... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Chwilę jeszcze odpocząłem i ruszyłem w kierunku zatoki i fortu. Na miejsce dotarłem wieczorem. W dżungli panował już mrok, gdy znalazłem się na skale nad jaskinią, gdzie kryla się łódź piratów. W zatoce był „Patriote”, którego maszty i pokład zdobiły gałęzie drzew i liście palm. To było maskowanie. Jacht milionera był zacumowany tam, gdzie go zostawiliśmy. Dziura po wypalonym blokhauzie na wyspie wciąż dymiła. Po plaży spacerował jeden z bandytów. Palił papierosa i patrzył na wrak samolotu Sworda. Maszyna była straszliwe poharatana po awaryjnym lądowaniu. Kabina była jednak cała, a otwarte drzwi i brak śladów pożaru wskazywały, że pasażerowie wysiedli o własnych siłach. Sword musiał wodować i w ostatniej chwili wprowadzić samolot na piach. Był chyba geniuszem, że dokonał takiej sztuki. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja byłem po wschodniej stronie zatoki. Bałem się, że gdy będę patrzył przez lunetę, któryś pirat zauważy błysk szkła. Postanowiłem najpierw zakraść się na „Patriote”. Obszedłem zatokę, aż znalazłem się przy kanionie potoku, którym uciekaliśmy na lądowisko. Owinąłem solidnie wyglądające drzewo liną zostawiając sobie odpowiednio długie oba końce. Korzystając z liny zszedłem do wody. Jednym silnym szarpnięciem ściągnąłem całą linę, zwinąłem i schowałem do plecaka. Zanurzyłem się i wystawiając nad wodę tylko głowę, płynąłem do jachtu. Podpłynąłem do lewej burty, od strony brzegu i znalazłem otwarte okno kambuza. Trzymając się krawędzi bulaju, podciągnąłem się i zajrzałem do środka. Panował tu bałagan, ale nie było strażników. Teraz, trzymając słupek relingu wspiąłem się do poziomu pokładu. Tu także panowała cisza. Nie wyobrażałem sobie, żeby ktokolwiek wytrzymał cały dzień pod taką kołdrą z liści, musiałby się zadusić. Wśliznąłem się na „Patriote’ i z pistoletem w dłoni sprawdzałem kajuty. Piraci splądrowali wnętrze łajby i zabrali tylko to, co było ładne i nowoczesne. Pogardliwie zostawili oba garandy, które wrzuciliśmy do wnętrza ze Swordem, gdy Tango przeszkodził nam w ucieczce. Obejrzałem broń, była w dobrym stanie. Przeczołgałem się po pokładzie i znalazłem puste magazynki. Załadowałem do nich naboje i sprawdziłem, czy jeden z garandów działa bezbłędnie. Teraz musiałem zastanowić się, jak wejść do fortecy. Usiadłem w jednej z kajut, skąd przez bulaj widziałem plażę i ścieżkę do fortecy. Po godzinie byłem pewien, że nawet mysz nie prześliźnie się na górę. Strażnik na plaży nie stanowił większego problemu. Gorzej było z posterunkiem z karabinem maszynowym w połowie drogi i drugim w bramie fortu. Chwilę zastanawiałem się, co by mi dała dywersja: na przykład wybuch na „Patriote” czy na łodzi piratów. Oba pomysły odrzuciłem, bo poza ewentualnym zatopieniem jednej z jednostek nic nie zyskiwałem. Piraci i tak panowali nad głównym ciągiem komunikacyjnym. Pozostawało nieuniknione, czyli wspinaczka po trzystumetrowej skale. Podejrzewałem, że skoro w skale pod fortecą są jaskinie, może być tam jakieś tajne przejście, służące do ewentualnej ewakuacji załogi. Nie dopytałem się wodza Czarne Ziarno, czy groty z pirackim skarbem znajdowały się pod fortecą, czy może chodziło o te po drugiej stronie zatoki. Wszedłem do kajuty Willy’ego, gdzie miałem nadzieję znaleźć jego telefon komórkowy, przez który może udałoby mi się sprowadzić pomoc. Piraci byli jednak skrupulatni. Nie zwrócili za to uwagi na papiery, a wśród nich była kopia pirackiej mapy. Przykryłem się kocem i zapaliłem latarkę. Nie chciałem, by ktoś z zewnątrz zauważył podejrzany blask na łodzi. Uważnie obejrzałem szkic. Góra z fortecą na szczycie była narysowana w rzucie z boku. Gdzieś w dwóch trzecich wysokości był czerwony krzyżyk naprzeciw wodospadu i dwie poziome kreski przecinające wzniesienie. Zabrałem mapę, garanda i wyśliznąłem się przez bulaj. Dotarłem do strumienia i powtórzyłem naszą wczorajszą drogę ucieczki. Przy wodospadzie skorzystałem z tej samej drogi wspinaczki co Sword. Była już noc, gdy znalazłem się u stóp góry. Nade mną piętrzył się skalisty kolos