... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W filmach bohater albo bohaterka musz¹ zostaæ poddani dzia³aniu stresu. Hollywoodzcy scenarzyœci doskonale to rozumiej¹. Rozumiej¹ to, poniewa¿ wymagaj¹ tego hollywoodzcy producenci. - Czy bohater zosta³ poddany dzia³aniu stresu? Powodem wielkiego znaczenia tego zagadnienia jest fakt, i¿ filmem nie musi rz¹dziæ fabu³a. Wystarczy, jeœli bohater albo bohaterka przejm¹ inicjatywê w swoje rêce. Sprzysiêg³y siê przeciwko nim potê¿ne moce i musz¹ siê z nimi rozprawiæ. Maj¹ cel, który trzeba osi¹gn¹æ. Mo¿na próbowaæ twierdziæ, ¿e nie wszystkie filmy realizuj¹ ten schemat, ale ka¿dy i tak wie, ¿e tak jest. WeŸ dowolny film i zastanów siê nad fabu³¹ i bohaterem (albo bohaterk¹). Wszystko krêci siê wokó³ stresu. Hollywood kwitnie dziêki stresowi. Russell nie kwit³ w stresie. Nienawidzi³ stresu. Stres nie by³ konikiem Russella. Tak siê jednak sk³ada³o, ¿e znalaz³ siê w stresie i czeka³ go jeszcze wiêkszy. Nie zosta³ nastêpnego tygodnia wywalony z roboty. Nie zostali te¿ wywaleni Morgan ani Frank. Choæ Frank w pe³ni na to zas³ugiwa³. ¯aden z nich nie zosta³ wywalony, a to dlatego, ¿e wydarzy³o siê coœ naprawdê nieoczekiwanego. Nieoczekiwanym wydarzeniem by³ doœæ nieoczekiwany uœmiech fortuny do Imperium Fudgepackera. To doœæ nieoczekiwane wydarzenie zawdziêczali wy³¹cznie Russellowi. Który w owym czasie znajdowa³ siê w niez³ym stresie. Zarówno „w stresie”, jak i „w owym czasie”. Podyskutowaliœmy nieco o stresie, powiedzmy wiêc teraz kilka s³ów o czasie. James Campbell powiedzia³ kiedyœ (tak naprawdê, w zesz³ym tygodniu, w „George’u”): „Przysz³oœæ i przesz³oœæ maj¹ wiele wspólnego. Jedno i drugie nie istnieje. W ten sposób mo¿emy przejœæ do teraŸniejszoœci: kto stawia nastêpn¹ kolejkê?” - Ty - powiedzia³em mu. - Ja stawia³em poprzedni¹ - odpar³. - To by³o w przesz³oœci, a przesz³oœæ nie istnieje - wyjaœni³em. - Dobra uwaga - stwierdzi³ i pomaszerowa³ do baru. Wkrótce wróci³, ale tylko z jednym drinkiem. Dla siebie. - Gdzie mój? - spyta³em. - Dobre pytanie - odpar³. - S¹dzê, ¿e w teraŸniejszych czasach ka¿dy p³aci za siebie. Wieczór z Jamesem zawsze jest pouczaj¹cy. Choæ rzadko op³acalny finansowo. No tak... czas. Czas to doœæ syfiasta sprawa, nie? Tak naprawdê wcale nie istnieje. Z pozoru sprawia wra¿enie serii chwil obecnych, mo¿e nawet nie koñcz¹cego siê stanu teraŸniejszoœci, coœ jednak musi siê dziaæ, bo wszyscy siê starzej¹. Jest to o tyle dziwne, ¿e przecie¿ przebywamy ci¹gle w teraŸniejszoœci, a nigdy w przesz³oœci ani w przysz³oœci. Zwróæ uwagê, ¿e spêdzi³eœ nieco czasu w przesz³oœci, która by³a teraŸniejszoœci¹, ale nie spêdzi³eœ ani chwili w przysz³oœci. Kiedy bowiem udajemy siê w przysz³oœæ, okazuje siê ona teraŸniejszoœci¹, a nim cz³owiek zd¹¿y siê zastanowiæ - ju¿ jest przesz³oœci¹. Russell nigdy nie zastanawia³ siê a¿ tak intensywnie nad przysz³oœci¹, zawsze bowiem cieszy³ siê z tego, co prezentowa³a teraŸniejszoœæ. Zw³aszcza jeœli mia³ urodziny i dosta³ w prezencie rower. Kiedyœ faktycznie sprezentowano mu na urodziny rower, ale to by³o w przesz³oœci. Doœæ to wszystko skomplikowane, prawda? Russell oczywiœcie nie wiedzia³, ¿e ma odegraæ znacz¹c¹ rolê w przysz³ych wydarzeniach, które wp³yn¹ na le¿¹c¹ w przysz³oœci teraŸniejszoœæ. Naprawdê... Kiedy wraca³ do dzia³u sprzeda¿y, nie by³ szczêœliwym cz³owiekiem. By³ bardzo smutny. - Dlaczego jesteœ smutny? - spyta³ Morgan. - Jestem smutny, poniewa¿ nie chcê zostaæ wywalony. - Nie zostaniesz wywalony - odpar³ Morgan. - Je¿eli ktokolwiek zostanie wywalony, to Frank. - Akurat - wtr¹ci³ siê Frank. - Jestem kierownikiem. - Jeszcze nie wyci¹gn¹³em mojego asa z rêkawa - odpar³ Morgan. - Chyba bêdê musia³. - Naprawdê? - spyta³ Frank. - Naprawdê - odpar³ Morgan. - Mo¿e i jesteœ kierownikiem, ale Ernest Fudgepacker jest moim wujem. - Cholera! - Powinienem odejœæ - stwierdzi³ Russell. - Ostatni w robocie, pierwszy na bruk. - Mo¿esz przestaæ? - Dlaczego, przecie¿ ma racjê - uzna³ Frank. - Nie stój mu na drodze, robi to, co nale¿y. WyprzedŸ hañbê wywalenia, Russell, i z³ó¿ wymówienie. - Dobrze - powiedzia³ Russell. - Tak zrobiê. Tak nie mo¿na, przecie¿ to jasne. W Hollywood nie pozwoliliby na to. W Hollywood powiedzieliby: „Bohater jest w stresie i musi siê odgryŸæ. I zwyciê¿yæ”. Tak powiedzieliby. W Hollywood. - Z³o¿ê wymówienie - powiedzia³ Russell. - Tak nale¿y. - Ca³kowita racja - uzna³ Frank. - Ca³kowity b³¹d - stwierdzi³ Morgan. - Choæ z drugiej strony - stwierdzi³ Russell - gdybyœmy mogli coœ zrobiæ, co rozkrêci³oby interesy, nie musieliby wywalaæ ¿adnego z nas. - Dobra uwaga - powiedzia³ Morgan. - Nie da siê prowadziæ firmy bez kierownika - doda³ Frank. - Musi byæ coœ, co da³oby siê zrobiæ - upiera³ siê Russell. - Co ja móg³bym zrobiæ. - Co? - spyta³ Morgan. - Z³ó¿ wymówienie - powiedzia³ Frank. - Uratuj pozosta³ych. - To nie by³oby uczciwe wzglêdem was - odpar³ Russell. - Kazaæ wam cierpieæ dalej i czekaæ, a¿ miecz spadnie na kark. Nie, z³o¿enie wymówienia nic nie pomo¿e. Muszê zrobiæ coœ pozytywnego, coœ, co pomo¿e nam wszystkim. - Jaja se robisz? - spyta³ Frank. - Nie, jestem œmiertelnie powa¿ny. Powa¿nie siê zastanowiê. Znajdê sposób na uratowanie Fudgepackera. Tak w³aœnie zrobiê. - Wpó³ do szóstej - poinformowa³ Morgan. - Fajrant. Co powiesz na piwko? - Byle nie u „Kamieniarza”. - Nie u „Kamieniarza”. - W takim razie powiem: dziêki. ChodŸmy. „Ma³pa Tota” by³a popularnym pubem. Z muzyk¹. Grywa³y tu wszelkie mo¿liwe kapele. Niektóre sta³y siê nawet s³awne. Kiedyœ grali tu The Who, gra³ Manfred Mann. Choæ oczywiœcie ju¿ kilka lat temu. Nigdy nie grali tu Lost T-Shirts of Atlantis ani Sonic Energy Authority, ale trudno mieæ wszystko naraz. Gospodarz „Ma³py Tota” - Hiszpan - nazywa³ siê Luis Zornoza. By³ przystojny, wysoki a smag³y i tak jakby w guœcie kobiet*. [Tak jakby dotyczy³o to szczególnie jednego szczegó³u.] Russell pierwszy raz goœci³ w „Ma³pie Tota”. Morgan zwróci³ mu uwagê na wisz¹cy nad kontuarem szyld: „»Ma³pa Tota«, dawniej »Lataj¹cy £abêdŸ«, wita”