... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Przecież żaden z tych dwóch nie ma ani połowy tego rozumu co ja. Mnie łatwo nie docenić. Chyba miał rację. Mimo że teraz wiedziałam już, kim był naprawdę, ciągle trudno mi było się z tym pogodzić. Niejednokrotnie usiłował mnie zabić, zamordował tamtą kobietę, był też odpowiedzialny za wiele innych uczynków, o których nie miałam pojęcia, a jednak nie byłam zdolna ocenić go tak, jak na to zasługiwał. Nie potrafiłam myśleć o nim inaczej niż jako o naszym uroczym, zabawnym towarzyszu podróży. Nie potrafiłam nawet wzbudzić w sobie strachu przed nim, mimo że wiedziałam, iż zamordowałby mnie z zimną krwią, gdyby tylko uznał to za stosowne. Sir Eustachy wydał mi się podobny do Stevensonowskiego Johna Silvera. Innego porównania nie potrafiłam dla niego znaleźć. - No trudno - powiedział ten niezwykły człowiek, odchylając się w krześle - szkoda, że pomysł zostania lady Pedler nie odpowiada pani. Inne możliwości są mało zachęcające. Poczułam ciarki na grzbiecie. Oczywiście od samego początku wiedziałam, że podejmuję ogromne ryzyko, jednak gra wydawała mi się warta świeczki. Czy wszystko uda się tak, jak to zaplanowałam? - Faktem jest - kontynuował sir Eustachy - że czuję do pani pewną słabość. Nie chciałbym się posuwać do rozwiązań ekstremalnych. Zróbmy więc tak. Pani opowie mi całą historię od samego początku, a potem zobaczymy. Ale proszę bez żadnych upiększeń. Chcę usłyszeć wyłącznie prawdę. Nie miałam zamiaru popełniać żadnego błędu. Byłam pełna uznania dla jego przenikliwości. Należało powiedzieć prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Opowiedziałam mu moją historię, nie opuszczając niczego, aż do momentu uratowania mnie przez Harry’ego. Gdy skończyłam, z aprobatą pokiwał głową. - Mądra dziewczyna, wyznała mi wszystko. Zapewniam panią, że natychmiast bym się zorientował, gdyby postąpiła pani inaczej. Wielu ludzi nie uwierzyłoby w pani historię, zwłaszcza w jej początek, ale ja pani wierzę. Pani jest tego typu dziewczyną, co to potrafi rzucić się w wir przygód, zupełnie bez zastanowienia i z zupełnie błahych powodów. Miała pani zdumiewające szczęście, lecz prędzej czy później każdy amator musi wreszcie trafić na zawodowca i wtedy rezultat jest z góry przesądzony. Ja jestem zawodowcem. Wszedłem w ten interes jeszcze w czasach młodości. Uznałem, że to dobry sposób, aby się szybko wzbogacić. Zawsze potrafiłem właściwie ocenić każdy problem i znaleźć właściwe rozwiązanie. Nigdy też nie popełniłem tego błędu, by osobiście angażować się w realizację swoich planów. Zawsze zatrudniaj ekspertów - oto moja dewiza. Raz tylko odstąpiłem od tej zasady i źle się to dla mnie skończyło. W tym wypadku jednak nie mogłem nikomu powierzyć zadania. Nadina wiedziała za dużo. Jestem wyrozumiały, łagodny i życzliwy, pod warunkiem że nikt nie usiłuje wejść mi w paradę. Nadina nie dosyć, że pokrzyżowała moje plany, to jeszcze usiłowała mi grozić, i to wtedy, gdy byłem u szczytu kariery. Gwarancją mojego bezpieczeństwa była jej śmierć i odzyskanie diamentów. Sfuszerowałem tę robotę. Wszystko przez tego idiotę Pagetta z jego żoną i czwórką dzieci. Moja wina. Zatrudnienie faceta z twarzą renesansowego truciciela i prawdziwie wiktoriańską duszyczką odpowiadało