... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Gdy wszedł, zobaczył nagle pokojówkę z Zubałowa, Waleczkę, wesołą młodą kobietę o miłej powierzchowności. Nakrywała do stołu. – Dobry wieczór, Josifie Wissarionowiczu, przyniosłam kolację. Jak zawsze patrzyła na niego z uwielbieniem i oddaniem. – Dziękuję – powiedział Stalin. A przecież wyraźnie zabronił Własikowi przenosić tutaj kogokolwiek z obsługi daczy w Zubałowie! Waleczka przykryła wszystko serwetką. – Zabierzecie za pół godziny – mruknął. – A jakże, zrobi się. Waleczka wyszła. Stalin zjadł kolację. Jadał niewiele. Uszczknął kawałek chleba, posmarował odrobiną masła, wypił kieliszek wytrawnego wina, pół filiżanki słabej herbaty. Przejrzał gazety. Dokładnie po półgodzinie zjawiła się Waleczka. – Zjedzone, Josifie Wissarionowiczu? – Tak, dziękuję. Znów patrzyła na niego wesoło i z oddaniem, szczęśliwa, że może mu usługiwać, zręczna, prosta kobieta. Sprzątnęła wszystko ze stołu, ustawiła na tacy, uśmiechnęła się do Stalina i ruszyła w stronę drzwi, trzymając tacę w uniesionej ręce. – Przyślijcie do mnie Własika – polecił Stalin. – A jakże, zrobi się. Stalin doczytał gazetę, wstał, przeszedł się po pokoju. Na podłodze leżał dywan, drugi wisiał nad kanapą. Te dwa dywany i kominek były jedynym luksusem, na jaki sobie pozwolił. Drzwi otworzyły się, w progu stał Własik, stał na baczność, po żołniersku, i wytrzeszczał oczy na Stalina. Stalin spojrzał na niego tak, jak tylko on umiał to zrobić. Własik zamarł. Stalin znów przespacerował się po pokoju, zawrócił, przystanął na wprost Własika. – Poleciłem wam, żeby nie przenosić tutaj ani jednego człowieka z Zubałowa. – Tak jest, towarzyszu Stalin! – Dlaczego nie wykonaliście tego polecenia? – Nikogo nie przenieśliśmy, towarzyszu Stalin, oprócz towarzyszki Istominy Walentyny Wasiliewny. – Dlaczego bez mojej zgody? – Was wtedy nie było, towarzyszu Stalin. I my znakiem tego zebraliśmy się, rozważaliśmy i zadecydowaliśmy przenieść tylko towarzyszkę Istominę Walentynę, jako że ona, znaczy się Istomina, wie, jak podać, jak sprzątnąć. Człowiek sprawdzony... – Z kim to tak zebraliście się, rozważaliście i zadecydowaliście? – Z towarzyszem Paukerem. Stalin odwrócił się, podszedł do oszklonych drzwi prowadzących na taras, popatrzył na ogród. – Konferencja na najwyższym szczeblu... I długo to rozważaliście? – Tak jest – zaczął Własik i umilkł. Stalin odszedł od drzwi, przesunął kałamarz na stole. – Pytam was, ile czasu to rozważaliście: godzinę, dwie, trzy? – Godzinę – niemal bezgłośnie powiedział Własik, zapominając dodać „towarzyszu Stalin”. Teraz Stalin patrzył mu prosto w oczy. – Więc to wy jesteście ten dobry, przenosicie tutaj Istominę, a ja wobec tego mam być ten zły i ją stąd przepędzić, tak?! Własik milczał. – Mam ją przepędzić? – powtórzył Stalin. – Ależ nie – wymamrotał Własik – towarzyszu Stalin, my to raz dwa... – Raz dwa? – wybuchnął wreszcie Stalin. – Bałwan! Przez takiego bałwana mam wypędzać człowieka? Prędzej ciebie wypędzę, durniu jeden! Zebrali się, rozważyli, zadecydowali... Idioci! Znów podszedł do oszklonych drzwi tarasu i nie odwracając się rzucił: – Wyjdźcie! Tej nocy Nikołaj Siergiejewicz Własik, tępy i ograniczony zupak, pierwszy raz w życiu poskarżył się na serce. Zaś nieświadoma całej tej afery Waleczka pracowała w Kuncewie aż do śmierci Stalina. Z zachodniego tarasu, który przylegał do pokoju, można było zejść do ogrodu. Ostatnie promienie słońca przebijały się przez krzaki bzu. Stalin narzucił na ramiona płaszcz, znów wyszedł na taras i usiadł w fotelu. Już dawno należało wyjechać z Zubałowa. Po śmierci Nadii zrezygnował z mieszkania na Kremlu, ale z przeprowadzką na daczę zwlekał – niepotrzebnie, póki budowano „Pobliską”, mógł przenieść się do którejkolwiek z dalszych. Ale nie do Zubałowa! Za życia Nadii był jeszcze w stanie ścierpieć tę całą rodzinkę, ale teraz, po śmierci żony, Zubałowo budziło tylko bolesne wspomnienia. Oni też stale przypominali mu o Nadii. W spojrzeniach staruszków wciąż czaił się wyrzut. I dlaczego ona to zrobiła? Podobno ON ma trudny charakter. A któryż z wielkich ludzi ma łatwy charakter? Wielcy ludzie zawsze mają trudny charakter. Prawdziwy charakter – to trudny charakter. Widziała przecież, jak tytaniczną walkę prowadzi, widziała, jak go atakują, oczerniają, intrygują przeciwko niemu, czyż nie rozumiała, jakie państwo dostał w spadku i jakie państwo musiał stworzyć? Nie chciała rozumieć! Była petersburską pensjonarką i pozostała nią do końca – pensjonarką z mieszczańskiej rodziny. Prawdziwa arystokratka nigdy nie pozwoliłaby sobie na coś takiego. To nie przypadek, że władcy żenią się jedynie z kobietami królewskiej krwi, te kobiety już z mlekiem matki wchłaniają zrozumienie tego, że interesy dynastii liczą się ponad wszystko. Rozumiały to nawet córki zubożałych baronów niemieckich