... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Wtedy będziecie mieli ich czterech: cesarzy Othę i Martela, najwyższego kapłana Kościoła, Anniasa, i boga Azasha. Potem skierują swą uwagę na Rendor i cesarstwo Tamul w Daresii. - A jak chcą zdobyć dla Azasha Bhelliom? - zapytał Sparhawk. - Podstępem, złotem lub, jeżeli to będzie konieczne, siłą. Posłuchaj mnie, dostojny panie Sparhawku. - Krager nagle stał się śmiertelnie poważny. - Martel chce, byś uwierzył, że pojedzie jakiś czas na północ, a potem skręci w kierunku wschodniej Lamorkandii, żeby dołączyć do Othy. I rzeczywiście udał się do Othy, ale cesarza nie ma w Lamorkandii. Jego generałowie wiedzą dużo więcej od niego o prowadzeniu wojen. Otha jest nadal w stolicy Zemochu. Tam właśnie zmierza Martel z Anniasem i chcą, byś pojechał za nimi. - Przerwał na chwilę. - Oczywiście kazano mi to powiedzieć - przyznał. - Martel pragnie, byś z Bhelliomem pojechał za nim do Zemochu. Z jakiegoś powodu oni wszyscy czują przed tobą lęk i chyba nie dlatego, że znalazłeś Bhelliom. Martel nie chce się spotkać z tobą twarzą w twarz i to jest do niego zupełnie niepodobne. Postanowili zwabić cię do Zemochu, żeby bóg Azash miał z tobą do czynienia. - Twarz Kragera wykrzywił nagły wyraz przerażenia. - Nie jedź, dostojny panie - prosił. - Na miłość boską, nie czyń tego! Świat będzie zgubiony, jeżeli Azash odbierze ci Bhelliom. Mieszkańcy Chyrellos zaczęli nieśmiało powracać do ruin swych domów, gdy tylko armia króla Warguna wyłapała ostatnich najemników Martela. Wczesnym rankiem bazylikę wypełniły nieprzeliczone tłumy. Ludność Świętego Miasta nie była pewnie bardziej pobożna od innych Elenów, ale patriarcha Emban zwabił ich do bazyliki wielkodusznym gestem. Rozpuścił pogłoskę, że zaraz po odprawieniu mszy dziękczynnej zostaną otwarte dla pospólstwa składy kościelne. Ponieważ nigdzie indziej w Chyrellos nie było żywności, pogłoska ta spotkała się z gorącym odzewem mieszkańców. Emban swą hojność uzasadniał tym, że wielotysięczne zgromadzenie uprzytomni patriarchom powagę sytuacji i zachęci ich do skupienia na obowiązkach. A poza tym patriarcha Emban rzeczywiście czuł litość wobec prawdziwie głodnych. Jego własna tusza czyniła go szczególnie wrażliwym na tym punkcie. Patriarcha Ortzel odprawiał ceremonię dziękczynienia. Sparhawk zauważył, że ten szczupły, surowy duchowny przemawiał do zebranych zupełnie innym tonem. Jego głos brzmiał niemal delikatnie, a czasami pobrzmiewała w nim prawdziwie miłosierna nuta. - Sześć razy - szepnął Talen do Sparhawka, gdy patriarcha Kadachu zaintonował wraz z tłumem końcową modlitwę. - Co? - Uśmiechnął się sześć razy podczas kazania, choć nie wyglądał wtedy zbyt naturalnie. Co postanowiliście w związku z Kragerem? Ja nie doczekałem końca. Zasnąłem. - Chcemy, żeby Krager powtórzył przed wszystkimi hierarchami to, co nam powiedział, zaraz po relacji pułkownika Delady z rozmowy Martela i Anniasa, - Uwierzą mu? - Myślę, że tak. Delada to świadek bez zarzutu. Krager jedynie potwierdzi jego zeznania i uzupełni szczegóły. Gdy już raz zmusi się patriarchów do zaakceptowania zeznań Delady, bez większych trudności powinni przełknąć informacje Kragera. - Sprytne - pochwalił Talen. - Wiesz co, dostojny panie, prawie zarzuciłem już pomysł zostania cesarzem złodziei. Zamiast tego chyba wstąpię na służbę Kościoła. - Panie, miej w opiece swych wiernych - jęknął Sparhawk. - Z pewnością to uczyni, synu. - Talen uśmiechnął się dobrotliwie. Kiedy uroczystość dobiegła końca, a chór zaintonował podniosłą pieśń, paziowie ruszyli pomiędzy rzędy patriarchów, aby zawiadomić ich, że bezpośrednio po nabożeństwie hierarchia wznawia swe obrady. W zakamarkach Miasta Zewnętrznego odnaleziono sześciu z brakujących dostojników Kościoła. Dwóch dalszych samodzielnie opuściło swe kryjówki na terenie bazyliki. Pozostali nadal byli nieobecni. Patriarchowie w uroczystym pochodzie opuścili nawę główną i ruszyli korytarzem w kierunku sali audiencyjnej. Emban, który wciąż prowadząc rozmowy i wydając polecenia został z tyłu, zbliżył się zasapany i spocony do Sparhawka. - Niemal o czymś zapomniałem - rzucił w biegu. - Dolmant musi nakazać otwarcie kościelnych składów. W przeciwnym razie wybuchną zamieszki. - Czy musiałbym utyć tak jak on, gdybym chciał zarządzać sprawami Kościoła? - szepnął Talen. - Grubas nie może uciekać zbyt szybko, w razie gdyby sprawy przybrały zły obrót, a przecież Embanowi w końcu musi się powinąć noga. Pułkownik Delada w purpurowym płaszczu stał nie opodal drzwi do sali audiencyjnej. Jego napierśnik i hełm lśniły. Sparhawk wyszedł z szeregu Rycerzy Kościoła i zagadnął: - Czeka cię ciężka próba. Nie zapomnisz języka w gębie? - Nie, dostojny panie. Muszę jednak przyznać, że nie spodziewam się niczego miłego. Czy będą zadawać mi pytania? - Mogą. Nie pozwól się popędzać. Spokojnie zdaj dokładną relację z tego, co usłyszałeś w lochach. Twoja reputacja będzie przemawiać za tobą, więc nikt nie będzie mógł wątpić w twe słowa. - Mam tylko nadzieję, że moimi zeznaniami nie spowoduję skandalu - skrzywił się Delada. - Tym się nie martw. Skandal wybuchnie, gdy wszyscy wysłuchają świadka, który wystąpi po tobie. - Co on ma zamiar powiedzieć? - Tego nie wolno mi wyjawić, dopóki nie złożysz swego zeznania. Nie wolno mi w ogóle uczynić niczego, co mogłoby naruszyć twą neutralność w tej sprawie. Powodzenia. Patriarchowie stali w grupkach w sali audiencyjnej i rozmawiali przyciszonymi głosami. Zabiegi Embana wokół odpowiedniej oprawy nabożeństwa dziękczynnego wprowadziły uroczysty nastrój i nikt nie śmiał go popsuć. Sparhawk i Talen wspięli się na galerię. Zastali tam już swych przyjaciół. Bevier z wyrazem troski na twarzy pochylał się opiekuńczo nad Sephrenią. - Nie przekonaliśmy jej - zwrócił się do Sparhawka. - Udało nam się tu przemycić przebranych za duchownych Platima, Stragena, a nawet Tamulkę Mirtai, ale Sephrenia zdecydowała się przyjść w styrickiej szacie. Tłumaczyłem, że nikt poza królami i przedstawicielami duchowieństwa nie ma prawa przysłuchiwać się obradom hierarchów, ale nie chciała mnie słuchać. - Ja jestem przedstawicielem duchowieństwa, mój drogi Bevierze - rzekła Sephrenia z całkowitym spokojem. - Jestem kapłanką Aphrael, najwyższą kapłanką. Powiedzmy, że moja obecność tu będzie czymś w rodzaju gestu na rzecz ekumenizmu. - Nie wspominałbym o tym przed końcem elekcji, pani - radził jej Stragen