... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
W rozmowach ze mną otwarty, mówił o zahamowaniach, o trudnościach i kłopotach w rozwoju Czechosłowacji. Kiedyś powiedziałem mu, że czeskie górnictwo eks- ploatuje pokłady węgla pod granicą Polski i po naszej już stronie, nie uwierzył. Widziałem, że jest tym zaskoczony, ale odpowiedział, że sprawdzi, bowiem różne rzeczy czyni człowiek, kiedy bieda zagląda mu w oczy. Przekazane mu materiały wykorzystał, polecił roboty przerwać i wyjaśniając mi sprawę, pół żartem powiedział do Strougala: "Stwier- dziłem, że twoi chcieli podkopać Polskę. Masz ty zapędy!!!" Nie lubił napięć, sprawy wolał załatwiać polubownie. Papierosy palił połówkami - taki nawyk pozostał mu z więzienia. Połówkę po połówce wkładał do iifki i paląc przełamywał kolejnego papierosa. Palił dużo. W stosunku do swoich partnerów radzieckich był wstrzemięźliwy, uważał, że Czecho- słowacja, przy osiągniętym już poziomie produkcji przemysłowej i rol- niczej, zdoła obronić standard życiowy swych obywateli bez pogłębiania procesów integracyjnych między nami. Początkowo przekonywałem go do tej idei, potem uznałem to za zbędne, ponieważ wysłuchiwał moich argumentów ze spokojem, ale czynił to bez przekonania i zainteresowa- nia. Szanowałem go, nie należał bowiem do germanoiili, których tak wielu ujawniło się w Słowacji i Czechach w późniejszych latach. Czuliśmy do siebie wiele sympatii, ale rozbieżność narodowych interesów utrud- niała nam poważniejsze powiązania gospodarcze. Z Kadarem i Żiwkowem moje stosunki nie były tak bliskie jak z Honeckerem i Husakiem. Żiwkow drażnił wszystkich swoją mega- lomanią w ocenie organizacji i osiągnięć bułgarskiego rolnictwa oraz demonstrowaną proradziecką służalczością. Sam był rubaszny, opowia- dał nie najlepsze anegdoty, z których potem śmiał się najgłośniej i najdłużej. Widział, że raziło mnie to, nie lubiłem bowiem tego typu zachowań. Uważał, że pod względem socjalistycznej prawomyślności najpierw jest ZSRR, potem Bułgaria i później długo, długo nic i do- piero reszta KS-ów. Wybudowana w Sofii rezydencja Biura Politycz- nego z wystawną salą posiedzeń też była symbolem jego megalomanii. Wydawało się, że oficjalnie czyni wszystko, by go nie lubiono - był po prostu antypatyczny. Zawsze swobodnie czuł się między ludźmi. Pamiętam jak w czasie pobytu w Krakowie przez dłuższy czas tańczył bułgarskie tańce narodowe z baletem studenckiego zespołu. Opowia- dał mi o tym z uśmiechem zadowolenia na twarzy, jak o dużym wydarzeniu. Nie zapomnę jak namawiał mnie do wprowadzenia bułgarskiego systemu organizacji rolnictwa w Polsce. Kiedy tłumaczyłem mu, że w strukturze agrarnej polskiego rolnictwa jest to niemożliwe, odpowie- dział: "To zmieńcie strukturę!" Na tym poziomie nie mogło być między nami rozmowy. Po 1970 roku będąc w Polsce z kolejną wizytą w niewy- bredny sposób krytykował politykę lat siedemdziesiątych. Z Kadarem moje spotkania były raczej rzadkie. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć tego człowieka, nie zwierzał się mi ani razu. Kiedy mówiłem mu o naszych trudnościach, odpowiedział: "Taki już nasz los". Widać było, że ciążą na nim przeżycia, od których nie może się uwolnić. Był zazwyczaj maiomówny, kiedy dokuczało mu osamotnienie, szukał wtedy towarzysza rozmów. Na międzynarodowych konferencjach, kiedy miesz- kaliśmy w tych samych rezydencjach, widziałem, że nie mógł zasnąć i potrafił przy butelce wina przesiedzieć większość nocy. Ponieważ nie nadawałem się do takiego trybu życia, musieli w tych biesiadach towarzyszyć mu gospodarze. Jak większość Węgrów, sympatyzował z nami, chociaż nie okazywał tego spektakularnie. Ponieważ mówił wyłącznie po węgiersku i bardzo słabo po rosyjsku, porozumienie się z nim bez tłumacza było niemożliwe. Próbowałem nawiązać z nim bliższe stosunki osobiste - bez efektu. W węgierskim kierownictwie stopniowo nabierały na sile germanofilskie tendencje, nie podejrzewałem o nie Kadara, ale ludzie w jego otoczeniu proniemieckich sympatii nie ukrywali. Rzadko kontaktowałem się z Ceaucescu. Spotkania dotyczące sto- sunków polsko-rumuńskich ograniczały się do odczytania pisanych tekstów. Również w czasie nieoficjalnych spotkań (byłem raz na wcza- sach w Rumunii) obowiązywał protokoł. Siedziałem w fotelu, w znacznej odległości od N