... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Na wystawie to się nie liczy. — Na wystawie są, żeby każdy widział, że jest zima i że się pamięta o sankach, i że się je planuje. Ale ci nie sprzedadzą, bo Kolasiński był już ze swoją matką i szkoda mrugać. Z wystawy zdejmują dopiero latem. — Ciocia Andzia jest na mieście i właśnie załatwia te sprawy — powiedziała matka Janka. — Już niech ciebie o to głowa nie boli. — Mnie nic nie boli i ja nie jestem chory. Jak ja tylko zaczynam mówić o poważnych sprawach, to mama mnie chce gorączkę mierzyć — zdenerwował się Andrzej. — Dobrze, to ja idę zaplanować kolację — zdecydowała matka Janka. — I zobaczysz, że będzie na wyznaczoną porę. — Mama się nie zna na planowaniu — stwierdził Janek. W kilka godzin później, gdy chłopcy już spali, wróciła do domu ciocia Andzia. Była radosna i pełna optymizmu. — Pokonałam wszystkie trudności. Będą mieli i sanki, i narty — i to tanio. — Kazałaś zdjąć z wystawy? — dopytywała się matka Janka. — Nie ma takiej siły, która spowodowałaby zdjęcie czegoś z wystawy — powiedziała ciocia Andzia. — A nart dziecięcych w sklepach nie ma. Podobno bywają, ale ostatecznie nie można sobie ustawić namiotu przed sklepem i czyhać. Urządziłam się inaczej. Zrobiłam sobie listę wszystkich znajomych, którzy mają o rok starsze dzieci. Widzisz, trzeba te rzeczy robić planowo, a nie latać bez sensu po sklepach. Nie, dziękuję, kolacji nie będę jadła, piłam wszędzie kawę, herbatę, a u Hani Domagalskiej nawet doskonałą dereniówkę. Zadatkowałam narty, saneczki, spodnie narciarskie dla Andrzeja. Jutro pojadę po kilku domach po kijki. Może nawet jeszcze raz zajrzę do Domagalskich, bo Hania miała poszukać na strychu. Aha, gorzej będzie ze starym aparatem radiowym i zepsutym żelazkiem elektrycznym. Byłam w kilku warsztatach. Nie ma starych aparatów. Wszystko naprawiają. Niech ich ojciec się tym zajmie i szuka. KRÓLOWA WYGRAŁA — Jak będę duży — powiedział Andrzej i podrzucił ranny pantofel pod sam sufit — jak będę duży, to zostanę Chopinem, będę wygrywał konkursy i ożenię się z jakąś królową. — A ja się ożenię z mamą, prawda, mamo? — Janek też podrzucił ranny pantofel do góry. — Naturalnie — zgodziła się matka Janka. — Ubierajcie się szybciej, bo późno. — Ja chcę się uczyć grać na czymś — oświadczył Andrzej. — Kup mi trąbę, dobrze? Daję słowo, że się będę uczył. — Mnie też kup trąbę, na Wielkanoc — ucieszył się Janek. — Będziemy grali na dwóch trąbach i będziemy dawali koncerty. Albo lepiej kup mi taki patyk do dyrygowania. — Kupię ci patyk — zgodziła się matka Janka szybko. — No, wkładaj już te portki. — A mnie trąbę kupisz? — zaniepokoił się Andrzej. — Bo jak nie — dodał od niechcenia — to poproszę ciocię Andzię. — Chopin nie grał na trąbie — przerwała mu matka Janka. — Chopin grał na fortepianie i komponował. — A co robi teraz, jak już wygrał ten konkurs? — chciał wiedzieć Janek. —— To nie on wygrał — powiedział Andrzej — wygrała królowa. Mama, po co królowej tyle pieniędzy, kiedy ona ma pałac i samochód, i koronę, i w ogóle. — Głupi — oburzył się Janek. — A jak chce sobie kupić coś do jedzenia, to przecież musi płacić. Albo buty, albo jak chce iść do Mną. Pieniądze są potrzebne. Żebym miał pieniądze, to bym sam kupił taki patyk do grania na orkiestrze,— a tak