... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
— Proszę, nie róbcie mu krzywdy — Quarta nieśmiało zwróciła się do Dina. — Mój pan cierpi na nieuleczalną chorobę, infantylię. Zdziecinniał na skutek odosobnienia i beznadziei. Mysia zdecydowała, że robot powinien przetransportować całą grupę do Robotkowa. Kolce jeża zmieniły się w całkiem miłe siodełko. — A jeśli to jakiś podstęp? — zaoponowała Ona. — A co ty masz do gadania — ucięła Mysia — idziemy! Din westchnął. Zupełnie nie mógł pojąć, dlaczego piękna „neurobiałka” i równie urodziwa (gdy tego chciała) „umysłówka” nie lubią się od pierwszego wejrzenia. Odczuwał sympatię do obu. Z tym, że Ona podobała mu się inaczej. Max, który był niezłym psychologiem, pomimo bólu głowy ledwo tylko wpadł do jego izdebki od razu rozszyfrował dylemat nurtujący przyjaciela. — Osiołkowi w żłoby dano — zaśmiał się. — Ja bym wziął się za macochę! A gruchę zostawił na deser. — Oszalałeś! O co ty mnie posądzasz, Max? — oburzył się nasz żółtodziób. — Nie oszalałem, tylko myślę logicznie. Podrywając macochę, sprawisz, że twój stary przestanie żyć w stanie bigamii i wróci do matki. — Drugi raz słyszę dziś tę propozycję! Kolega tylko się uśmiechnął. Był trochę blady po ubiegło — nocnej operacji, ale już mu wrócił charakterystyczny, zjadliwy humor. — Więc czym się przejmujesz? Ona to wspaniała dziewczyna, a poza tym z praktyką. Choć z drugiej strony Mysia to też niezła ciekawostka, jak sobie człowiek pomyśli, co ona potrafi wyrabiać ze swoim ciałem… — Daj spokój — Din aż się wzdrygnął. — Niektóre z jej przepoczwarzeń śnią mi się po nocach w koszmarach sennych. A swoją drogą zastanawiam się, skąd masz takie doświadczenie w sprawach kobiet? — Wiesz, że moją dewizą było zdobywanie wiedzy na każdym kroku — zachichotał. — Kiedy wieczorami, z resztą naszego kręgu, zasiadałeś przed ogłądnikiem z szołowizną, ja awaryjnym wyjściem przekradałem się do żeńskiej nauczalni, położonej o kondygnację niżej. Co ci będę mówić — wspaniałe dziewczyny! I, na diodę siedmioramienną, jakie spragnione paranaukowych doświadczeń! Zmienili temat. Max począł wypytywać o Trzeciego. Jak mówiła troskliwa karliputka, jego „dziecięcy amok” mógł potrwać dobę lub dłużej. Toteż na polecenie starego umysłowca umieszczono oboje pod strażą w podziemiach świątyni. Max, po swoich smutnych doświadczeniach, był pełen nieufności w stosunku do przybysza z megabloku. — GLOK z czystej sympatii nikogo nie wypuszcza spod swojej pieczy. W chwili kiedy jako szpieg zawiodłem, musiał postarać się o innego. Niedobrze się stało, że sprowadziliście tę dwójkę do miasta. — Ona miała podobne obiekcje. — Tym bardziej byłbym ostrożny, nie należy lekceważyć kobiecej intuicji. A poza tym ta cała „infantylia”? Czy ta choroba nie wydaje ci się podejrzana? — Myślacz twierdzi, a on zna się prawie na wszystkim, że jest to jedna z chorób megablokowych. Niezbyt rozpowszechniona, jak choćby sześcianowstręt, czyli odraza do własnego miejsca zamieszkania, awersjofobia — lęk przed potencjalnymi uczuleniami, szołoalergia, czyli dostawanie wysypki na widok oglądnika trójwymiarowego… — Obrzydliwa przypadłość — zgadza się Max — nigdy nie mogłem zrozumieć ludzi, którzy jak barany całymi dniami śledzą nędzną szołowiznę tylko dlatego, że jest emitowana. Gdybym miał rozpoczynać rewolucję w megabloku, zacząłbym od zniszczenia przekaźników holowizji. O jakich jeszcze chorobach słyszałeś? — O komputerofilii, to znaczy pociągu do robotów, jednak stary umysłowiec nie chciał mi wytłumaczyć, jakie są konkretne objawy. Co do infantylii, jest to choroba atakująca system centralny. Dawniej stanowiła schorzenie towarzyszące miażdżycy, ale od czasu kiedy zwapnienie naczyń krwionośnych przestało nękać ludzi, występuje samodzielnie jako zespół zmian wyłącznie psychicznych. Max pokiwał głową — doskonale wiedział, że w megablokowym świecie po wyeliminowaniu chorób krążenia, raka, nie wspominając o infekcjach zakaźnych, dziewięćdziesiąt dziewięć procent śmiertelnych zejść spowodowanych było chorobami psychicznymi, prowadzącymi najczęściej do samobójstw. Środki farmakologiczne pomagały tylko odwlec postępy neurochorób, na dłuższą metę były jednak bezradne. Być może aktywne życie społeczne mogłoby stać się terapią dla tych schorzeń, niestety, określenie „społeczeństwo” w odniesieniu do mrówek zamieszkujących sześciany, zakrawało na ironiczny frazes. Późnym wieczorem przelotnie zajrzała Ona, przynosząc wieści z przesłuchania Quarty. Liliputka zeznała, że Trzeci przybył do Robotkowa z upoważnienia GLOK–a, który proponował zawieszenie broni. Karlica nie wyglądałą na zbyt rozgarniętą, ale póki Trzeci nie był zdolny rozmawiać logicznie, trzeba było przyjąć jej wersję. — Może rzeczywiście Supermózg naoliwił się świeżym olejem i nie chce wojny — rozważał Max. — Zorientował się, że w Robotkowie jesteśmy bezpieczni, a trzymając sztamę z umysłowcami, możemy stanowić dla niego poważne zagrożenie. Wyciągnął wnioski i chce przejść od fazy konfrontacji do negocjacji. — Oby — powiedział Din, któremu bardzo chciało się spać. Maxowi jednak niespieszno było do łóżka. Zwłaszcza, że Ona na jego wzrokowe zaczepki reagowała chłodną obojętnością. Poza tym, gdy ból w głowie minął, a odpoczynek zrobił swoje, ma prawdziwy wysyp pomysłów. Nagle zaczął roztaczać przed przyjacielem wizję społeczeństwa postnumerycznego: harmonijnego, wolnego od ograniczeń, powracającego do natury