... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
I pomyśl, co z tobą się stanie, gdy wejdzie tu Biuro. Jego słowa niczego nie zmieniły - nadal przyglądała mu się z wściekłością i było oczywiste, że mu nie uwierzyła. Dopiero w tym momencie zrozumiał, że była pewna, iż zdoła dogadać się z Biurem. Pewna, że jest na tyle ważna, iż jeśli zaproponuje, że przejdzie na stronę bezpieki wraz z lokalnymi kontaktami i wiedzą, zdoła ochronić swą pozycję. I że absolutnie nic jej nie obchodzi, co stanie się z innymi. Była gotowa na wszystko, byle zachować pozycję i przywileje. I że pod pewnymi względami bardziej jej to odpowiadało od przyłączenia do Królestwa, bo w Królestwie znacznie straci na ważności i nie będzie już w stanie niczego wymuszać na rządach planetarnych-Natomiast jako kolaborantka Biura... J 314] poczuł obrzydzenie... Spojrzał jej w oczy i już wiedział, że się nie pomylił - aprawdę była uosobieniem tego, z czym wojowała Nord-brandt. Ta świadomość go zmroziła, gdyż nie o to walczył wraz Suzanne. Nie o tym marzyli. Nie na stworzenie czegoś nodobnego stracił 50 standardowych lat życia. To, co on chciał zrobić, na skalę paru systemów było polityką, to, co ona na skalę swojej skromnej osoby - kurewstwem. Miał ochotę ją własnoręcznie udusić, ale odpowiadałby za człowieka, poza tym istniał znacznie paskudniejszy sposób. - Nie będę się z tobą o to dłużej spierał - oświadczył - - Sądziłem, że będziesz dobrym prezesem, że dasz radzie nadzorczej wyraźny sygnał, iż niezależnie od rozwoju sytuacji nie zmienimy polityki, dopóki nie będziemy pewni, że przyłączenie spowoduje jej nieaktualność. Dlatego nie sprzeciwiałem się twojej kampanii wyborczej. Poza tym chciałem umknąć destabilizacji w tak trudnym okresie. Teraz widzę, że popełniłem błąd. - Grozisz mi? - warknęła. - Jeśli tak, to sporo ryzykujesz. - Pracowałaś dla mnie trzydzieści lat standardowych. Czy w tym czasie wygłosiłem choć jedną groźbę bez pokrycia? - spytał uprzejmie. W jej oczach coś nagle zamigotało. Strach. - Mogłaś być przekonana, że nie wiedziałem o twoich wysiłkach wzmocnienia swojej pozycji - dodał. - Prawda jest taka, że dokładnie wiem, ile głosów kupiłaś. Możesz to samo powiedzieć o mnie? Zacisnęła pięści, ale nie odezwała się. - Przed opuszczeniem Flax rozmawiałem z Joachimem. też nie podobały się raporty, które dostawał. Dla-’ego na wszelki wypadek podpisał się pod wnioskiem o zwo-*anie nadzwyczajnego posiedzenia rady nadzorczej. Przy-Pomnę ci, że rodzina Van Dortów, czyli ja, ma czterdzieści Wa procent udziałów RTU, rodzina Aląuezarów dwana-Cle procent. I to bez żadnych pośredników. W przeci- [315].;. i.-.’-, wieństwie do ciebie obaj dysponujemy tymi głosami bez. pośrednio. A do zwołania nadzwyczajnego zebrania po_ trzebny jest wniosek pięćdziesięciu jeden procent udzia. łowców. Miałem nadzieję, że przemówię ci do rozsądku ale widzę, że to niemożliwe. Zastosujemy więc inne środki - Moment, wiem, że się zdenerwowałeś, i przyznaję, że czasem reaguję zbyt ambicjonalnie, ale nie ma sensu destabilizować całej firmy tylko dlatego, że różnimy się w poglądach na jej politykę czy metody. - Daruj sobie. Popełniłem błąd i teraz go naprawię. Nie marnuj mojego i swojego czasu, udając, że możemy osiągnąć porozumienie. Nie mam czasu na zabawy, a to, co się dzieje na planecie Flax, jest nieporównanie ważniejsze od wszystkiego, co ma miejsce tutaj. Nie pozwolę ci dłużej w tym mącić. - Ty arogancki kutasie! - Vaandrager zerwała się z fotela, opierając pięściami o blat biurka. - Ty świętoszkowa-ty skurwielu! Co ty sobie, do kurwy nędzy, wyobrażasz?! Kim jesteś, żeby włazić do mojego gabinetu i pouczać mnie o moralności i odpowiedzialności społecznej? - Sądzę, że jestem tym, kto zrobił cię prezesem. I kto dał ci dzisiaj okazję, byś przekonała mnie, żebym cię na tym stołku zostawił - odparł miękko. Vaandrager zbladła, gdy wstał i spojrzał na nią z góry. - Nigdy do ciebie nie dotarło, że z władzą wiążą się obowiązki. Może jestem romantycznym durniem, może świętoszkowatym, ale tak uważam, i dlatego najdalej za sześć dni nie pozostanie w tym pokoju nawet ślad po tobie. Dziś składam oficjalny wniosek o zwołanie nadzwyczajnego posiedzenia. Masz dwa wyjścia: zrezygnować teraz i zachować, co masz, albo iść na ostre, a wtedy cię zniszczę. Masz na to moje słowo. Kiedy opadnie kurz, nie będziesz miała nic, nawet, jak to kiedyś ładnie ujęłaś, nocnika, by weń naszczać. I będziesz się zastanawiała, co cię przejechało. Wybór należy do ciebie. ,;i Uśmiechnął się bez śladu wesołości, odczekał parę se- kund, odwrócił się i wyszedł bez słowa. - J 316] ROZDZIAŁ XXII Pozorowce utrzymują kurs, frachtowiec nie zmienił pozycji, sir. Miną go za mniej więcej dwadzieścia siedem minut - zameldowała komandor porucznik Kapłan. - Dziękuję, komandor Kapłan - skwitował odruchowo Terekhov. Nie dodała, bo nie musiała, że pinasom zostały dwie minuty, by zacząć wytracać prędkość, jeśliby miały przechwycić frachtowiec, nie mijając go. Dozorowce tej możliwości już nie posiadały. Od frachtowca dzieliło je dwa miliony osiemset tysięcy kilometrów - nieco ponad dziewięćdziesiąt pięć sekund świetlnych