... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

W. książę oddając się im w ręce, chwaląc ich (ce sont 41 Bo major Machnicki od wszystkiego się uchylał i wyjechał z Warszawy. 54 des soldats ? mettre en quadres d’or42 – mawiał), uwielbiając ciągle ich s z l a c h e t n o ś ć, uczynił ich położenie bardzo trudnym. Z tym wszystkim wyraźnego pozwolenia deputacji dać nie chciał. „Niech sobie idą – ja ich nie trzymam, ale nie pozwalam.” Chcieli przeto szasery sami odstąpić bez pozwolenia. Ale Zamojski wstrzymuje ten ich zamiar. Przekłada im: „że gdy dotąd byli przy w. księciu, powinni zostać, aż im sam oddalić się każe, że o to dzieją się układy, że to pozwolenie niewątpliwie nastąpi”. Zamojski uważał położenie gwardii strzelców bardziej ze strony politycznej: „Jeżeli bowiem (podług niego) uda się rewolucja, to szasery zawsze by znaleźli czas przystąpić do niej – on sam mówił o sobie, że o s t a t n i przystąpi do niej; a jeżeli się nie uda (tak rozumował), to znowu będzie niemałe szczęście dla narodu, że nie całe wojsko odstąpiło w. księcia.” Szasery dali się nakłonić; „pod słowem honoru” czekać przyrzekli. Zamojski przybywa do miasta. Zastaje Radę skutkiem nocnej sceny niezmiernie pomięszaną. Paręset osób napełniało salę, a sto przynajmniej mówiło razem. Wrzawa – nieład – strach, trudne do opisania! W tym zgiełku Lubecki bierze Zamojskiego na stronę. Powiada mu, że wszelkie stosunki Rady z w. księciem zerwane zostały natarczywością k l u b i s t ó w; że teraz za nic zaręczyć nie można. Wreszcie potajemnie razem z księciem Czartoryskim układa list zawierający w treści: „Powstanie gwałtownie bierze górę; w nocy jego zapędy już były straszne; tych wypadków nic wstrzymać nie zdoła; odtąd Rada żadnych z w. księciem stosunków mieć nie może; sama myśl jakiegokolwiek z nim układu naraziła Radę na największe niebezpieczeństwo; Rada Administracyjna to więc tylko proponuje w. księciu, żeby albo się poddał, albo natychmiast – uciekał.”43 Z tym listem ledwo dokończonym pospieszył Zamojski do w. księcia. Na drodze z Królewskiej ulicy do kościoła Aleksandra postrzega dziwne widowisko: ogromne, zbrojne masy ludu tudzież pułk Szembeka, jego samego i Chłopickiego, obudwu niesionych potokiem, obudwu bladych, ostatniego niechętnego, ledwo nie zgrzytającego zębami na czele tego p o d b u r z o n e g o zgiełku, tej powodzi chcącej zalać obóz carewicza. Zamojski stara się ich zatrzymać. Targuje się z Chłopickim o dwie godziny czasu, wystawując korzyści polityczne wyniknąć mogące z dobrowolnego zezwolenia carewicza, aby wojsko polskie od niego odstąpiło – bo trzeba pamiętać, że klub szerzył wieść dla poruszenia mas, jakoby Konstanty gwałtem to wojsko przy sobie zatrzymywał. Chłopicki dobył zegarka i powiedział: „że jeżeli do godziny 12 wojsko polskie z obozu w. księcia wypuszczone nie zostanie, on dłużej tego popędu wstrzymać nie będzie w stanie i sam na jego czele rad nierad będzie musiał uderzyć na w. księcia”. Zamojski, wyjednawszy tę krótką zwłokę, spiął konia i poskoczył dalej. Już w bliskości obozu w. księcia zatrzymuje powtórnie szaserów, chcących się połączyć z miastem, przez ostatnie uroczyste zapewnienie: „że jeżeli im za pół godziny nie przyniesie na to p o z w o l e n i a od w. księcia, wtedy sam z nimi odstąpi od niego”. Konstanty wziął do rąk powyższy o t w a r t y list Rady Administracyjnej i postrzegł z najwyższym zadziwieniem, że był b e z p o d p i s u44. „Cóż to znaczy?” – zapytywał Zamojskiego; ten nie tracąc przytomności odpowiedział zaraz: „Oto jest, mości książę, żywy, wierny obraz tego, co się teraz z Rada dzieje!” Następnie wystawia w. księciu w kolorach najżywszych położenie tej Rady, scenę z klubem, w skutku tego popłoch i roztargnienie, prosząc w. księcia, aby ten list uważał tak, jakby był opatrzony podpisem, i zaręczając słowem honoru, że go odebrał z rąk księcia Czartoryskiego i Lubeckiego. Wszelako i po przeczytaniu tego pisma wzdrygał się Konstanty dać pozwolenie wojsku. Wtedy Zamojski powiada mu: „że całe miasto, całe powstanie z generałami i wojskiem na czele maszeruje przeciwko nie- 42 Są to żołnierze godni oprawienia w złote ramy. 43 Z rękopismu p. Władysława Zamojskiego. 44 Lubecki przyznał się potem p. Zamojskiemu, że korzystając z jego wielkiego pospiechu umyślnie nie położył swego podpisu na tym liście i odwiódł nawet księcia Czartoryskiego od podpisania. Albowiem ten list, jak sądził Lubecki, miał dwie strony: car wziąłby go za zbrodnią i klub także by go poczytał za zbrodnią, każdy z swoich powodów. 55 mu, że tej powodzi nic nie zatrzyma, tylko pozwolenie dane z jego strony wojsku polskiemu, aby się połączyło z narodem; że ten tylko czas, który zejdzie na powitaniu i uściśnieniu wzajemnym rozdzielonych braci pozostaje w. księciu d l a j e g o w ł a s n e g o z b a w i en i a; że on (Zamojski) tylko do godziny 12 zwłokę w tym celu wytargował u Chłopickiego”. To wszystko przerażało wprawdzie w. księcia – lecz jeszcze się wahał. Więc tedy z innego punktu rzecz biorąc, przekłada mu dalej Zamojski: „iż tego jako umiejący cenić cnotę żołnierza, ludziom honorowym, którzy mu dali tyle dowodów stałości w dopełnieniu trudnego obowiązku, odmawiać nie może”. Obecna tej scenie księżna Łowicka powstała na Zamojskiego: „że nakłania w. księcia do kroku, z którego cała odpowiedzialność na nim ciążyć będzie – son honneur le lui défend” – mówiła