to co? — Janek, gdzie są twoje skarpetki? Spóźnicie się, zobaczycie. O, jedną włożył Andrzej. Zdejmuj ją zaraz. A gdzie druga? — Lejek ma drugą. Nie szarp, bo podrzesz — pouczył Janek. — Daj mu kawałek kiełbasy albo sera, to sam puści. Ja go znam. — Mama, czy królowa ma psa, jak myślisz? — Dajcie mi spokój z tą królową. Zwariować można. Od tygodnia o niczym innym nie mówicie. Nie wiem, czy ma psa. Może ma kota. Może ma papugę. Na pewno nie ma takich niemożliwych dzieci. Marsz do kuchni i pijcie mleko. — Mama jest przeciwko królowej — stwierdził Andrzej wycierając grzbietem dłoni wąsy z mleka. — A Kowalski ją widział. Całe popołudnie stał ze swoją matką na jednej ulicy i ją widział. Mówi, że nosi koronę i taki czerwony płaszcz z białym futrem, jak ten król, co jest narysowany w naszej książce, a za nią chodzą różni ludzie i gra muzyka. — Nic podobnego — oburzyła się matka Janka. — Jest zwyczajnie ubrana, jak każdy człowiek, i jest mała i siwa. — Skąd mama wie? — Przypadkowo widziałam ją na ulicy — powiedziała matka Janka szybko. — No, a teraz płaszcz i jazda na dół. — Szału dostanę z powodu tej królowej — oświadczył ojciec Janka wychodząc z pokoju dzieci. — Pół godziny musiałem im czytać Baśnie narodów Związku Radzieckiego, bo tam jest o królewnach, carach i carycach. W biurze też spokoju nie ma. Wszyscy w kółko o jednym. Kto powinien był wygrać konkurs, kto wygrał, że królowa taka, że tu ją przyjęli, że to zwiedzała. Ludzie zupełnie powariowali. — Kowalska zupełnie zgłupiała — Czy wiesz, że kilka godzin stała z dzieckiem na mrozie na ulicy, żeby zobaczyć tę kobietę. — I jak klaskała — oburzył się ojciec Janka. — Żebyś ją widziała, to by ci się wstyd zrobiło. Myślałem, że się pod ziemię zapadnę, przecież ona jest w Lidze Kobiet i zbierała podpisy pod… — A skąd ty wiesz? — krzyknęła matka Janka. — Przypadkowo przechodziłem koło szpitala na Litewskiej, kiedy akurat wychodziła królowa z całą świtą. Tuż za nią szła ładna, młoda kobieta. Bardzo szykowne te Belgijki. — Ta młoda to nie żadna Belgijka, tylko Polka do niej przydzielona. Kowalska mi mówiła. Muszę się zająć moją garderobą wiosenną. Nic zupełnie nie mam. Ale coś ty robił na Litewskiej w biały dzień? — Szedłem służbowo do Ministerstwa Oświaty — zdenerwował się ojciec Janka. — A co ty sobie wyobrażasz? Gdzie jest Andzia? Czas na kolację. — Andzia? — powiedziała matka Janka z goryczą i spojrzała na zegarek. — Za pół godziny odchodzi pociąg do Brukseli. Andzia pewnie jest zupełnie przypadkowo na dworcu. OKAZJA Ojciec Janka z Lejkiem na smyczy powrócił ze spaceru. Lejek otrząsnął się gwałtownie w przedpokoju i zaraz pobiegł do kuchni do swojej miski z wodą, pozostawiając po sobie na podłodze duże, mokre czarne plamy. —. Otwieramy tę butelkę czerwonego wina węgierskiego, co stoi od świąt — zapowiedział ojciec Janka od progu kuchni. — Co jest na kolację? — Biały serek — powiedziała matka Janka niezbyt głośno. — A bo co się stało? — Tata został dyrektorem! — wykrzykiwał Andrzej podskakując w górę. — Teraz tata będzie miał samochód i będzie można robić wyścigi na Nowym Świecie i opryskiwać chodnik błotem, i… — Cicho, smarkaczu! — zdenerwował się ojciec Janka. — Żadnym dyrektorem nie zostałem i przestań robić plotki. — Mama, co to są plotki? — zainteresował się Janek