... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Kiedyś błądził wśród wąskich zaułków przez kilka godzin. Przyśpieszył. Zbliżał się już do końca Mateus Gago. Przed nim wznosiła się niczym góra jedenastowieczna gotycka katedra. Tuż obok, na tle jaśniejącego nieba, widział wysoką, stusześciometrową dzwonnicę Giralda. To było już Santa Cruz. Tu znajdowała się druga pod względem wielkości katolicka katedra świata, tu mieszkały najstarsze, najbardziej pobożne, katolickie rody Sewilli. Przeciął kamienny plac. Hulohot jeszcze raz strzelił, ale było za późno. Becker zniknął na swym motocyklu w wąskim przejściu Callita de la Virgen. Rozdział 88 Reflektor vespy rzucał ostre cienie na ściany wąskich przejść. Becker z trudem przerzucał biegi. Z rykiem silnika przejeżdżał koło bielonych budynków, urządzając mieszkańcom Santa Cruz wczesną pobudkę, i to w niedzielę. Od ucieczki z lotniska nie minęło jeszcze pół godziny. W dalszym ciągu uciekał. W głowie kotłowały mu się niezliczone pytania. Kto próbuje mnie zabić? Dlaczego ten pierścień jest taki ważny? Gdzie jest samolot NSA? Przypomniał sobie widok zamordowanej Megan w kabinie toalety i znowu zebrało mu się na mdłości. Becker zamierzał przeciąć barrio i wyjechać po drugiej stronie, ale Santa Cruz to prawdziwy labirynt, z niezliczonymi ślepymi uliczkami. David szybko stracił orientację. Starał się odnaleźć drogę, kierując się wieżą dzwonnicy, ale w ciasnych przejściach między wysokimi ścianami domów mógł zobaczyć nad głową tylko wąski pasek jaśniejącego nieba. Zastanawiał się, gdzie może być mężczyzna w drucianych okularach; nie miał złudzeń, że morderca zrezygnował. Teraz prawdopodobnie szukał go pieszo. David musiał uważać, pokonując na motocyklu ostre zakręty. Ryk silnika rozchodził się we wszystkie strony. Becker zdawał sobie sprawę, że w nocnej ciszy w Santa Cruz nie jest trudno go wytropić. Miał tylko przewagę szybkości. Musiał jak najprędzej dotrzeć na drugą stronę dzielnicy! Po długiej serii zakrętów Becker wjechał na skrzyżowanie trzech ulic, oznaczone Esquina de los Roses. Wiedział, że błądzi - był tu już przedtem. Zatrzymał się, by zastanowić się, co dalej. W tym momencie silnik zakasłał i zgasł. Wskaźnik paliwa pokazywał FACIO. Jakby na sygnał, w alejce po lewej stronie pojawił się jakiś cień. Umysł ludzki to najszybszy komputer świata. W ułamku sekundy Becker zarejestrował kształt okularów, porównał go z zapamiętanym, ocenił zagrożenie i podjął decyzję. Rzucił bezużyteczny motocykl na ziemię i ruszył sprintem. Na nieszczęście dla niego, Hulohot stał teraz na ulicy, a nie siedział w podskakującej taksówce. Spokojnie uniósł pistolet i strzelił. Pocisk trafił Beckera w bok dokładnie w chwili, gdy skręcał w poprzeczną uliczkę, by uciec z pola rażenia. Zrobił jeszcze kilka kroków, nim poczuł ból podobny do naciągnięcia mięśnia. Później czuł tylko ciepłe łaskotanie. Gdy zobaczył krew, wiedział, co się stało. Nie myślał jednak o bólu, lecz o tym, by jak najszybciej biec przez labirynt uliczek. Hulohot podążał za swą ofiarą. Miał ochotę strzelić Beckerowi w głowę, ale był profesjonalistą i brał pod uwagę prawdopodobieństwo. W przypadku poruszającego się celu strzał w korpus daje największe szansę trafienia. To się opłaciło. Becker poruszył się w ostatniej chwili i Hulohot, zamiast spudłować, co stałoby się, gdyby celował w głowę, trafił go w bok. Zabójca wiedział, że pocisk tylko drasnął Beckera i nie mógł spowodować poważnej rany, ale spełnił swoje zadanie. Został nawiązany kontakt. Ofiara poczuła muśnięcie śmierci. Rozpoczynała się zupełnie nowa gra. Becker biegł na oślep. Skręcał co chwila w lewo lub w prawo. Unikał długich, prostych odcinków. Wciąż słyszał za plecami kroki mordercy. Miał pustkę w głowie. Przestał myśleć, gdzie jest, kto go goni - obudził się w nim instynkt walki o przetrwanie, narastający strach powodował przypływ energii. Kolejny pocisk roztrzaskał glazurę na ścianie za jego plecami. Odłamki płytki uderzyły go w głowę. Becker skręcił w lewo. Słyszał, jak woła o pomoc, ale wokół panowała śmiertelna cisza, którą przerywały tylko odgłosy kroków i głośne oddechy. Czuł już pieczenie w boku. Obawiał się, że pozostawia za sobą ślady krwi na bielonych ścianach budynków. Gorączkowo szukał otwartych drzwi, uchylonej bramy, jakiegoś wyjścia z kanionu wąskiej uliczki. Na próżno. Uliczka stopniowo się zwężała. - Socorro! - spróbował krzyknąć, ale ledwo szeptał. - Pomocy! Ściany domów po obu stronach uliczki zbliżały się do siebie. Becker na próżno rozglądał się za skrzyżowaniem. Łuk zakrętu. Zamknięte drzwi. Coraz węziej. Zamknięte bramy. Słyszał zbliżające się kroki. Prosty odcinek. Nieoczekiwanie uliczka zaczęła prowadzić stromo pod górę. Becker czuł, że jego nogi słabną. Zwalniał. Koniec. Podobnie jak autostrada, na której budowę nagle zabrakło pieniędzy, uliczka po prostu się skończyła na wysokim murze. Stała pod nim drewniana ławka, i to wszystko