... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Zaś ci czterej próbowali usunąć go, jednak bez efektów. Gałąź była tak gruba jak udo Conana i sporej długości, a most dosłownie uginał się pod jej ciężarem. - Ja jestem najsilniejszy w wiosce – powiedział Tair. – Pokażę tym słabeuszom, w jaki sposób prawdziwy mężczyzna przesunie ten konar. Wypiął dumnie pierś i podszedł do czterech biedzących się z gałęzią ludzi. Nastąpiła teraz krótka wymiana zdań i nawet z daleka Conan widział, że była ona dość gwałtowna. Najwyraźniej ci czterej nie mieli zamiaru pozwolić Tairowi na przesunięcie gałęzi, co mogłoby udowodnić ich słabość. Conan uśmiechnął się znowu. Po chwili jednak Tair podszedł do konara i spróbował go unieść. Trzeba przyznać, że bez trudu zdołał to zrobić. Ale mimo sapania i naprężał wszystkich mięśni, Conan szybko dostrzegł, że małemu człowieczkowi braknie siły. Podszedł do miejsca, w którym Tair zmagał się z konarem. - Ciężki ? – spytał. Tair zaprzestał na moment wysiłku. - W rzeczy samej. Jeśli ja nie mogę go ruszyć, żaden z nas tego nie dokona. - Pozwól mnie spróbować. - Jesteś wielki, ale to nie zawsze oznacza siłę. - To prawda. - Mimo wszystko możesz spróbować. Conan stanął w szerokim rozkroku i chwycił za gałąź. Napiął mięśnie nóg i zmusił swe potężne ścięgna do pracy. Wiedział już, że uniesie konar, aczkolwiek nie będzie to łatwe. I faktycznie gałąź zaczęła się unosić. W tym jednak momencie Conan spojrzał na twarz Taira i zobaczył jego zmarszczone brwi. Wtedy też zrozumiał, że jeżeli podoła zadaniu, Tair nie będzie już najsilniejszym mężczyzną w wiosce. Zawahał się przez chwilę. Mógł dźwignąć konar i w byłby za to przez wszystkich podziwiany, ale Tair straciłby wiele ze swego autorytetu a tutaj najwyraźniej miało to znaczenie. Conan zdecydował więc, iż uczyni co innego. Rozluźnił się i konar powoli opadł z powrotem. Dojrzał coś na kształt ulgi na twarzy Taira. - Jest bardzo ciężki – powiedział. Tair przytaknął. - Ci czterej nie potrafili go unieść. Ty także nie. I jak widziałeś mnie też się to nie udało. Tair przytaknął ponownie. - Sądzę jednak, że my obaj dokonamy tego, czego nie mogli zrobić ci czterej. Mały mężczyzna uśmiechnął się szeroko. - Z całą pewnością. Podszedł, stanął obok Conana i teraz obaj dźwignęli konar. Cymmerianin postarał się nie ciągnąć zbyt silnie, tak aby Tair także poczuł swój udział w tym przedsięwzięciu. Konar poszybował w dół z mostu i huknął o ziemię. Most zakołysał się uwolniony od ciężaru co nie przeszkadzało wszystkim mocno trzymać się na nogach. Tair odwrócił się do pozostałych. - Widzicie co mogą zrobić mężczyźni obdarzeni prawdziwą siłą. To jest Conan z wierzchołka świata. I jest moim przyjacielem. To rzekłszy Tair klepnął potężne ramię Cymmerianina. Potem dalej wraz z Hokiem oprowadzali go po wiosce. Conan zaś wiedział, że w ten sposób miast wroga zyskał przyjaciela. I uczynił słusznie. Thayla zsunęła się ze stosu futer, na którym spał jej mąż, wyczerpany nocnymi igraszkami. Uśmiechnęła się z zadowoleniem i oddaliła w poszukiwaniu wiedźmy, od której miała otrzymać miksturę zabezpieczającą przed zajściem, iż nie zajdzie w ciążę. Nie był to najlepszy czas, aby nosić w sobie dziecko. Nie teraz, kiedy miały się spełnić jej ambicje, by być królową czegoś więcej, niż tylko tego kawałka pustyni. Musiała dokonać tego bez dodatkowych komplikacji. Tam w dalekim świecie oczekiwały prawdziwe rozkosze. A Thayla nie miała zamiaru rezygnować z żadnych przyjemności, które niosła władza. Zdążyła już nauczyć się pożądać tego co zakazane. I zanurzała się w tym coraz bardziej. Zwłaszcza jedna z zakazanych rozkoszy była fascynująca. Pochwycenie człowieka oznaczało dla Pilich prawdziwą ucztę. Nic bowiem nie mogło równać się w smaku z mięsem człowieka, jeśli przyrządzić je prawidłowo, a Pili wiedzieli jak to zrobić. Ale czasami nim brańcy zostali ugotowani i zjedzeni, trzymano ich żywych przez pewien czas, kiedy to byli tuczeni a przez właściwą dietę zapewniało się odpowiedni smak ich mięsu. Jako królowa, Thayla miała dostęp do tych więźniów. W pierwszej chwili odrzuciła pomysł, który wtedy przyszedł jej do głowy, ale potem doszła do wniosku, że ma prawo do zaspokajania wszelkich żądz. Rayk oczywiście nie miał o tym pojęcia jedynie niektórzy z jej zaufanych sług. Thayla odważyła się zażywać z człowiekiem, takich samych rozkoszy jakich doznawała ze swym mężem. Oczywiście takie rzeczy były zakazane przez prawo Pilich, ale ona była w końcu królową. Stała wiec ponad prawem. Ludzcy samce byli inni niż Pili, inaczej pachnieli, inaczej się poruszali i byli więksi w niektórych miejscach ... znacznie więksi. Pierwsze spotkanie z ludzkim samcem zachwyciło ją. Wydawało jej się niemożliwe pomieścić w sobie jego męskość, ale dokonała tego i doznała rozkoszy znacznie przewyższającej wszystko co mógł jej dać Rayk, albo jakikolwiek inny Pili, którego brała na kochanka. Ale ludzkich jeńców było niewielu. Ludzie mieszkali daleko stąd