... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Dlaczego go tutaj nie ma? Księżniczka zerknęła na przewodniczącą Rady i poczuła kolejny skurcz w żołądku. Garm Bel Iblis był jednym z tych ludzi, którzy przyczynili się do połączenia pojedynczych grup oporu w Sojusz Rebeliantów. Przez szereg lat wraz z Mon Mothmą i przyrodnim ojcem Leii, Bailem Organa, tworzył tajemnicze trio przywódców. Ale kiedy Organa i jego ludzie zginęli na Alderaanie w wyniku ataku Gwiazdy Śmierci - i w miarę jak Mon Mothma zaczęła zagarniać dla siebie coraz większą władzę - Bel Iblis wystąpił z Sojuszu i zaczął działać na własną rękę. Od tego czasu prowadził prywatną wojnę z Imperium... aż do chwili, gdy właściwie przez przypadek spotkał się ze swoim rodakiem, Koreliańczykiem Hanem Solo. To właśnie na usilną prośbę Hana Bel Iblis, wraz ze swymi sześcioma pancernikami, przybył na pomoc Nowej Republice podczas bitwy o Flotę Katańską. Mon Mothma, witając go po latach, mówiła o konieczności pogrzebania dawnych uraz, po czym szybko wysłała generała na obrzeża Nowej Republiki do pracy nad umocnieniem systemów obronnych w odległych układach. Tak daleko od Coruscant, jak to tylko było możliwe. Leia nie dojrzała jeszcze do tego, aby posądzać przewodniczącą Rady o mściwość; ale we władzach Nowej Republiki byli tacy, którzy pamiętali Bela Iblisa i jego geniusz taktyczny... I część z nich nie miała bynajmniej złudzeń co do pobudek kierujących działaniem Mon Mothmy. - Doświadczenie generała jest potrzebne na froncie - stwierdziła spokojnie kobieta. - Jego doświadczenie jest potrzebne także tutaj - odparował Ackbar, ale księżniczka wyczuła w jego głosie rezygnację. Admirał sam dopiero co wrócił z inspekcji systemów obronnych w układach Farrfin i Dolomar, a rano miał wyruszyć na Dantoine. W sytuacji, kiedy machina wojenna Imperium została wprawiona w ruch, Nowa Republika nie mogła sobie pozwolić na to, by najlepszych dowódców liniowych zatrzymywać w biurach, na tyłach frontu. - Rozumiem pański niepokój - powiedziała nieco łagodniej Mon Mothma. - Kiedy sytuacja na tamtych obszarach się ustabilizuje, zamierzam sprowadzić generała z powrotem i powierzyć mu kierownictwo nad planowaniem taktycznym naszych posunięć. Jeśli w ogóle zdołamy ustabilizować tę sytuację - dodała w duchu księżniczka, ponownie czując skurcz w żołądku. Jak dotąd ofensywa posuwała się dokładnie tak, jak to sobie Imperium zaplanowało... Nagle Leia przerwała swoje rozmyślania, bo uświadomiła sobie, że to, co od jakiegoś czasu odczuwała, to nie były skurcze żołądka... Teraz znowu Ackbar zabrał głos. - Przepraszam - przerwała mu księżniczka, ostrożnie podnosząc się z krzesła. - Przykro mi, że panu przeszkadzam, ale muszę zejść na oddział medyczny. - Bliźnięta? - spytała Mon Mothma, szeroko otwierając oczy. - Myślę, że już na nie czas - skinęła głową Leia. Sala porodowa była pomalowana na ciepły beżowy kolor. Oświetlał ją szereg nakładających się na siebie, przesuwających się świateł. Ich ruch został uprzednio zsynchronizowany z tempem przepływu fal w mózgu Leii. W teorii miało to pomóc jej się odprężyć i skoncentrować, ale po dziesięciu godzinach nieustannego wpatrywania się w ową plejadę świateł, Leia stwierdziła, że cały ten zabieg przestał odnosić zamierzony skutek. Pojawił się kolejny skurcz, jeszcze silniejszy od poprzedniego. Księżniczka odruchowo użyła Mocy, starając się zastosować metody powstrzymywania bólu, jakich uczył ją Luke. Proces rodzenia stwarzał jej okazję do wypróbowania umiejętności Jedi. I było to coś więcej niż tylko zapanowanie nad bólem. Wszystko dobrze, pomyślała uspokajająco, sięgając myślą do maleńkich umysłów w jej wnętrzu. Wszystko dobrze. Mama jest z wami. Niewiele to pomogło. Dzieci były przerażone: nie rozumiały, dlaczego nagle jakieś tajemnicze siły ściskają ich drobniutkie ciałka i popychają ku nieznanemu; ich nie rozwinięte jeszcze umysły drżały niespokojnie. Zresztą uczciwie trzeba stwierdzić, że ich ojciec był w niewiele lepszym stanie. - Dobrze się czujesz? - spytał Han, chyba po raz setny od chwili, kiedy tu przyszli. Mocniej ścisnął żonę za rękę - także po raz setny chcąc jej dodać otuchy, kiedy znów skuliła ramiona. - Na razie tak - zapewniła go Leia. Kiedy skurcz ustąpił, rozluźniła ramiona i odwzajemniła uścisk męża. - Za to ty nie wyglądasz zbyt dobrze. - O tej porze zwykle już śpię - zażartował Han, robiąc do niej minę. - Tak, to pewnie o to chodzi - zgodziła się księżniczka. Od kiedy poród rozpoczął się na dobre, Han był niezmiernie podenerwowany, ale za wszelką cenę starał się tego nie okazywać. Leia podejrzewała, że robił to ze względu na nią, a nie z obawy o to, iż ucierpi na tym jego reputacja. - Bardzo mi przykro. - Nic się nie martw. - Solo zerknął ku tyłowi łóżka, gdzie kręcił się lekarz i dwa roboty medyczne. - Wygląda na to, że zbliżamy się do finiszu, kochanie. - Mam nadzieję - wyznała Leia, z trudem wypowiadając ostatnie słowo, gdyż właśnie zaczął się kolejny skurcz. - Och... - Dobrze się czujesz? - spytał natychmiast Han, z coraz większym trudem starając się ukryć zdenerwowanie. Księżniczka skinęła głową: przez chwilę miała tak ściśnięte gardło, że nie mogła z siebie wydusić ani słowa. - Obejmij mnie, Han - szepnęła, kiedy udało jej się wreszcie odezwać. - Po prostu mnie obejmij