... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

To się nikomu nie udało. Edward milczał chwilę; potem powiedział spokojnym, przyjemnym, pozbawionym emocji głosem: - Chodzi o to, że nie wyjdziesz za mnie ze względu na Johna Christowa? Henrietta nie odpowiedziała. - O to chodzi, prawda? - dopytywał się Edward. - Gdyby na świecie nie było Johna Christowa, wyszłabyś za mnie! - Nie potrafię sobie wyobrazić świata bez Johna Christowa - odparła oschle Henrietta. - Musisz to zrozumieć! - Skoro tak, dlaczego on nie weźmie rozwodu i nie ożeni się z tobą? - John nie chce rozwodu. Ja też nie jestem wcale pewna, czy wyszłabym za Johna, gdyby on odszedł od żony. Nie jest tak, jak sądzisz. - John Christow! Za dużo jest takich na świecie - powiedział z namysłem Edward. - Jesteś w błędzie. Niewielu jest takich jak John. - To dobrze! Takie jest moje zdanie - powiedział i wstał. - Chodźmy już. VII Wsiedli do samochodu. Kiedy Lewis zamknęła drzwi domu, Gerda poczuła się jak zesłaniec. Drzwi zamknięto. Nie wróci do domu. Zaczęły się te straszne dni. Przed wyjazdem powinna jeszcze zrobić kilka rzeczy. Chyba nie zapomniała zakręcić kranu w łazience? Informacja dla pralni... Gdzie ją położyła? Czy mademoiselle poradzi sobie z dziećmi? Mademoiselle jest taka... Na przykład, czy Terence będzie robił to, co każe mademoiselle? Francuskie guwernantki nie potrafią zdobyć sobie posłuchu. Pogrążona w rozpaczy Gerda usiadła za kierownicą i nerwowo wcisnęła rozrusznik. Próbowała kilka razy. - Samochód łatwiej zapali, jeśli przekręcisz kluczyk, Gerdo - powiedział John. - Rety, ależ jestem głupia. Rzuciła mężowi krótkie, niespokojne spojrzenie. Jeśli John zdenerwuje się na nią już na początku... Z ulgą stwierdziła, że John się uśmiecha. To dlatego - stwierdziła Gerda w nagłym przebłysku inteligencji - że cieszy się z wizyty u Angkatellów. Biedny John, tak ciężko pracuje! Jest całkowicie wyzbyty samolubstwa; w pełni oddany dobru drugiego człowieka. Nic dziwnego, że cieszy się na te dni wolne od pracy. Gerda przypomniała sobie rozmowę przy obiedzie i raptownie zdjęła nogę ze sprzęgła. Samochód szarpnął i nagłe ruszył. - Nie powinieneś żartować, że nienawidzisz chorych ludzi! Cudownie, że potrafisz spojrzeć na to, co robisz, z dystansem. Ja to rozumiem, ale dzieci nie. Szczególnie Terence. Przyjmuje wszystko bardzo dosłownie. - Czasem - powiedział John Christow - Terence potrafi zachować się jak człowiek. W przeciwieństwie do Zeny. Do jakiego wieku dziewczęta są tak afektowane? Gerda roześmiała się. Wiedziała, że John sobie z niej żartuje. Wróciła jednak do poprzedniego tematu. Potrafiła być bardzo konsekwentna. - Uważam, że dzieci powinny rozumieć, jakich wyrzeczeń i oddania wymaga zawód lekarza. - Boże! - westchnął John Christow. Gerda nie zwróciła na to uwagi. Na skrzyżowaniu, do którego się zbliżali, od dłuższego czasu paliło się zielone światło. Była prawie pewna, że się zmieni, zanim tam dojadą. Zaczęła zwalniać, ale światło nadal było zielone. John Christow zapomniał, że przysiągł sobie nie komentować poczynań żony za kierownicą, i spytał: - Dlaczego stajesz? - Myślałam, że światło się zmieni... Nacisnęła na gaz, samochód lekko przyspieszył, ale nagle zgasł silnik. Światła się zmieniły. Samochody jadące poprzeczną ulicą zaczęły trąbić. - Jesteś najgorszym kierowcą na świecie - powiedział John; ton jego głosu był jednak przyjazny. - Światła zawsze mnie denerwują. Nigdy nie wiadomo, kiedy się zmienią. John zerknął na niespokojną, nieszczęśliwą twarz Gerdy. Wszystko ją denerwuje - pomyślał. Przez chwilę próbował sobie wyobrazić, jak się czuje człowiek nieustannie żyjący w napięciu. Nie miał jednak bujnej wyobraźni i wysilał się bezskutecznie. - Widzisz - wróciła do tematu Gerda - zawsze staram się uświadomić dzieciom, jak wygląda życie lekarza: pełne poświęcenia, oddania sprawie niesienia pomocy cierpiącym i chorym, pragnienia służenia innym. To jest takie szlachetne! Jestem z ciebie dumna! Poświęcasz pacjentom cały swój czas i wszystkie siły. Nigdy się nie oszczędzasz. - Nie przyszło ci do głowy, że mogę lubić swój zawód? -przerwał jej John Christow. - Dla mnie to jest przyjemność, a nie poświęcenie! Nie rozumiesz, że to cholernie interesujące? Nie - pomyślał - Gerda nigdy tego nie zrozumie. Gdyby opowiedział jej o pani Crabtree i o oddziale Margaret Russel, nadal pozostałby dla niej anielską istotą, niosącą ulgę Biednym przez wielkie B. - Słodka jak miód - mruknął pod nosem. - Co? - spytała Gerda, pochylając się ku niemu. John pokręcił głową. Gdyby powiedział Gerdzie, że szuka lekarstwa na raka, zrozumiałaby go. Nie potrafiłby jednak wytłumaczyć jej swojej fascynacji zawiłościami choroby Ridgewaya. Pewnie trudno byłoby jej zrozumieć, na czym polega ta choroba. (Szczególnie - pomyślał, uśmiechając się - że sami nie jesteśmy tego do końca pewni. Nie wiemy, dlaczego następują zmiany zwyrodnieniowe w korze mózgowej