... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

VI. Szarża Jadąc w górę zboczem wzgórza, Fryderyk coraz lepiej widział scenerię przyszłego ataku. Najpierw był to gęsty tuman zawieszony między niebem i ziemią; potem kolumny czarnego, dymu wznoszące się pionowo, niemal nieruchome, jakby zmrożone rzadkim deszczem. Potem za mgłą, daleko na horyzoncie, dostrzegł zarys gór zamykających dolinę z drugiej strony. Będąc już niemal na szczycie, zobaczył pola po prawej i lewej stronie, las, wieś w płomieniach, trudną do rozpoznania teraz, gdy dachy płonęły szaleńczo, iskry poruszane żarem wyskakiwały pod niebo, a potem znikały w powietrzu lub opadały na ziemię, na pola czarne od błota i popiołu. Jeden z batalionów Ósmego Pułku Piechoty Lekkiej stał u stóp wzgórza, najwyraźniej nie poszło mu dobrze. Jego kompanie wycofały się, a teren przed nimi usiany był nieruchomymi niebieskimi mundurami leżącymi na ziemi. Wyczerpani żołnierze opatrywali rany, czyścili strzelby. To byli ci sami ludzie, których Fryderyk eskortował do wioski zdobytej bagnetami, a następnie oddanej po bezlitosnym kontrataku wroga. Teraz mundury mieli poplamione błotem, twarze osmalone prochem, a zagubiony wzrok wskazywał, że przeszli ciężką próbę. Po ich odwrocie punkt centralny bitwy na tym skrzydle przeniósł się ku prawej stronie, tam, gdzie drugi batalion pułku, bardziej wysunięty naprzód, osłonięty podziurawionymi murami na wpół zburzonego gospodarstwa, pluł salwami karabinowymi w kierunku zwartych szeregów nieprzyjaciela, które wydawały się posuwać powoli, lecz nieugięcie przez dym własnych strzałów, jakby nic na świecie nie mogło ich zatrzymać. Trąbki obu szwadronów huzarów zabrzmiały niemal równocześnie, dając rozkaz utworzenia szyku bojowego. Pierwsze linie zielonych i brunatnych mundurów znajdowały się blisko, w odległości pół mili, słabo widoczne w tumanie spalonego prochu. Kiedy Hiszpanie ujrzeli huzarów, zaczęli zwierać szeregi, zmieniając szyk z linii w kwadrat, jedyną formację obronną skuteczną wobec ataku kawalerii. Na szczycie wzgórza major Berret nie tracił czasu; na chwilę oderwał wzrok od nieprzyjacielskich szeregów, stwierdził, że szwadron jest gotowy do ataku, wyciągnął szablę z pochwy i wskazał na najbliższą kolumnę wroga. - Pierwszy szwadron Czwartego Pułku Huzarów! Naprzód! Jeźdźcy, ustawieni teraz w dwa zwarte szeregi po pięćdziesięciu ludzi, spięli ostrogami konie i zaczęli zjeżdżać po łagodnym zboczu. Na prawo od nich dowódca drugiego szwadronu, gestami identycznymi jak te, które przed chwilą wykonał Berret, wskazywał szablą nieco bardziej oddaloną nieprzyjacielską kolumnę. Spoza hiszpańskich szeregów dobiegł świst kul i huk granatów artylerii wroga, które zatapiały się w mokrej ziemi i wybuchały, wznosząc odwrócone stożki błota i prochu. Fryderyk jechał przed pierwszym szeregiem, po lewej stronie miał Philippa, a po prawej de Bourmonta. Major Berret jechał przed sztandarem, z trębaczem tuż za zadem jego konia. Dąbrowski zajął swoje miejsce na drugim końcu szeregu; jeśli Berret padnie, to on przejmie dowodzenie szwadronem. Jeśli i Dąbrowski zostałby wyłączony z walki, dowództwo obejmie Maugny, Philippo, i kolejno według starszeństwa, aż po samego Fryderyka. - Pierwszy szwadron! Kłusem marsz! Konie przyspieszyły, a jeźdźcy dopasowali ruchy do rytmu swych wierzchowców. Fryderyk, z szablą opartą o ramię i wodzami w lewej ręce, zerkał to w jedną, to w drugą stronę, aby utrzymać swoją pozycję w szyku, co nie pozwoliło mu patrzeć naprzód tak uważnie, jak by sobie tego życzył. Zielony prostokąt, ku któremu zmierzali, był coraz lepiej widoczny pośród kłębów dymu; przestawał wyglądać jak bezkształtna masa i przybierał swą prawdziwą postać zwartych szeregów ludzi tworzących kolumnę najeżoną bagnetami ze wszystkich stron. Oba szwadrony zjechały ze zbocza i minęły rozbity batalion piechoty. Żołnierze unieśli czapki w górę na lufach karabinów, pozdrawiając huzarów, po czym zaraz stanęli w szyku i wezwani przez oficerów, ruszyli ich śladem z powrotem na teren, który musieli opuścić pod naporem przeciwnika, i znów maszerowali naprzód przez pole, na którym pozostali ich zabici towarzysze. Drugi szwadron oddalał się od pierwszego, ponieważ jego celem był inny nieprzyjacielski oddział - kwadrat brunatnych kurtek, znajdujący się w odległości czterystu łokci od tego, ku któremu zmierzali jeźdźcy Berreta. Kilka armatnich pocisków przeleciało z hukiem i wybuchło po lewej stronie, nie powodując żadnych strat. Ze świstem docierały też kule fizylierów, jednak były już słabe, na granicy zasięgu i z trzaskiem wbijały się w mokrą ziemię. Berret uniósł szablę, a trąbka wydała rozkaz „stój”. Szwadron przejechał jeszcze kawałek i zatrzymał się w dwóch idealnie prostych szeregach - huzarzy, ściągając mocno wodze, zatrzymali konie w miejscu