... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Nie pomalowała paznokci u stóp, a obcasy sandałów były trochę starte. Coś w jej postawie, no i nonszalancja w ubiorze świad czyły o tym, że od dawna jest przyzwyczajona do luksusu. - Tatusiu! - krzyknęło dziecko, które trzymała w ramionach, i wy ciągnęło rączki do Rena. Cofnął się tak gwałtownie, że wpadł na Isabel. - Spokojnie - powiedziała Trący. - Mówi tak na każdego mężczy znę. - To każ mu przestać. Jaka z ciebie matka, że kazałaś własnym dzie ciom podbiec do obcego człowieka i nazwać go... tym słowem, którym mnie nazwały. - Bawię się, kiedy tylko mogę. Kosztowało mnie to pięć dolców od łebka. - To nie było śmieszne. - Mnie się podobało. - Spojrzała z zainteresowaniem na Isabel. Duży brzuch i egzotyczne oczy przydawały jej wyglądu bogini seksu i płodno ści. Isabel poczuła się brzydka. Pomyślała jednak, że za swobodnym to nem kobiety kryje się smutek. mo. - Jestem Trący Briggs. - Wyciągnęła rękę. - Wygląda pani znajo - Isabel Favor. - Oczywiście. Teraz panią poznaję. - Spojrzała na nich oboje, nie 86 kryjąc ciekawości. - Co pani z nim robi? - Wynajmuję od Rena domek. - Bez żartów. - Z jej miny wynikało, że nie uwierzyła. - Czytałam tylko jedną pani książkę, Zdrowe związki w niezdrowych czasach, i bar dzo mi się podobała. Ja... - Zagryzła wargę. - Próbuję podjąć decyzję, czy rzucić Harry'ego. - Nie mów, że odejdziesz od kolejnego męża - wtrąci! się Ren. - Mam dopiero drugiego. - Zwróciła się do Isabel. -- Ren wciąż jest wściekły, że go rzuciłam. Tak między nami, był strasznym mężem. A więc to eksżona Rena. Jedno wydawało się jasne. Jeśli kiedykol wiek płonęły między nimi jakieś iskierki, lora/, zgasły. Isabel czuła się tak, jakby oglądała kłótnię rodzeństwa, a nic byłych kochanków. - Pobraliśmy się, gdy mieliśmy po dwadzieścia lat i byliśmy jeszcze głupi - powiedział Ren. - Co ktoś tak młody może wiedzieć o małżeń stwie? - Ja wiedziałam więcej niż ty. - Trący wskazała głową swojego syna, który usadowił się na przednim siedzeniu maserati. - To Jeremy, najstarszy. Steffie jest następna. Skończyła osiem lat. - Steffie miała fryzurkę elfa i lekko zaniepokojoną minę. Ona i siostra zaczęły ryso wać obcasami sandałków koła na żwirze. - Brittany ma pięć lat. A to Connor. Właśnie skończył trzy latka, ale jeszcze nie chce siadać na noc niku, prawda, wielkoludzie? - Poklepała dużą pieluchę, a potem swój brzuch. - Connor miał być naszym ostatnim dzieckiem. A tu niespo dzianka. - Pięcioro dzieci, Tracę? - powiedział Ren. - Różne rzeczy się zdarzają. - Znów zagryzła wargę. 87 - Czy nie miałaś tylko trojga, kiedy rozmawialiśmy miesiąc temu? - To było dwa miesiące temu i miałam czworo. Nigdy nie słuchasz, kiedy o nich mówię. Ośmioletnia Steffie wrzasnęła przeraźliwie. - Pająk! Tu jest pająk! - Chrzań pająka. - Brittany ukucnęła na żwirze. - Jeremy! Wysiądź z... Ale Trący krzyknęła za późno. Maserati, z jej synem w środku, już zaczęło zjeżdżać w dół. Ren popędził za nim. Zbiegł ze wzgórza właśnie w tym momencie, gdy jego drogi sportowy wóz rozbił się o ścianę domku. Przednia część samochodu wyglądała jak ptaszek origami. Isabel musiała mu to przyznać: wyciągnął Jeremy'ego z auta i naj pierw sprawdził, czy jedenastolatkowi nic się nie stało, a dopiero potem przyjrzał się zniszczonemu samochodowi. Tymczasem Trący staczała się ze wzgórza. Przez wielki brzuch i dziecko na ręku omal nie straciła rów nowagi. Isabel szybko złapała jąza ramię. Udało im się bez przygód dojść do Rena i Jeremy'ego. - Jeremy Briggsie! Ile razy ci mówiłam, żebyś się nie zbliżał do cudzych samochodów! Zaczekaj, aż dowie się twój ojciec! - Trący kilka razy głęboko odetchnęła, a potem nagle opadła z sił. Opuściła ramiona, w jej oczach pokazały się łzy. - Pająk! - zawyła Steffie ze wzgórza. kać. Dziecko na ręku widziało, co dzieje się z jego matką, i zaczęło pła - Pająk! Pająk! - darła się Steffie. Ren spojrzał na Isabel. Miał komicznie bezradny wyraz twarzy. - Hej, panie Ren! - zawołała Brittany ze szczytu wzgórza. - Niech pan popatrzy! - Machała majtkami jak flagą