... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.
Tłum zwiedziony tymi na pozór słusznymi twierdzeniami, obliczonymi na głaskanie jego uszu, z łatwością w to uwierzył. Skoro dowiedziałem się o tym, znowu112 starałem się pouczyć lud, że nie wolno prześladować tych, którzy do niego się schronili. A te brednie o czarach, o które ich obwiniano, po prostu wyśmiałem, tłumacząc, że Rzymianie nie utrzymywaliby tylu dzie- siątek tysięcy żołnierzy, gdyby można było pokonać nieprzyjaciół przy po- mocy czarowników113. Ale te słowa moje nie na długo ich uspokoiły. Gdy bowiem ludzie rozeszli się, znowu ci nikczemnicy podburzyli ich przeciwko owym dygnitarzom i pewnego dnia dokonano zbrojnego najścia na ich dom w Tarychei, aby ich zabić. Wiadomość o tym wzbudziła we mnie obawę, żeby w wypadku popeł- nienia tej zbrodni miasto nie stało się miejscem niedostępnym dla szukają- cych w nim schronienia. Przeto udałem się z kilkoma innymi ludźmi do domu tych dygnitarzy, zasunąłem rygle, potem wykonałem podkop z niego do jeziora114, sprowadziłem łódź i wsiadłszy do niej wraz z nimi popły- nąłem aż do granicy terenów Hippos115. Następnie wypłaciłem im odszko- dowanie za konie (nie mogłem bowiem ich prowadzić ze względu na okoliczności, w jakich odbyła się ta ucieczka) i pożegnałem się, gorąco za- grzewając ich, aby mężnie znieśli los, który ich spotkał. Co do mnie, to bar- dzo bolałem nad tym, że byłem zmuszony zbiegów tych odstawić z powrotem do ziemi nieprzyjacielskiej. Sądziłem jednak, że lepiej będzie, jeśli zginą - skoro już taki los będzie im sądzony - z ręki Rzymian niż w moim kraju. Pomimo wszystko ocalili oni swe głowy, gdyż król Agryppa wybaczył im popełnione przewinienia. W taki sposób zakończyła się ich przygoda. 32 Bunt w Tyberiadzie, która oświadcza się za Herodem Agryppą II Teraz znów mieszkańcy Tyberiady napisali116 do króla, prosząc go o przysłanie wojska dla ochrony ich kraju, ponieważ pragną przejść na jego stronę. Tak napisali do niego. Gdy jednak ja do nich przybyłem, domagali się, żebym zbudował im mu- ry zgodnie z przyrzeczeniem117, słyszeli bowiem, że Tarychejczycy już mieli miasto obwarowane. Wyraziłem więc na to zgodę i przygotowawszy wszys- tko, co trzeba, do budowy, rozkazałem budowniczym przystąpić do dzieła. Kiedy trzy dni później byłem w drodze do Tarychei, oddalonej o trzydzieści stadiów od Tyberiady, zauważono przypadkowo jeźdźców rzymskich prze- jeżdżających niedaleko od miasta, co czyniło wrażenie, że nadciąga armia królewska118. Od razu zaczęto wznosić okrzyki wielce wychwalające królów, a mnie nie szczędząc złorzeczeń. Wtem przybiegł ktoś i doniósł mi o ich za- mysłach, mianowicie, że postanowili ode mnie odstąpić. Wiadomość ta wiel- ce mnie zatrwożyła, gdyż właśnie rozpuściłem żołnierzy z Tarychei do do- mu, jako że następnego dnia był dzień sabbatu, a nie chciałem, żeby obecność znacznej liczby wojska zakłócała spokój mieszkańców miasta119. Zresztą ilekroć tutaj bawiłem, nie dbałem nawet o ubezpieczenie się strażą przyboczną, bo już niejeden raz ludność dała mi dowody swej lojalności. Ma- jąc teraz przy sobie tylko siedmiu żołnierzy i swoich przyjaciół, nie wiedzia- łem, co począć. Nie wydawało mi się bowiem rzeczą stosowną odwołać woj- sko, gdyż dzień ów dobiegł kresu, a poza tym gdyby ono nawet powróciło, nie mogłoby następnego dnia wziąć broni do ręki, ponieważ tego zabraniają prawa120, choćby nie wiadomo jak wielka zdawała się przynaglać do tego potrzeba. Z drugiej strony, gdybym znów pozwolił Tarychejczykom i korzy- stającym z ich gościny obcym przybyszom złupić Tyberiadę, to siły te, o czym dobrze wiedziałem, były za słabe, a uświadomiłem sobie, że spowo- duje to z mej strony znaczną zwłokę w działaniu. Sądziłem bowiem, że woj- sko królewskie przybędzie wcześniej i że zostanę wypędzony z miasta. Po- stanowiłem tedy posłużyć się przeciwko nim pewnym podstępem. Postawiłem bezzwłocznie u bram Tarychei najwierniejszych przyjaciół, aby pilnie baczyli na tych, którzy chcieliby wyjść z miasta, i zawezwawszy mę- żów stojących na czele rodzin poleciłem im, aby każdy spuścił łódź na wo- dę121, wziął z sobą sternika i posuwał się za mną do Tyberiady. Ja sam w oto- czeniu przyjaciół i żołnierzy, których było -jak wspomniałem - siedmiu, także popłynąłem w kierunku tego miasta122. 33 Józef uśmierza podstępem bunt w Tyberiadzie Gdy Tyberiadczycy przekonali się, że nie przybywa do nich żadne wojsko od króla i spostrzegli, że na jeziorze pojawiło się mnóstwo łodzi, zaniepokoili się o los miasta i przerażeni myślą, że statki zapełnione są załogami, zmienili swoje plany. Przeto odłożyli broń i wyszli na moje spotkanie wraz z kobietami i dziećmi, wznosząc liczne okrzyki pochwalne pod moim adresem - przypu- szczali bowiem, że nie doszły mnie jeszcze wiadomości o ich zamiarze - i błagali, abym oszczędził miasto