... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
- W stolicy Rzeszy dzieją się nie takie rzeczy. - Konrad mach- nął ręką. - Opowieści opowieściami. - Mój rozmówca lubił popisywać się swoją wiedzą, ale ja potrzebowałem czegoś innego. - Mnie jednak interesują informacje. Informacje z samej górki brygad mię- dzynarodowych, z otoczenia Dariany Dark. - Mogą być i informacje. - Konrad nie zawahał się nawet na chwilę. - Ciebie i twojego czcigodnego ojca będzie to sporo kosz- towało, ale jeśli się za to weźmiemy, informacje będą rzetelne. Zresztą sądzę, że nasza renoma jest ci znana. Skinąłem głową. - Informacje od Dariany Dark trudniej zdobyć niż te z centrum. W ostatnim czasie Dark sporo podróżowała, ciągnąc ze sobą nie- wielką grupę operacyjną. Ale na świecie nie ma rzeczy niemożli- wych. Jeśli będą pieniądze... - Pieniądze są. - Nie wątpię. Jurij Fatiejew nie zwróciłby się do mnie, gdyby nie miał wystarczającej rezerwy finansowej - uśmiechnął się Konrad. - Dwa tygodnie po otrzymaniu zaliczki dostaniesz pierwszą wiadomość. - Mam nadzieję, że nie w stylu: „Przystępuję do pracy"? - Za kogo ty nas bierzesz? Oczywiście, że nie. Wiadomość bę- dzie właściwą wiadomością, czyli tą informacją, której tak potrze- bujesz. Ja nie pytam, po co ci to, a ty nie pytasz o moje źródła. - Pytanie nie miałoby sensu. - Wzruszyłem ramionami. - Naj- prawdopodobniej uaktywnisz kogoś z dawnych informatorów z otoczenia Dariany. Masz za mało czasu, żeby przygotować praw- dziwą wtyczkę z czystą kartą. - Skoro sam rozumiesz, w czym rzecz, tym bardziej nie będzie- my o tym rozmawiać. - Teraz z kolei Konrad wzruszył ramiona- mi. - Tak jak powiedziałem, dwa tygodnie. - Deszyfracja? - Jeśli się dogadamy, kontrakt będzie obejmował również mój zestaw szyfrów. Mam go nawet przy sobie. Skinąłem głową. - Umowa stoi, Konradzie. - Przyjemnie mieć do czynienia z ludźmi, którzy wiedzą, cze- go chcą. - Jeszcze jeden uśmiech. - Zamówione przez ciebie in- formacje będą kosztować... - Zaczekaj. - Podniosłem rękę. - Niewykluczone, że będę po- trzebował jeszcze jednej usługi. Może to nastąpić tak nagle, że nie zdołamy nawiązać kontaktu. - Co to za usługa? Porwanie księżniczki Margrety? - Nie. Sprawa jest bardziej skomplikowana. - Ach tak? No? - Znaleźć i unieszkodliwić przywódców brygad międzynarodo- wych. - Czyli, mówiąc po prostu, zlikwidować? - Mój rozmówca spróbował się uśmiechnąć, ale nie zdołał ukryć zdumienia. - Jak sobie życzysz. Zanim zdążą sprowokować Imperium do inwazji. Konrad zawahał się. Pogładził dłonią włosy. Pokręcił głową i odezwał się - teraz już zupełnie innym tonem: - Rusłanie, jak zapewne wiesz, znałem Darianę osobiście. Ona wszystko dokładnie wyliczyła. Imperium nie zdecyduje się na wojnę. Stracili Iwołgę, to, co dzieje się na tej planecie jest utajnio- ne na poziomie epsilon i nie mam... na razie nie mam - poprawił się z godnością - żadnych informacji. Ale jeśli to, co powiedzia- łeś, jest prawdą... wówczas macice powinny pojawić się znowu. Nie zrozumiałem tylko jednej rzeczy: gdy udało się zniszczyć macicę, czy znaleziono antygrawitator? Pokręciłem głową. Dobre pytanie. W zamęcie walki pewnie nikt o tym nie myślał... - Zapewniam cię - uśmiechnął się Konrad - że zarówno gesta- po, czyli kontrwywiad, jak i służba ochrony cesarza starannie prze- czesały wszystkie miejsca zniszczenia macic, jeśli tylko mieli taką możliwość. Pod Peenemiinde mogli to zrobić bez przeszkód, praw- da? Skinąłem głową. - A na Iwołdze również zniszczono kilka macic. Znasz oko- liczności ich zniszczenia? W jaki sposób, jaką bronią? Nie wiesz? jsfo właśnie. W ręce wywiadu imperialnego mogło wpaść jedno czy dwa takie urządzenia... _ No i co? - nie wytrzymałem. - Przecież w rękach człowieka antygrawitatory są bezużyteczne. Mówiłem ci. - Świetnie pamiętam, co mówiłeś. Ale imperialni jeszcze o tym nie wiedzą... - Nie rozumiem, do czego zmierzasz. - Do tego, że imperialny kontrwywiad z charakterystycznym dla siebie zamiłowaniem do przygód może przekonać najwyższe wła- dze Imperium, Sztab Generalny, a nawet samego cesarza, że ko- nieczne jest zebranie jak największego pakietu danych o inwazji. I że zbadanie tej technologii może dać nieprawdopodobny bodziec rozwojowi ziemskiej nauki. A zatem „inwazja kontrolowana", jako analogia do „kierowanej opozycji", musi trwać. Mało tego, dzięki temu Imperium upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jeśli macice skończą z „buntem Trzydziestu", z tą nowo powstałą Fe- deracją, nie zajdzie potrzeba wysyłania wojsk. - Przecież to szaleństwo! - wykrzyknąłem. - Jaka znów kon- trolowana inwazja! Jeśli nawet macice oczyszczą z ludzi trzydzie- ści planet w Ósmym, Dziewiątym i Jedenastym Sektorze, co póź- niej Imperium zrobi z tą enklawą?! - To już zupełnie inna kwestia. - Człowiek w masce roześmiał się. - Załóżmy, że kontrwywiad liczy, iż najpierw dogłębnie zbada- jąwroga, a dopiero potem zadadzącios. Nie dywizjami pancernymi czy korpusami desantowymi, lecz wirusami bojowymi. Wirusami, bakteriami, grzybami. Pasożytami specjalnie przystosowanymi do wojny z potworami. Stara, dobra metoda „wojny światów". Herbert Wells... pamiętasz takiego prokreatora broni bakteriologicznej? - To niemożliwe. Imperator nigdy na to nie pozwoli. - Cesarz nie musi o tym wiedzieć - oznajmił mój rozmówca. - Wystarczy umieścić dobry filtr na drodze docierających do niego informacji. - Dajmy spokój tym ponurym wizjom - powiedziałem posęp- nie. - Zgadzasz się pomóc w tej prostej i konkretnej sprawie? - Dostarczanie dokładnych informacji to jedna sprawa, zneu- tralizowanie górki brygad druga, a likwidacja ich ośrodka opozy- cji. .. o, to już zupełnie co innego. Dariana Dark stanowiła podsta- wę tego ośrodka, do którego wchodziły przecież nie tylko brygady. Ale skoro nalegasz... mogę to zrobić. Podobna operacja będzie jednak kosztowała bardzo, bardzo dużo, Rusłanie. ¦7< - Domyślam się