... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Może i była to tro- chę jakby antyczna tragedia. 188 16 XI I 956. Piątek Rano Anna jedzie do Komorowa, by zobaczyć ową jakąś "willę" do kupienia. Dalszy ciąg zmiany stylu życia, ulegam lękowi, żeby nie uchodzić wobec mego najbliższego otoczenia za fajtłapę i niedołęgę. Na Włocławskiej oglądanie aut. Zimno, mokro, Jurek szaleje nad wyborem koloru, wreszcie staje na jasnoniebieskim, prawie białym. M- nie jest wszystko jedno, niech wybiera, jakie mu się żywnie podoba, ale koniec końców aprobuję to jasne. Całą transakcję załatwiam jakoś a contre-coeur, za te 36 tysięcy mogłabym uszczęśliwić tyle ludzi! Anna nazwała kolor auta "niepokalanym poczęciem", a teraz opo- wiada o owej "willi". Jest rzeczywiście zakrojona na luksusowe wypo- sażenie, ale w surowym stanie, dalekim od wykończenia, tylko hall i je- den pokój są z grubsza otynkowane. Annie właściwie spodobał się tylko sam Komorów i piwnice owego domu, ale mówi, nie bez lekkiej pogar- dy na mnie patrząc, że ona kupiłaby to natychmiast z zamkniętymi oczyma. Więc tak będę musiała pewno zrobić, a czy doczekam wykoń- czenia owej willi, to się jeszcze pokaże. Wieczorem Anna do pani Milskiej. Wraca ze strasznymi wiadomo- ściami. Wrócił z Budapesztu Woroszylski. Powiada (na zamkniętym ze- braniu "Nowej Kultury"), że wszystko, co ludzie przeżyli w ostatniej wojnie, jest niczym wobec tego, co się działo na Węgrzech.' Gdy od- działy wojsk radzieckich przeszły na stronę powstańców, Kreml spro- wadził Kałmuków, którzy mordowali dom po domu wszystkich nie wy- łączając małych dzieci. Teraz deportuje się całą młodzież węgierską. Przeklinam Rosję, niech zginie i przepadnie ten Moloch straszliwej na- giej zbrodni, ten wróg ludzkości, posępny kat dziejów ludzkich. Sieją nienawiść do siebie, jakiej nie zna historia, zbiorą klęskę, jakiej nie zna historia. Ale padając nas najpierw zmiażdżą i zmiotą z powierzchni zie- mi, bo żebyśmy byli najbardziej pognębieni, zawsze jeszcze będziemy im kością w gardle i solą w oku, jako niewolnik nie dający się ujarzmić. # Por. Wiktor Woroszylski - Dziennik węgierski, częściowo drukowany w "Nowej Kulturze", pierwsze wydanie książkowe Samizdat 1979. 20 XI 1956. Wtorek # W sobotę byłyśmy z Anną na przedstawieniu "Św. Joanny" Bernarda Shawa'. Jednak to ani porównania ze "Skowronkiem" Anouilha. Ani sztuki nie można porównać, ani gry. Andryczówna jako Joanna - czyste 189 nieporozunuenie, właściwie tylko Hańcza był dobry. Aktorka ze " Skowronka" (nawet jej nazwiska nie pamiętam)2, choć ani ładna, ani specjalnie zgrabna, wprost porwała szorstką, jaskrawo świeżą, na prze- mian po chłopsku mądrą, na przemian dziecięco naiwną młodością. Tyl- ko partia angielska (hr. Warwick) była w "Skowronku" słabsza, wszy- stko francuskie było tęższe, krwistsze, dowcipniejsze, bardziej ogólno- ludzkie i aktualne. U Shawa przeciwnie, najlepszy był Anglik i najle- psza jadowita satyra na Anglię. Warwicka grał właśnie doskonale Hań- cza. Niespodziewaną przyjemność zrobił nam Wołłejko. W charaktery- stycznej roli Delfina Karola był świetny i podobał się nawet Annie, któ- ra go nie znosi. Ala ja pamiętam, jak te obie role przed wojną kreowali genialnie Malicka i Fritsche3 czy Frycze. Za to Roszkowska zawiodła w kostiumach i dekoracjach. Jej siłą jest bogactwo i nieomylność kolory- styki w najlepszym smaku, którego jej brak np. we własnym ubieraniu się. Tu idąc za modnymi na Zachodzie wzorami dekoracji syntetycznej nie osiągnęła jej efektów, a straciła własne walory, stała się uboga i ma- ło zajmująca. Rokowania w Moskwie podobno miały pomyślny przebieg. W każ- dym razie wszystkie przemówienia Gomułki cechowały godność i mą- drość. Za to Chruszczow przemówił na jakimś głównym bankiecie jak stary ordynarny wieprz, rugając iście po moskiewsku zarówno Węgry, jak Anglię i Francję za Suez. Podobno po tym toaście korpus dyplo- matyczny biorący udział w przyjęciu, wysłuchawszy tylko przemówie- nia Gomułki, opuścił salę bankietową. Powrót Gomułki, który nastąpił wczoraj, był jednym pasmem tryumfów już od Terespola (obecna grani- ca). Tłumy stały na torach zatrzymując pociąg nawet między stacjami. Tłumy na stacjach i najmniejszych stacyjkach, zatrzymujące pociąg. Gdy dojechali do Warszawy, salonka delegacji pełna była kwiatów, li- stów, depesz i... zabawek ofiarowanych Gomułce, nawet misie pluszo- we i lalki! Wszędzie śpiewano tłumnie: "Sto lat..." Gomułka miał po- wiedzieć: "Nie wiedziałem, że ##Sto lat" to pieśń rewolucyjna". I tak od- tąd istotnie "Sto lat" stało się pieśnią "polskiej rewolucji". W niedzielę pojechałam z ową panią Jaźwińską do Komorowa. Oglą- dałam tę willę "superkomfortową". Jest tak dalece nie wykończona, że wydaje mi się bardzo droga, ale to, że sama ją mam wykańczać, raczej mi odpowiada. Nie lubiłabym mieć domu po kimś (oba mieszkania i na Polnej, i na Niepodległości, miały mnie jako pierwszego lokatora, dom na Polnej był właśnie świeżo wybudowany w 1917 r