełni zaokrąglone powierzchnie — żadnych wielokątów. Wygląda cał- kowicie realistycznie. — A po co te laserowe skanery? Sądziłem, że określacie położenie podczerwienią. — Gogle miały zainstalowane u góry czujniki podczerwieni, dzięki czemu system orientował się, w którą stronę użytkownik patrzy, i zgrywał obraz z kierunkiem. — I dalej tak robimy — odparł Cherry. — Skanery są do przedstawienia ciała. — Przedstawienia ciała? — Tak. Teraz, kiedy idziesz z kimś po Korytarzu, możesz odwrócić się i zobaczyć go, ponieważ skanery tworzą trójwymiarowe odwzorowanie faktury w czasie rzeczywistym. Odbierają kształt ciała, wyraz twarzy i tworzą wirtualną twarz wirtualnej osoby, 52 stojącej obok użytkownika w wirtualnym pomieszczeniu. Oczywiście, nie możesz widzieć oczu tej osoby, ponieważ zakryte są okularami. Ale system generuje twarz ze zmagazynowanego odwzorowania faktury. Sprytne, co? — Chcesz powiedzieć, że można zobaczyć innych użytkow- ników? — Tak jest. Ich twarze, miny. Nawet więcej. Jeżeli inni korzys- tający z systemu nie mają nałożonych gogli, też można ich obejrzeć. Program identyfikuje bowiem innych użytkowników, wydobywa ich fotografie z dokumentacji i przekazuje do wyobrażenia wirtual- nego ciała. Trochę uproszczone, ale zupełnie niezłe. — Cherry pomachał ręką w powietrzu. — I to nie wszystko. Wbudowaliśmy również wirtualną funkcję pomocy. — Wirtualna pomoc? — Oczywiście, użytkownicy zawsze potrzebują bezpośredniej pomocy. Wymyśliliśmy więc anioła-pomocnika. Unosi się obok i odpowiada na pytania. — Cherry uśmiechał się. — Mieliśmy zamiar zrobić niebieską wróżkę, ale nie chcieliśmy nikogo urazić. Sanders z namysłem rozejrzał się po pomieszczeniu. Cherry opowiadał mu o swoim sukcesie. Ale działo się tu coś jeszcze — nie sposób było nie wyczuć napięcia, gorączkowej krzątaniny pracują- cych ludzi. — Hej, Don! — zawołał jeden z programistów. — Jakie powinno być zliczenie osi Z? — Ponad pięć — odparł Cherry. — Doprowadzam ją do czterech koma trzy. — Cztery koma trzy jest do kitu. Uzyskaj ponad pięć albo wylatujesz. — Don odwrócił się do Sandersa. — Trzeba dodawać otuchy podwładnym. Sanders popatrzył na niego. — No dobra — powiedział w końcu. — A teraz, na czym polega prawdziwy problem? Cherry wzruszył ramionami. — Nic takiego. Powiedziałem ci już, że stroimy precyzyjnie. — Don. Cherry westchnął. — No cóż, kiedy zwiększyliśmy częstotliwość odtwarzania, wpakowaliśmy moduł realizacyjny do zespołu niepotrzebnych 53 danych. Rozumiesz, pomieszczenie jest konstruowane w czasie rzeczywistym przez to pudło. Przy szybszej częstotliwości od- świeżania danych z czujników, musimy również o wiele szybciej konstruować obiekty