... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Czy napotkamy po drodze jaki× ruczaj czy rzeczkę? - Płynie strumyk, ale przeprawa nie będzie trudna, bo ma piaszczyste dno i głęboki nie jest. - Daleko? - Chyba z pięć wiorst. Stoi przy nim z dawna opuszczony młyn, to i ogień będzie z czego rozpalić. Dotarli na miejsce już po pierwszym zmroku. Na wpół rozwalony budynek patrzył na nich pustymi oczodołami otworów okiennych, lecz blisko połowa dachu jeszcze się trzymała. Nikodem kazał więc narzucić narąbanych gałęzi z sosnowego zagajnika i wymo×cić posłania dla kobiet. Reszta pachołków zabrała się do wyciągania zawalonych belek i rąbania ich szablami. Ognisko rozpalili wewnątrz młyna, aby blask nie był widoczny. Zawiesili kociołek z wodą, by ugotować wieczerzę, i obsiedli ogień. Wyznaczony do kolejnego strażowania pachołek odszedł na posterunek, a Nikodem także niebawem podniósł się na nogi. Widząc to Tania uniosła głowę. - Dokąd idziesz? Jeszcze× nie wysechł! - Do koni. Trzeba je obejrzeć. - Mogę i×ć z tobą? - Pytasz się? Tania żywo wstała i po chwili zniknęli w ciemno×ciach, odprowadzani wzrokiem przez Natalię Pawłownę. Młody rycerz sprawdził, czy pachołcy do×ć zadali wierzchowcom siana, a potem oglądał im nogi. Młodzi nic do siebie nie mówili, dopóki po odej×ciu od zwierząt nie skierowali się do odłamu młyńskiego kamienia, który zapewne pękł w czasie transportu i został tu porzucony. Nikodem wskazał dziewczynie miejsce i sam przysiadł obok niej. - Dobrze, że możemy pogadać na osobno×ci. Nie ma teraz na to okazji, a chciałem ci powiedzieć, jak jestem szczę×liwy, udrękę niepewno×ci mając za sobą. - Chyba się domy×lałe× - odpowiedziała pochylając głowę - że mimo gniewu, jaki czułam, nie byłe× mi obojętny... I to mnie zło×ciło... Dlatego cię dręczyłam. - Teraz wszakże za zrządzeniem losu jeste× pod moją opieką. Czy zatem to nie wdzięczno×ć przemogła twój gniew? - Ależ, Nikolka, co mówisz! - wykrzyknęła nieomal z oburzeniem. - Czy× doprawdy taki ×lepy?! Nie neguję, żem szczerze ci wdzięczna, ale... ale... Jedlina gwałtownie obrócił się do dziewczyny, starając się w ciemno×ci ujrzeć jej twarz. Dostrzegł tylko błyski oczu wpatrzonych w niego, lecz mrok nie pozwalał na odczytanie ich wymowy. Jej okrzyk natchnął go wprawdzie otuchą, ale mimo to ciągnął dalej: - A jednak, je×li nie jeste× pewna swej przychylno×ci ku mnie, to mów otwarcie. - Mam ci powiedzieć otwarcie? - znów usłyszał jej głos pełen gniewnej nuty. - A więc ci powiem. Jeste× głupi i tyle! I w ogóle szkoda z tobą gadać! - Może i jestem głupi, ale czemuż to? - Najpierw sądziłam, że chcesz mnie po×lubić z obowiązku, potem zaczęłam wierzyć, żem ci istotnie miła... W czasie pożaru padłam przerażona na kolana prosząc Bogurodzicę o pomoc... Od razu też pomy×lałam o tobie i pełna żalu, że nie ma cię przy mnie, przysięgłam, że je×li cię Bóg przy×le, przestanę ci się opierać. Głos Tani, początkowo wzburzony, z wolna uspokajał się, a ostatnie słowa powiedziała już zupełnie cicho. - I teraz nie chcesz przysięgi złamać? - zapytał. - Od początku nie chciałam... Ona mi nie ciąży... Wziął ją w ramiona, a ona tym razem sama podała mu usta. Kiedy po powrocie zasiedli przy ognisku, Natalia Pawłowna znów obrzuciła córkę badawczym spojrzeniem. Ujrzawszy jednak jej oblicze, popatrzyła z kolei na młodego rycerza i pogroziła mu palcem. Zresztą i na twarzy Nikodema widać było rado×ć. Toteż Rymsza, który znał jego strapienie, nieskory do zachowania dyskrecji odezwał się niby do siebie: - Widzi mi się, że kot dopadł wreszcie szpyrki... Poczet Jedliny, prowadzony przez chłopa, jeszcze cały dzień jechał łąkami. Dopiero pod wieczór dotarli do lasu, gdzie stanęli na kolejny nocleg. Rano za×, doprowadzeni z powrotem na możajski trakt, obdarowawszy przewodnika, ruszyli już sami w dalszą drogę. Pod wieczór dotarli do Wnukowa. Noc minęła tu niezbyt spokojnie, bo zakłóciły ją jakie× postacie krążące wokół ich kwatery, które, niewidoczne w ciemno×ciach, usiłowały podkra×ć się do koni. Wprawdzie strzał wartownika przepłoszył je, ale też i postawił na nogi cały poczet, który już czuwał do rana, nie wracając na spoczynek. Na ostatni postój stanęli milę za Kubinką, i wreszcie trzeciego dnia, dopiero po południu, dotarli bez dalszych przygód do Możajska. Tu poczuli się w końcu bezpieczni. W miasteczku stały polskie chorągwie, a o kwaterę też nie było trudno, gdyż po różnych kolejach wojennych wielu jego mieszkańców szukało bardziej spokojnego dachu nad głową. Do Werei z Możajska było wiorst około trzydziestu, a stamtąd do majętno×ci bojara Rumcewa, brata Natalii Pawłowny, jeszcze dobrych dwadzie×cia, a więc razem dwa dni drogi. Toteż Nikodem, czując się bezpiecznie, postanowił nieco wytchnąć, tym bardziej, że i wóz wymagał napraw