... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Natomiast sposób, w jaki Bolko, choć niewątpliwie pod wpływem miodu, ważył się ojcu przeciwstawić, wzbudził gniew, niepokój i zmieszanie Mieszka. Każdego innego zmiażdżyłby na zimno, jednego syna nie mógł. A nie mógł pozwolić, by woli jego przeciwstawiała się czyjakolwiek inna, choćby synowska. Dziś jeszcze Bolko półdzieckiem i sprawa błaha. Co będzie, gdy stanie się mężem i ważniejsze sprawy wywołają rozdźwięk między nimi? Czy miast pomocy i wyręki nie czekają go nowe troski? Jednocześnie zaś rozumiał, że trudne dziedzictwo nie może być pozostawione słabemu, bezwolnemu człowiekowi. Mieszko usiadł i zadumał się głęboko. Z zadumy zbudziło go dopiero pianie kurów. Westchnął i zawołał szatnego, by pomógł mu się rozdziewać. Położył się znużony i zasnął kamiennym snem. Zbudził go dopiero promień słońca, który, przedarłszy się przez serce okiennicy, legł mu na twarzy. Chwilę walczył jeszcze ze snem, potem zawołał na służbę i poleciwszy komornikowi przyzwać Bolka, ubierał się. Tym razem nie czekał długo. Bolko widocznie noc spędził bezsennie, oczy bowiem miał zaczerwienione. Pobladła natomiast twarz miała wyraz zacięty, jakby gotował się do walki z ojcem. Mieszko spojrzał jeno przelotnie na syna i siadać mu kazał, a pachołkowi polewkę przynieść. Gdy ten nadszedł, książę wziął się do jedzenia wskazując milcząco Bolkowi, by się posilił. Chłopak skinieniem głowy odmówił i siedział zasępiony rzucając nieufne spojrzenie na ojca, który jadł spokojnie. Bolka, który spodziewał się dalszego wypytywania i gniewu, mieszał ten spokój. Niecierpliwił się widocznie i kilkakrotnie już usta otwierał, by przerwać niepewność, lecz coś go wstrzymywało. Książę skończył wreszcie jeść i skinąwszy na pachołka, by wyniósł naczynie, do Bolka się zwrócił: - Przódzi, nim jaka niewiasta legła pode mną, niejednegom wroga pod stopami widział. Twarz Bolka okryła się rumieńcem wstydu. Z wyrzutem zakrzyknął: - Pozwoliliście mi to iść na wyprawę? - Pozwoliłem - odparł książę - ale wyprawa - nie łowy, by jechać, kiedy się zechce. Nie dla dogodzenia chęci bić się należy, a cierpliwość nie mniej niż męstwo potrzebna. Sił za dużo nie ma nigdy, więc też ich marnować nie wolno. A najmniej na pijaństwo i dziewki! - dorzucił pogardliwie. Bolko milczał. Oczy opuścił, by pohamować łzy, które cisnęły mu się pod powieki. Książę udawał, że nie patrzy na niego, i ciągnął dalej: - Łatwąś sobie znalazł zabawę. Wiedz, że kniaziowi skinąć wystarczy, by mieć niewiastę, jaką zechce. Na kura za dużo by było. Ale nie będzie rządził mężami, kim baby owładną. Młodyś, przetoś głupi. Przyjdzie twój czas niedługo, żonę dostaniesz, jak kniaziowi przystało, co by ci wiano i poważanie sąsiadów wniosła. A teraz do Stoigniewa pojedziesz na Pomorze. Jego się dziewki nie trzymają, a robotę, jakiej chciałbyś, znajdziesz. Bolko, który z widoczną przykrością słuchał ojcowskich upomnień, na ostatnie słowa rozpogodził się. Miłował Stoigniewa, a palił się do czynu. Z wahaniem jednak ozwał się nieśmiało: - Pozwolicie wziąć Jaskotela? On nic niewinowaty, nie ma go nawet w Poznaniu. Mieszko spojrzał na syna: - Wierzę ci! Weź go i jedź zaraz. Bolko skoczył, uścisnął ojca, który wstrzymał go surowymi słowy: - Żeś z głupoty przewinił, daruję ci i dufam, że się poprawisz. Ale byś pamiętał, że woli mojej się przeciwić i głos podnosić wobec mnie wara każdemu, do łaźni ze mną pójdziesz. Bolko poczerwieniał i westchnąwszy szepnął: - Mamy iść, to chodźmy. XXIX Wróżebny miecz. Młody książę szerzej odetchnął, gdy konia poczuł pod sobą i wciągnął w piersi powiew, idący od borów, przez które kierował się ku bagnom sempińskim, gdzie u pustelnika siedział Jaskotel. Upały się przełamały, lecz susza trwała. Ziemia na odkrytych miejscach spieczona była, bagna znacznie powysychały, a Warta zmieniła się w strumień nieznaczny, który niemal wszędzie przejść było można kolan nie zmoczywszy. Nawet nieprzebyte zazwyczaj bagna nad Mosiną podeschły, tak że Bolko z orszakiem szparko się posuwał i do osady tejże nazwy dotarł wieczorem tegoż dnia, w którym wyjechał z Poznania. Tutaj przenocowali i orszak czekać miał na młodego księcia, który sam po druha wyruszyć chciał rankiem, wiedział bowiem, że pustelnik gromady do siebie nie puści. Bolko rad był zabawić u niego, zaciekawiony, co tak ciągnęło Jaskotela, że przesiadywał tam tygodniami, mimo iż zazwyczaj do zabaw, zwłaszcza z niewiastami, aż nadto był skory. Bolko chętnie wyruszył w podróż. Ostatnie przeżycia w Poznaniu pozostawiły mu niesmak, przejścia z ojcem i gromy spowiednika - upokorzenie