... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Uderzony nagłą myślą Jess oderwał się na chwilę od wioseł, które uwalniał z przytrzymujących je zacisków i zmierzył bacznym spojrzeniem Lynn, upewniając się: - Umiesz pływać, prawda? - Oczywiście. Odchrząknął, ilustrując w ten sposób swoje zdanie na temat jej buńczucznych zapewnień, ale ponieważ rozsądek nakazał mu powstrzymać się od głośnego wyrażenia wątpliwości, Lynn także zachowała milczenie. - To dobrze. Cały sekret właściwego obchodzenia się z kajakiem na wodzie polega na utrzymaniu równowagi, zupełnie jak w przypadku roweru. Umiesz jeździć na rowerze? - Oczywiście. Tym razem Jess nie odchrząknął. Zresztą nie musiał - wyraz jego twarzy mówił sam za siebie. - Jeśli tak cię to interesuje, wiedz, że opanowałam również grę w dwa ognie, tenis ziemny, ping-pong oraz piłkę ręczną. Z po wodzeniem szusuję na nartach zimą, a latem chętnie przypinam narty wodne. Poza tym nieźle sobie radzę w wielu innych dziedzinach. Tak się jednak pechowo składa, że nigdy nie jeździłam konno, nie wspinałam się po skalnych ścianach ani nie prowadziłam kajaka. - Pływałam - poprawił ją Jess. - Słucham? - Spojrzała na niego z roztargnieniem, dla zachowania równowagi przytrzymując się kadłuba i przestępując z nogi na nogę, gdyż muł nieustannie osuwał jej się spod stóp. - Prowadzi się samochód. Kajakiem natomiast się pływa - wyjaśnił Jess tonem na wpół skruszonym, na wpół rozbawionym. - Wszystko jedno. - Tak czy siak, taka wytrawna sportsmenka jak ty poradzi sobie na pewno. Wskakuj - pociągnął kajak ku sobie, zachęcająco poklepując przednie siedzenie. -Jak to: wskakuj? - zmierzyła żółty kształt podejrzliwym spojrzeniem. A właściwie, czemu nie? Proszę bardzo. Brodząc po grząskim dnie, przemierzyła kilka kroków do miejsca, gdzie woda sięgała jej po uda. Znalazłszy się na wprost wyznaczonego jej siedzenia, zatrzymała się niepewnie. Jeśli wsiądzie do tej płaskiej łupiny, od pasa w dół znajdzie się poniżej linii wody. Zerknęła na Jessa, który stał parę kroków dalej, podtrzymując dziób kajaka. Na ustach kowboja błąkał się ironiczny uśmieszek. Muliste, brunatne wody rzeki pędziły z prądem w dal. - A co z kapokami? - Wybacz, słonko, ale ruszając wam na pomoc, gdy spadłyście ze skały, nie przewidywałem, że wybierzemy się razem na miłą wycieczkę po wodzie. Z powodu tak karygodnej krótkowzroczności nie zabrałem ze sobą ani kapoków, ani hełmów ochronnych, wobec czego jesteśmy zmuszeni obyć się bez nich. A teraz nie marudź już dłużej, tylko wskakuj wreszcie! Jego protekcjonalny ton rozzłościł Lynn. Zmrużyła oczy w szparki i wycedziła lodowatym tonem: - Spadłyśmy z tej skalnej półki, ponieważ zarwała się pod nami. Nie postawiłybyśmy na niej stopy, gdybyś raczył uprzedzić nas o niebezpieczeństwie. Jednym słowem, nasze obecne położenie zawdzięczamy wyłącznie brakowi odpowiedzialności firmy Adventure Inc. A poza tym nie nazywaj mnie słonkiem. - Rzeczywiście, chmura gradowa wydaje się odpowiedniejszym określeniem. Wsiadasz? Proszę! Poszło nadspodziewanie łatwo. Wcisnęła się w siedzenie i wyprostowawszy nogi, obrzuciła Jessa triumfującym wzrokiem. Wyściełane wnętrze kajaka okazało się wyjątkowo wygodne; ciasno obejmowało jej kształty, a plastikowy kołnierz opinał jej korpus powyżej pasa. Unieruchomiona w ten sposób, czuła się trochę tak, jakby właśnie przymocowała sobie syreni ogon. - Proszę, to twoje wiosło - odezwał się kowboj. - Dziękuję - odrzekła, wychylając się po nie. Kiedy tylko się poruszyła, kajak fiknął kozła. Nic nie zaskoczyłoby Lynn bardziej niż ten nagły zwrot: w jednej sekundzie przekomarzała się spokojnie z Jessem, a w następnej ni stąd, ni zowąd znalazła się pod wodą! W dodatku pod lodowatą wodą. Zanurzyła się cała do góry nogami uwięziona w syrenim ogonie. Z wrażenia na początek wypiła chyba pół rzeki. Potem dławiąc się zaczęła w panice machać rękami i nogami, za wszelką cenę pragnąc wyswobodzić się z krępującego jej ruchy materiału i wypłynąć na powierzchnie, by zaczerpnąć powietrza. 25 Zanim zdążyła coś zrobić, kajak, zupełnie bez jej udziału, odwrócił się tak samo niespodziewanie, jak przedtem zanurkował pod wodę. Krztusząc się i wydając nieartykułowane dźwięki, otrząsnęła wodę z twarzy i otworzyła oczy. Przed nią stał Jess, zaśmiewając się do rozpuku. - Ty... ty... - Z wściekłości zabrakło jej słów. - Zrobiłeś to na umyślnie! - dokończyła, pryskając mu przy okazji w twarz kropelkami mętnej wody, - Zapomniałem ci powiedzieć, że... kajaki... lubią się wywracać - wykrztusił, dławiąc się z uciechy. - Lubią się wywracać! - wrzasnęła w pasji. Dostrzegłszy kątem oka, że jej wiosło pływa obok na wodzie, wyłowiła je delikatnie i już miała grzmotnąć nim kowboja, gdy wtem przeklęty kajak fiknął kolejnego kozła