mojemu poczuciu humoru. To ostrzeżenie dla pani, Anno. Niech się pani nigdy nie kieruje poczuciem humoru. Instynkt przez całe lata mnie ostrzegał, że należy pozbyć się Pagetta, on jednak był tak sumienny i skrupulatny, że szczerze mówiąc, nie potrafiłem znaleźć żadnego pretekstu, żeby mu wymówić. Pozwoliłem sprawom toczyć się własnym torem. Ale wróćmy do tematu. Co z panią zrobić? Pani opowiadanie było zupełnie jasne i klarowne. Jeden tylko szczegół umknął mojej uwagi. Gdzie są teraz diamenty? - Ma je Harry Rayburn - odparłam, obserwując go bacznie. Wyraz jego twarzy nie uległ zmianie. Nadal promieniowała humorem. - Hm, chcę je mieć. - Nie widzę szansy, by mógł je pan odzyskać. - Naprawdę nie? Ja widzę. Nie chciałbym być niemiły, ale pragnę zwrócić pani uwagę, że martwa dziewczyna znaleziona w tej części miasta nie będzie dla nikogo zaskoczeniem. Na dole czeka jeden z moich ludzi, który bez wahania wykona podobne zadanie. Pani jest przecież rozsądną młodą kobietą. Proponuję następujące rozwiązanie. Pani teraz usiądzie i napisze do Harry’ego Rayburna, aby tu przyjechał i przywiózł ze sobą diamenty. - Nie zrobię tego. - Proszę nie przerywać starszym. Proponuję pani interes. Diamenty w zamian za życie. Niech pani nie popełni żadnego błędu. Jest pani całkowicie w moich rękach. - A co będzie z Harrym? - Mam zbyt współczujące serce, by rozdzielać parę kochanków. Także odejdzie stąd wolny, pod warunkiem oczywiście, że żadne z was w przyszłości nie będzie usiłowało wejść mi w paradę. - Jaką mam gwarancję, że dotrzyma pan warunków umowy? - Żadnej, moja droga. Musi mi pani po prostu zaufać i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Oczywiście jeśli pragnie pani odgrywać bohaterkę i zginąć, to już pani sprawa. Taki był właśnie mój plan. Odgrywałam rolę osoby ostrożnej, nie rzucającej się od razu na przynętę, a którą w rezultacie udało się przechytrzyć i skłonić do ustępstw. Napisałam pod dyktando sir Eustachego: „Drogi Harry. Wydaje mi się, że wiem już, w jaki sposób można udowodnić Twoją niewinność. Proszę, działaj zgodnie z moimi instrukcjami. Pójdź do sklepu z pamiątkami Agrasato i zapytaj o «coś wyjątkowego, coś na specjalne okazje». Właściciel zaproponuje Ci przejście na zaplecze. Idź za nim. Spotkasz tam posłańca, który przyprowadzi Cię do mnie. Rób to, co Ci każe. Nie obawiaj się i weź ze sobą diamenty. Nikomu ani słowa.” Skończył dyktować. - Wszystkie ozdobniki pozostawiam pani uznaniu. Tylko niech pani nie popełni jakiegoś błędu. - „Twoja na wieki Anna” będzie chyba zupełnie odpowiednie - powiedziałam. Napisałam te słowa. Sir Eustachy wyciągnął rękę po list i przebiegł go oczami. - W porządku. Teraz adres. Podałam mu. Był to adres niewielkiego sklepiku, gdzie można było odbierać listy i telegramy. Sir Eustachy nacisnął przycisk dzwonka. Chichester/Pettigrew alias Minks pojawił się na wezwanie. - Natychmiast nadać ten list - zwykłym kanałem. - Dobrze, Pułkowniku. Przeczytał nazwisko na kopercie. Sir Eustachy obserwował go uważnie. - Zdaje się, że to twój przyjaciel. - Mój przyjaciel? - powtórzył Minks wystraszony. - Odbyłeś z nim wczoraj dłuższą rozmowę w Johannesburgu. - Podszedł do mnie i wypytywał mnie o pana i o pułkownika Race. Oczywiście udzieliłem mu fałszywych informacji