... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Na pewno nie spodobałoby jej się, że się wtrącam, ale tak czy inaczej postanowiłem ją wyręczyć Nie chcę, żeby jej się coś stało i prześladuje mnie myśl, ze pakuje się w kłopoty - Właśnie o tym rozmawialiśmy - mruknął szeryf - A co do jej listy podejrzanych, to zawęziła ją do jednej osoby Bo zatrzymał się w pół kroku - O czym pan mówi, szeryfie? - Mówię o twojej dziewczynie i moim chłopaku Ubzdu- rała sobie, ze to on zamordował jej rodziców i pozostałych Wpadła tu jakieś dwadzieścia minut temu, a teraz, o ile wiem, pojechała do Juniora Powiedziałem jej, że dałbym głowę, że Junior nikogo nie zabił, lecz prawdę mówiąc, nie wiem, jak on się zachowa, gdy zacznie rzucać mu w twarz oskarżenia Na pewno nie będzie zachwycony Więc pomyś lałem sobie, ze lepiej tam pojadę i upewnię się, ze wszystko przebiega spokojnie i w miłej atmosferze - Podszedł do samochodu od strony kierowcy i machnął dłonią w stronę miejsca dla pasażera - Wskakuj Możemy porozmawiać w drodze Bo nie wahał się Nie myślał w tej chwili o tym, czy Junior Witcomb jest winien morderstw, które zdarzyły się w osiemdziesiątym piątym, wystarczyło mu, że wiedział, jaki jest zapalczywy Kilku „gości", którzy w ciągu ostatnich dziesięciu lat spędzili jakiś czas w więzieniu w St Joan, złożyło skargi na brutalne traktowanie ze strony nadgorliwego 269 zastępcy. Żadna z nich nie doprowadziła do niczego, a Junior oświadczył, że działał w obronie własnej. Być może. W ciągu ostatnich trzech lat, od czasu pobicia Rodneya Kinga i zamieszek w Los Angeles, które nastąpiły potem, w całym kraju nasiliły się skargi na brutalizację działań sił porządkowych. Bo nie był wcale przekonany, że Junior jest taki święty, za jakiego starał się uchodzić, a już na pewno nie wtedy, kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo Rikki. Spojrzał więc tylko na zegarek i powiedział: - Mam nadzieję, że zna pan jakiś skrót, którego nie zna Blue. - Dowiozę nas tam, nie martw się na zapas. Mojego chłopaka może w ogóle nie być w domu. - Niepokoję się, ponieważ pan także wydaje się zaniepo kojony - zauważył Bo. Szeryf nie odpowiedział. Wycofał samochód z podjazdu i skierował się na północ. Odezwał się dopiero, kiedy radiowóz osiągnął sześćdziesiąt mil na godzinę. - Mamy tu stanowczą kobietę, z głową nabitą brzydkimi przypuszczeniami i faceta, który nie najlepiej znosi krytykę, a do tego łatwo wpada w gniew. Jednym słowem - wybucho wą mieszankę, która w najlepszym razie może stać się przy czyną niezłej awantury. - A w najgorszym? - Mój chłopak nie jest mordercą - powiedział szeryf z uporem, naciskając jednocześnie pedał gazu. Jechali już prawie osiemdziesiątką. Rikki pomyliła się tylko raz, skręcając w lewo zamiast w prawo na rozjeździe w Hawknest Road. Zorientowała się po pół mili i zawróciła dżipa. Do granicy ziemi Witcom-bów dojechała w trzydzieści minut po opuszczeniu domu szeryfa. Do samego domu było stąd jeszcze dobre dwie mile, lecz nawet z tej odległości widać było, że nigdzie nie pali się światło. Poczuła, jak opuszcza ją nadzieja. Zwolniła jednak i podjechała bliżej. Światła mogły się przecież palić w oknach od podwórka. Gdy była już około stu stóp od domu, wyłączyła 270 reflektory w samochodzie i niemal przeoczyła podjazd. Zdecydowała się pozostawić samochód na drodze i podejść do domu na piechotę. Pomyślała, że prawdopodobnie przesadza z ostrożnością, choć z drugiej strony odrobina dyskrecji na pewno nie zaszkodzi. Zobaczyła, że w domu nie palą się żadne światła. Dostrzegła też radiowóz Juniora, zaparkowany z tyłu, choć jego półciężarówki nigdzie nie było widać. A potem zobaczyła ją zaparkowaną przed dużą metalową szopą, położoną o sto stóp niżej niż dom. Wydawało jej się, że dobiega z niej jakiś syczący dźwięk. Przyspieszyła lekko. Była ciemna, bezksiężycowa i bezgwiezdna noc, której czerń wydawała się wręcz przerażająca. Kiedy zbliżyła się do szopy, dźwięk nasilił się, choć nadal nie potrafiła go zidentyfikować. Zawahała się stojąc przy drzwiach. Czy powinna tam wejść i rzucić mu w twarz oskarżenie? Drzwi były lekko uchylone, postanowiła więc, że zanim się tam wpakuje, zajrzy najpierw i zobaczy, w czym mu przeszkodzi. Gdy zobaczyła wnętrze szopy, wciągnęła głęboko powietrze, zaskoczona. Znajdowało się tam co najmniej tuzin samochodów, same najnowsze modele, a wszystkie w różnym stopniu rozmontowane. Było też kilka zagranicznych wozów drogich marek. Wszystkie tablice rejestracyjne zostały zdjęte. Mężczyzna o twarzy ukrytej za maską spawacza, w którym domyślała się Juniora Witcomba, z pasją atakował jeden z nich za pomocą lampy lutowniczej. Nigdy dotąd nie widziała podobnego miejsca, ale od razu zorientowała się, co to takiego. Była w warsztacie, gdzie rozmontowywano kradzione auta, żeby następnie sprzedać je na części. Choć serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, przeszła przez próg i zawołała go po imieniu. Nie podniósł głowy, dopóki nie znalazła się o dwadzieścia stóp od niego. Zdjął maskę z twarzy i wyłączył lutownicę