... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Czterdziestomilimetrowy granat eksplodował na prawo od tubylca i cisnął nim jak szmacianą lalką o ścianę. – Czysto. – Środkowy budynek czysty – zameldował Julian. – Wchodzimy do pomieszczeń z tyłu. – Nie wysuwajcie się za bardzo do przodu – powiedział Jin. Zatrzymał się i rozejrzał. – Czas się rozdzielić. Despreaux, weź sekcję Alpha do lewego skrzydła, ja wezmę Bravo do prawego. Oczyszczamy od frontu. – Tak jest – potwierdziła plutonowa i skinęła na Beckley. – Alpha, zwijamy w prawo. Naprzód. Dowódca sekcji kiwnęła głową. Wypatrzyła już drzwi na dole schodów, teraz zaś oznaczyła je podczerwonym wskaźnikiem laserowym. – Tędy. Kane, wyjmij drzwi. Ruszać się. Sekcja z operatorką plazmy na czele pobiegła w stronę schodów. Z odległości piętnastu metrów Kane odpaliła w ich stronę pojedynczy ładunek, który rozwalił drzwi przy wtórze ryku płomieni. Kyrou i Beckley wpadli do środka. Kyrou obrócił się w prawo i opadł na kolano. Nie dalej niż pięć metrów od niego Mardukanin brał właśnie zamach włócznią. Kyrou zareagował ze sprawnością uzyskaną dzięki tysiącom godzin na strzelnicy. Włócznik poleciał w tył, trafiony w pierś serią śrucin. Druga seria oczyściła korytarz z grupki strażników, którzy najwyraźniej nie mogli się zdecydować, czy atakować. – Po prawej czysto. Za plecami szeregowego rozległa się seria wystrzałów. – Po lewej czysto – zawołała Beckley. Kolejna seria. – Naprawdę czysto. Despreaux przykleiła ładunek do drzwi naprzeciw wejścia. Eksplozja wyrwała z mocowań prostą zasuwę po drugiej stronie i obsypała wszystko dookoła gradem drzazg. Plutonowy rozwaliła szumowiniaka po drugiej stronie, zanim zrozumiała, że to jedna z kobiet, nie tylko zupełnie nie potrafiących walczyć, ale też niemal więzionych w domach. Możliwe, że to był pierwszy raz, kiedy w jej życiu zdarzyło się coś bardziej emocjonującego niż seks. I było to krótkie przeżycie. Plutonowa popatrzyła na żałosne, poszarpane ciało, odetchnęła gwałtownie i rozejrzała się. – Schody – rzuciła ostro. – Parter czysty. Cofnęła się na korytarz, wycierając krew z zadrapania po drzazdze, i spojrzała w obie strony. – Kyrou, Kane – wysłała dwoje marines w dół korytarza, po czym machnęła rękaw stronę schodów. – Beck, Lizzie. Dowódca sekcji pobiegła przodem, a Despreaux za nią. Bardzo uważała, żeby nie obejrzeć się na żałosny kształt leżący w cieniu schodów. Na to przyjdzie czas później. Później. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY – Czysto – powiedział Pahner, kiwając głową i słuchając meldunku składanego przez komunikator w hełmie. Z ciężkim sercem oddawał kompanię w ręce porucznik Sawato, musiał jednak być obecny na kolacji. W tej konkretnej sytuacji nikt nie mógł go zastąpić. Może z wyjątkiem Rogera, co wciąż nie przestawało kapitana zadziwiać. Pahner nie był typem osoby, która ocenia innych na podstawie ich umiejętności strzeleckich. Znał zbyt wielu parszywych drani, którzy byli jednocześnie dobrymi strzelcami. Zdumiewająca sprawność, z jaką Roger posługiwał się bronią, i głębia charakteru, którą czasami okazywał, sprawiały Pahnerowi sporo problemów. Przez dziewięćdziesiąt procent czasu miał ochotę nawrzeszczeć na rozpuszczonego gówniarza, ostatnio jednak kilka razy był prawie pod wrażeniem. Prawie. Zerknął na mapy i chrząknął, kiedy Jin zakończył raport. – W porządku, ja zajmę się Jego Królewską Mością. Macie zatrzymać cały skarbiec; ale nie mieszajcie się w nic innego. Spojrzał w stronę Xyia Kana. Większość krwi już zmyto, ale król wciąż wyglądał niesamowicie. Rogi i twarz pokryte miał zakrzepłymi czerwonymi kroplami. Popatrzył na Pahnera, kiedy ten się poruszył. – Tak? Idzie dobrze? Sprawy w zamku układały się świetnie. Naczelników uwikłanych w spisek zatrzymano, a o ich zbrodni poinformowano pozostałych. Kazano im wysłać do swoich siedzib gońców z rozkazem zdjęcia straży, pod groźbą takiego samego ataku. Do czasu dostarczenia dowodów ich winy, naczelnicy N’Jaa, Kesselotte i C’Rtena zostali rozdzieleni i uwięzieni. Tych, którzy w oczywisty sposób nie mieli pojęcia o spisku, zwolniono do domów; innych wciąż trzymano w komnacie jadalnej, zachlapanej coraz bardziej cuchnącą krwią strażników. Psychologiczny efekt był zdumiewający. – Idzie dobrze – powiedział Pahner. – Ponieśliśmy straty przy C’Rtena, czego się nie spodziewałem. Nikt jednak nie został poważnie ranny. Pomijając to, wszystko poszło gładko