... masz przeżywać życie, a nie je opisywać.

Jednak dla większości ludzi, żyjących jakby we śnie, przejście na drugą stronę jest najłatwiejszą rzeczą na świecie, i jest tak, jak piszesz, że ludzie ci, wchodząc przez wpółotwarte drzwi, odnajdują się nieomylnie we wspólnym dla wszystkich pokoju. Ty patrzyłeś na dziewczynę idącą po schodach jak na tajemniczą istotę, która lekko niczym ptak przenosi się na drugą, lepszą stronę rzeczywistości. Zgadzam się z tobą, że możliwe jest, żebyś cały swój stan lękowy zupełnie z siebie wypisał, dokonując swoistego herausschrei-ben. Wówczas mógłbyś, jak twierdzisz, "wyłonić się z głębi istnienia w głąb papieru". Mnie także interesują te wszystkie rytuały przejścia, które tak często pomagają nam walczyć z lękiem i cierpieniem. Zachwyciła mnie twoja opowieść o dwóch rzeczywistościach: snu i życia. Tak mnie ona poruszyła, że z pamięci wyłonił się obraz, którego sens zrozumiałam dopiero, czytając twój list. Opowiem ci o nim później. Wracając jednak do twojej historii. "Pewnego razu, gdy byłem dzieckiem - piszesz - zbudziłem się z popołudniowej drzemki i - niezupełnie jeszcze upewniwszy się o tym, że żyję - usłyszałem, jak moja matka pyta kogoś z balkonu: Cóż tam robisz, kochanie? Ależ upał! - Na to jakaś kobieta odpowiada z dołu: Urządzam tu podwieczorek na zielonej trawce." , »r » c Sens słów powoli docierał do twojej świadomości i świat tam, w dole wydał ci się niepojęty, a siła, z jaką ludzie potrafią znosić życie, ogromna i niezrozumiała. Myślałam długo o scenie, którą opisałeś tak prosto i sugestywnie i próbowałam zrozumieć prawdziwy sens twojego przeżycia. I ja znam to uczucie zdziwienia, gdy się budzę i realność snu jest tak silna, że przez długą, często pełną tłumionej paniki, chwilę nie wiem, gdzie jestem. Szczególnie mocno odczuwa to dziecko, dla którego marzenie senne może być nawet bardziej realne niż jawa. Ze snu (czy były w nim może piękne, pełne powietrza i światła obrazy?) wtrącony zostałeś nagle w realność świata dorosłych (była tam wszakże twoja matka i jeszcze jakaś kobieta). Ten świat wydał ci się niepojęty nie tylko dlatego, że był tak bardzo realny, ale dlatego że był światem pewnych siebie, wszechmocnych dorosłych. Leżysz w łóżku, w głębi mieszkania, nie widzisz tych, którzy mówią, słyszysz tylko ich głosy, tajemnicze i tak bliskie zarazem, jakby pochodziły z twojego własnego wnętrza. Ale tak nie jest. Pytanie dobiega z góry, odpowiedź z dołu. Między górą a dołem, między tym co zewnątrz a tym co wewnątrz jest okno. Z okna wychyla się ten, kto pyta, bo tak naprawdę świat realny jest na zewnątrz. Stamtąd też nadchodzi odpowiedź. Piszesz, że banalność tego, co mówiły kobiety, poraziła cię. A zatem taki jest świat, to jest życie, takie życie można znosić, uważać je za dobre i odczuwać nawet satysfakcję. To, co wewnątrz ciebie, twój śniony świat, zderzył się z zewnętrznością, z tym co realne, i to zderzenie zabolało cię. Domyślam się, że przez długą chwilę nie wiedziałeś, czy żyjesz, lub nie wiedziałeś, ż e żyjesz, dopóki te głosy nie wtrąciły cię na powrót w okrutne i nieuniknione bycie. Wiesz, co wydaje mi się w twojej historii najważniejsze? Okno. Otwór, otwarcie, które umożliwia nam przejście: z naszego wnętrza na zewnątrz, ze snu w rzeczywistość, z niebycia w istnienie. Okna, drzwi, schody, korytarze służą do przechodzenia, ale ich tajemnica uświadamia nam często niemożność przejścia albo wskazuje na niebezpieczeństwo przekraczania granic. Panienka wchodząca po hradczańskich schodach zachwyciła cię lekkością, z jaką 214 215 dokonała przejścia z dołu w górę. Matka zadziwiła cię oczywistością, z jaką, wychylając się z okna, zadała pytanie, kobieta z dołu pewnością odpowiedzi. Zrozumiałeś, że inni (dorośli, reszta świata) z nieopisaną łatwością przekraczają granice dzielące ich od świata; jednym zdaniem, jednym wychyleniem się z okna odnajdują siebie na zewnątrz, w świecie, we wspólnocie. Bo właśnie za oknem, poniżej, rozpościera się przestrzeń wspólnoty, to tam inni urządzają sobie podwieczorek na zielonej trawce. Wiesz, Franz, co oznacza fakt, że teraz, jako dorosły, dojrzały już człowiek, przypominasz sobie to zdarzenie? Wciąż jeszcze nie możesz przestać się dziwić. Ten świat, taki świat, jest dla innych czymś bliskim dzięki temu, że tak łatwo pokonują granice i odnajdują się na zewnątrz, tam w górze, w dole, za oknem, za drzwiami, na szczycie schodów, podczas gdy ty odczuwasz wobec świata tylko nieskończone zdumienie, chłód i lęk. Obiecałam ci jeszcze wspomnienie z dzieciństwa. Miałam wtedy nie więcej niż dwa lata. Byłam chora na jedną z zakaźnych chorób dzieciństwa, a właśnie urodził się mój brat i rodzice odesłali mnie do krewnych. To było pierwsze rozdzielenie z matką, a jednak nie odczułam bólu rozstania. Pamiętam taką scenę: stoję w łóżeczku obok okna i nagle niespodziewanie widzę twarz mojej matki. Śmieje się i przyciska nos do szyby jak w dziecięcej zabawie, ale choć niepodobna do siebie, daje się rozpoznać jako najbardziej kochana i oczekiwana istota na świecie. Szaleję ze szczęścia, a stopami wystukuję murzyński taniec radości. Plama twarzy odrywa się od szyby i znika. Przenoszę wzrok na drzwi. Wejścia matki nie zapamiętałam